O tym, że nie znoszę terminu muzyka świata, wspominam chyba przy każdej okazji. To określenie w gruncie rzeczy nic nieznaczące (bo przecież niewiele mają ze sobą wspólnego birmańska muzyka klasyczna z gardłowymi śpiewami Inuitów), protekcjonalne, wpychające od jednego worka nie tylko muzykę spoza anglosaskiego idiomu, ale też różne porządki z tych samych kultur - muzyką świata jest i malijski rap, i obrzędowa muzyka Dogonów, czy klasyczna muzyka hindustańska i szamańskie pieśni Baulów. Dlatego bardzo ucieszyłem się, gdy Bartek Chaciński na wzór niezalu ukuł bardzo zgrabny termin "niezach".
Jest jednak pewien obszar, gdzie ten nieszczęsny termin jest zasadny. To wszystkie zderzenia kultur z różnych części świata, tworzące nową jakość. Nie granie każdy sobie, ale rzeczywiste wykuwanie czegoś nowego i interesującego. To także kreatywne mieszanie wszystkiego ze wszystkim bez żadnych ograniczeń. Tak ten termin zdają się rozumieć Szwedzi z Goat, tytułując swój debiut
World Music właśnie.
Na najnowszej, trzeciej płycie rozwijają ten koncept najpełniej. Wszystko spina psychodeliczny, hipisowski klimat, ale pomiędzy pojawiają się i gitary wyjęte żywcem ze złotej ery zachodnioafrykańskich bigbandów, subsaharyjskie polirytmie, bogactwo trynidadzkiego calypso, nagrania muezzinów, latynoskie rytmy, dźwięki kory. Naprawdę wszystko. Może się wydawać, że od takiej mieszanki może rozboleć, jednak
Requiem przy całym swoim eklektyzmie jest płytą może nie wybitną, ale na pewno więcej niż solidną i najlepszą w dyskografii Szwedów.
Dużo skromniejszy brzmieniowo, ale równie spektakularny (i - przypadkowo? - mający premierę tego samego dnia) jest drugi album Xylouris White,
Black Peak. Następca - nomen omen -
Goats. Dużo tych zbiegów okoliczności, a muzyka inna i podobna jednocześnie. Giorgios Xylouris (syn słynnego kreteńskiego lirnika Psarantonisa) i Jim White (fenomenalny australijski perkusista) podbijają wyspiarską tradycję i przenoszą ją na inny poziom. Ni to folk, ni to rock, ni to post-punk (choć może do niego jest najbliżej). Xylouris swobodnie porusza się między graniem bliskim tradycyjnym wzorcom, a rockowym idiomem, w czym sekunduje mu White, którego słuchanie jest po prostu fascynujące. To nie tylko muzyka kreteńska przefiltrowana przez post-punk, ale też dialog dwóch wyrazistych, artystycznych osobowości. Słychać, że przy drugim spotkaniu czują się w swoim towarzystwie bardzo swobodnie, pozwalając sobie na więcej luzu i stosując bardziej otwarte (choć wciąż dosyć piosenkowe) formy.
Black Peak to pozycja ciemniejsza niż debiut duetu, również za sprawą matowego barytonu Xylourisa. O ile na
Goats wokal pojawiał się sporadycznie, tutaj dołącza do lauto i perkusji jako jeden z głównych aktorów spektaklu. Podczas kolejnego przesłuchania
Black Peak uderzyło mnie, jak bliskie mają podejście do Sefardix, czyli tria braci Olesiów i Jorgosa Skoliasa. Z tym że w przypadku Polaków punkty wyjścia do poszukiwań to muzyka greckich żydów i jazz. Łączy je przytłaczająca atmosfera, brzmienie perkusji i pewna dzikość. Takiej właśnie "muzyki świata" chciałbym słuchać na co dzień - odważnej, kreatywnej, frapującej.
Xylouris White zagrają jutro na Unsoundzie, którego tegoroczna edycja została skrojona pode mnie. Pod tematem przewodnim
Dislocation kryje się "dialog peryferii z centrum". Krakowska edycja jest kulminacją trwającego cały rok projektu, w ramach którego Unsound odwiedził Azję Centralną (Duszanbe i Biszkek) oraz Władywostok. Stąd specjalne spotkania zderzające muzyków z różnych kultur. Moritz von Oswald zagrał wczoraj z Kirgizami z Ordo Sakhna, Stara Rzeka zagra jutro z Tadżykami z Samo. Stąd dzisiejszy koncert Dwarfs of East Agouza, tria łączącego krautrock z deltą Nilu. Stąd wspólny występ Indonezyjczyków z Senyawa z Libańczykiem Rabihem Beainim jako KAFR. Niestety, nie uda mi się być na całym festiwalu, ale jeśli jesteście w Krakowie, to sprawdźcie program i idźcie na koncerty, bo ten wyjątkowy festiwal jest w tym roku jeszcze bardziej interesujący.
PS. Pozostając w temacie wokół Unsoundu, Dan Boeckner z Wolf Parade i Operators
w wywiadzie zdradził mi, że bardzo chciałby zagrać w Krakowie ze swoim nowym zespołem Frankfurt Boys.