Jeszcze nie zdążył opaść kurz po premierze „Reign of Terror”, a Derek Miller i Alexis Krauss ogłaszali, że zaczynają pracę nad jego następca. Tempo mieli szybkie, kilkanaście miesięcy później „Bitter Rivals” ujrzał światło dzienne.
Trzeci album Sleigh Bell jest logicznym krokiem w rozwoju amerykańskiego duetu. Debiutancki „Treats” zdominowały przestery, hałas, mniej skupiali się na melodiach, a przede wszystkim podwaliny pod łobuzerski wizerunek zespołu, z angielska BOSSOSTWO. Choć go uwielbiam, zdaję sobie sprawę, że muzyki jest na nim niewiele. Przy okazji „Reign of Terror” Derek Miller chciał pokazać, że piosenki to przecież potrafi pisać. Przytłaczające brzmienie ustąpiło miejsca ciętym, quasi-metallowym riffom, a piosenki zaczęły ciążyć w stronę teen popu. Jednak Sleigh Bells zatrzymali się wpół drogi.
„Bitter Rivals” składa się z tych samych składników, co poprzednicy. W sferze konceptualnej nie ma mowy o żadnej rewolucji. Graja głośno, trochę nieskładnie, agresywne gitary i (nad)używany automat perkusyjny kontrastują ze słodkim wokalem w stylu kolejnej gwiazdki Disneya, które z kolei soją w opozycji do poważnych tekstów. Jednak już intro utworu tytułowego rozpoczynającego płytę pokazuje, że będzie trochę inaczej.
Pierwsze sekundy to jedynie gitara akustyczna i choć później piosenka rozwija się w przewidywalny sposób, ten początek wzmaga uwagę. Faktycznie, to zapowiedź zmiany, Miller w większym stopniu dopuścił Krauss do kreatywnego procesu. Alexis tym razem w pełni odpowiada za linie wokalne. Słychać tu jej doświadczenie z efemerycznego girls bandu RubyBlue. Melodie stały się wreszcie bezwstydnie popowe, refreny „You Don’t Get Me Twice” czy „Young Legends” już czekają na swoją kolej na szczytach list przebojów. Jednak Sleigh Bells nie byliby sobą, gdyby tej popowości nie popsuli. Tak, jak na „Treats” pod przesterami kryją się całkiem niezłe melodie, tak tutaj wysuwają się na pierwszy plan, a zadziorność została zepchnięta na dalszy plan, ale nie trzeba uważnego ucha, by ją usłyszeć. To świadome przesunięcie akcentów.
Sleigh Bells zostają nadal zespołem idealnym dla pokolenia Internetu 2.0. Patchworkowe kompozycje z powodzeniem łączące różne bieguny muzyki popularnej, głośne, agresywnie walczące o uwagę umysłu w stanie wiecznego rozproszenia. Skutecznie walczące.