Egipskie trio EEK pod wodzą magika keyboardu Islama Chipsy'ego zrobiło furorę na OFF Festivalu. Tak wielką, że zagrali dwukrotnie, zastępując Wileya, który postanowił nie przyjechać na festiwal. Zanim to nastąpiło porozmawiałem z zespołem. Odpowiadał przede wszystkim Mahmoud Refat, jeden z perkusistów i jednocześnie tłumacz na angielski.
Kiedy narodziło się electro chaabi?
Myslę, że to było w 2006 roku, w
Kairze, ale poza najbardziej modnym centrum miasta. Powstało dzięki
dwóm gościom: Figo i Haaha. Do dziś zresztą się kłócą, który
z nich był pierwszy.
Czy to muzyka z politycznym
przesłaniem?
Z naszej perspektywy, chaabi nie ma nic
wspólnego z polityką. Electro chaabi powstało, by ludzie mieli do czego
tańczyć, bawić się, zresztą jest grana na weselach. Jednak, z
drugiej strony, wszystko jest polityczne. To, co wydarzyło się w
2011 roku, to był wybuch młodych ludzi, którzy chcieli mieć
szansę na nadzieję. Możesz usłyszeć tę rebelię w naszej
muzyce, mimo że bezpośrednio jako EEK się do tego nie odnosimy.
Zaskoczyła Was popularność w
Europie?
Do Kairu przyjeżdżało dużo ludzi z
Europy, by filmować to, co robimy. Za naszym sukcesem stoi dużo
pracy promocyjnej, za którą odpowiada nasza wytwórnia Nashazphone.
To oni rozpuścili wici, wysyłali płyty dziennikarzom. Na samym
początku byliśmy zszokowani tym, że ludzie nas tu słuchają, ale
teraz chyba rozumiemy, dlaczego tak się dzieje.
Dlaczego?
Dlatego, że europejska muzyka taneczna
powtarza się od dłuższego czasu. Ludzie potrzebowali nowego
brzmienia i nowej energii. Nasza muzyka jest bliskowschodnia,
arabska, ale jest mieszanką rozmaitych stylów, ma swoje wyraziste,
charakterystyczne brzmienie, przez co dociera do ludzi z różnych
kultur i środowisk. Z EEK możemy zagrać i w artystycznej galerii,
małym klubie w Warszawie, dużej sali w Londynie. Rozmawiałem
niedawno z portugalskim dziennikarzem i powiedział mi, że sekret
naszego sukcesu leży w tym, że nasza muzyka sprawia, że ludzie
czują i ruszają się w sposób, w jaki nigdy tego nie robili.
Jaki jest związek waszej muzyki z
innymi arabskimi tanecznymi gatunkami?
To, jak gramy – dwa zestawy
perkusyjne i keyboard – jest teraz bardzo modne w Egipcie. Nasza
muzyka jest kombinacją różnych rodzajów muzyki „orientalnej”.
Ale to nie jest tak, że gramy jak Omar Souleyman. On przecież
zajmuje się muzyką Beduinów, z gór, do tego śpiewa poezję, a my
gramy instrumentalnie. Oczywiście, są podobieństwa, ale mniejsze
niż może się to wydawać dla europejskiego ucha.
Wplatacie w swoją twórczość
elementy i motywy muzyki tradycyjnej lub klasycznej?
Nasza muzyka powstaje przede wszystkim
na scenie. Jak mówiłem, to mieszanka różnych elementów. Nie
planujemy, że będziemy grali tak, czy inaczej, improwizujemy. Jak wyimprowizowany motyw nam się spodoba, staje się to piosenką, którą potem nagrywany. Idea EEK polega na
tym, że to, co sprawdza się na scenie, trafia do naszego
repertuaru.
Co jest Wasza największą inspiracją?
Publiczność. Jeśli widzimy, że
ludzie świetnie się bawią przy jakiejś piosence, potrafimy grać
ją przez 25 minut.
Czego oczekujecie od zagranicznych
tras?
Latania samolotem i pieniędzy
(śmiech). Wiem, że to brzmi brutalnie, ale takie jest życie, to
nasz zawód.