piątek, 27 listopada 2015

Chcielibyśmy się usłyszeć w Radiu Złote Przeboje


Z połową Rycerzyków spotykam się w zatłoczonym pubie na krakowskim Podgórzu, położonym zaraz nad Wisłą. Jest jesień, smog dusi miasto, a ja zasłuchuję się w radosnych, odrealnionych piosenkach.

Całość wywiadu tutaj.

środa, 11 listopada 2015

Foo Fighters


Czekałem na ten koncert od 2001 roku. Wtedy usłyszałem Foos po raz pierwszy. Nie pamiętam, czy to było The One ze ścieżki dźwiękowej do Orange County, czy Learn to Fly z There Is Nothing Left to Lose.

O ile mogłem być pewny, że tę druga piosenkę usłyszę w Krakowie, o tyle The One nie grają prawie w ogóle. Zresztą, Foo Fighters niezwykle rzadką sięgają na koncertach po piosenki nie będące singlami. Tak było też w Tauron Arenie. Same hity, setlista skrojona pod "niedzielnych" fanów, których była większość. Trochę zrozumiałe, ale równocześnie rozczarowujące, bo po 19 latach przerwy, mogliby zdecydować się na niewielkie odstępstwa od rutyny.

Jednak i tak był to fantastyczny koncert. Pełen energii, bezpretensjonalności, jazdy na złamanie karku,głośny. Rock'n'roll w stanie czystym. Grohl jeżdżący po scenie na swoim surrealistycznym tronie (podobno po raz ostatni) zdominował resztę zespołu. To na nim skupione były wszystkie oczy. Nic dziwnego, bez przerwy szalał na tyle, na ile pozwalała mu kondycja i złamana noga. Pozostali Foos wydawali się przy nim chorobliwie statycznie. Z wyjątkiem Taylora Hawkinsa, który za zestawem perkusyjnym miał swoje pięć minut w Cold Day in the Sun i przy przedstawianiu zespołu, gdzie pobawił się we Freddiego Mercury'ego.

Fantastycznie wypadło Skin and Bones z przepiękną partią akordeonu, Best of You doskonale zwieńczyło ponaddwugodzinny występ, a Breakout zaskoczyło mnie zupełnie. Choć trochę narzekam na dobór piosenek, to i tak był jeden z najlepszych koncertów, jakie widziałem. Opłacało się czekać.

piątek, 6 listopada 2015

Trafiłem na dobrych ludzi i dobry czas


Czyli po prostu siadałeś i grałeś? 
Materiał powstał na zasadzie improwizowania. Chciałem wtłoczyć ducha improwizacji w struktury piosenkowe. Brałem gitarę i nagrywałem za pierwszym podejściem. Wszystkie utwory na płycie, ich bazowa struktura to właśnie pierwsze podejście. Później dokładałem inne ścieżki, starając się, by nie było ich za dużo.
Chciałem, żeby materiał był surowy, minimalistyczny, żebym był w stanie zagrać go sam. Żeby było słychać, że zrobiła to jedna osoba nie w warunkach studyjnych. To znaczy, efekt końcowy nie jest do końca lo-fi…
Jeszcze przed wydaniem świetnej płyty, porozmawiałem z Mateuszem Franczakiem. Spotkaliśmy się w tym samym miejscu, co cztery lata temu. Rozmawialiśmy wtedy o debiucie Daktari.