niedziela, 24 lipca 2011

Apokalipsa nadchodzi

20 lipca skończył się świat. Pitchfork przypieczętował, to, na co zanosiło się od dawna. Metal już nie jest obciachem w niezal światku. I nie chodzi mi o różnych eksperymentatorów, jakies drone metale, w ostateczności doomowców, lecz o stary, (nie)dobry thrash metal. Jasne, od dwóch, trzech lat metal jest nowym indie, hipsternia łaziła w koszulkach ze Slayerem. Wydawalo się to jednak żartem. A tu indie Biblia wystawia 8.7 reedycji drugiej płyty Megadeth. Czyli powrót i "odobciachowienie" metalu pełną gębą. Pitchforki kiedyś potrafili skasować ze swojego archiwum pochlebne recenzje płyt, które po kilku latach redaktorzy uznawali za obciachowe (choćby Save Ferris). A teraz odwracają pojęcie obciachu i nawet słuchanie thrash metalu nie jest dla młodych gniewnych czymś wstydliwym. Post-modernizm w pełnej krasie.

Czekam na rehabilitację dżinsowych kurtek z ekranami na plecach, Limp Bizkit oraz Iron Maiden.

poniedziałek, 18 lipca 2011

Uskudar 13 VII 2011

Z lekkim opóźnieniem, ale jest playlista z audycji:

1. William Elliott Whitmore - Bury Your Burdens Down in the Ground
2. Tamikrest - Aratan N Tinariwen
3. Terakaft - Aratan N Azawad
4. Kel Assouf - Tin Hinane
5. Kel Assouf - Tinariwene
6. Toumast - Tinahirithin
7. Toumast - You Got Me Floatin
8. Bombino - Assalam Felawan
9. Bombino - Amidine

The Adventures of Rain Dance Maggie

Mój oficjalnie ulubiony zespół wrócił. Bałem się trochę, bo choć wymiana gitarzysty nie mogła im wyjść na złe, to "Stadium Arcadium" jest ich najsłabszym albumem (oprócz dwóch pierwszych, rzecz jasna). Frusciante ciągnął zespół w złą stronę, jego "gitarowy blask" dominował na innymi elementami. To było bardzo złe. Dlatego też koncert w Chorzowie mnie tak bardzo rozczarował. Owszem, miał momenty świetne, w tym "This Velvet Glove", ale zdominowanie setu przez słabe kawałki z SA i postępujące odosobnienie i przekonanie o własnej wielkości gitarzysty sprawiło, że nie mogę zaliczyć tego koncertu do udanych. Nic dziwwnego, że ogłoszenie decyzji o odejściu Frusciantego przyjąłem z wielką ulgą. Zespół też, co w jednym z wywiadów przyznał Flea. Plotki o powrocie do zespołu Dave'a Navarro okazały się tyle ekscytujące, co fałszywe. Nowym gitarzystą został Klinghoffer, współpracownik Frusciantego.

No dobra, koniec tej gadki. Jest już pierwszy singel i to najważniejsze. Udał im się ten powrót. "The Adventures of Rain Dance Maggie" jest piosenką delikatnie funkową, taneczną, z prościutkim, ale bardzo fajnym basem, który trochę przypomina mi Franz Ferdinand. Oszczędna gitara idealnie współgra z prostotą utworu. No, jest dobrze, ale nie mogę się za bardzo podniecać, bo przecież "Dani California" to też świetny singel był. A płyta wiadomo, jaka.

wtorek, 5 lipca 2011

Mokra Euharmonia

1. Pogoda pokrzyżowała mi plany. Chciałem iść na wszystkie koncerty, w końcu byłem tylko na trzech.

2. Szumnie zapowiadane międzyzespołowe kolaboracje zawiodły. Nie, nie chodzi o to, że były nieudane, ale dwie piosenki w sytuacji, gdy można było się spodziewać całego wspólnego koncertu to trochę żal.

3. Te kolaboracje wyglądały tak, że najpierw przez czterdzieści minut grał jeden wykonawca, potem gość wchodził na dwie piosenki, a potem rozpoczynał swój koncert. Słabo. Kapela i Hedningarna zagrali nowe utwory, a Gooral i Mahala Rai Banda postanowili poprzerabiać swoje piosenki. I paradoksalnie to drugie rozwiązanie wyszło lepiej, bo Kapela i Szwedzi są stylistycznie zbyt blisko, by zaskoczyć, a połączenie góralszczyzny, elektroniki, cyganerii i muzyki bałkańskiej wyszło naprawdę egzotycznie i porywająco.

4. To przede wszystkim zasługa Rumunów, których koncert był zdecydowanie najlepszy w piątek. Porywający, taneczny, szołmeński. I te piękne brzmienie dęciaków. No miód, malina.

5. Świetnie wypadł też Cukunft z muzykami Balkan Beat. To była prawdziwa kolaboracja, z zespołem Rogińskiego wystąpiła sekcja dęta BBB. Przez cały koncert. Przygotowali specjalny repertuar. O to właśnie chodziło, ale nikt tego nie ogłaszał w taki sposób.

6. Koncert Kapeli wypadł świetnie, ale Szajkowski mógłby sobie chociaż tutaj darować lewackie przemowy. Za to zaproszenie Nasty Niakrasavej z Białorusi to bardzo miły gest.

7. Hedningarna mnie rozczarowała, a tak na nich czekałem. Spodziewałem się czegoś zupełnie innego, ale to dlatego, ze dawno straciłem z nimi kontakt.