niedziela, 30 czerwca 2013

Uskudar 30 VI 2013

1. Cuneyt Sepetci & Orchestra Dolapdere - Arnavut Gaydasi
2. Cuneyt Sepetci & Orchestra Dolapdere - Ispanyol Kasabi
3. Cuneyt Sepetci & Orchestra - Gayda
4. Cukunft - Kholem Blum \ Senny kwiatek
5. Idassane Wallet Mohamed - Amarhine
6. Idassane Wallet Mohamed - Ahiyana
7. Samba Toure - Al Barka
8. Samba Toure - Albala
9. Hatti Vatti - Algebra #4
10. Dieuf-Dieul de Thies - Hommage a Cheikhou Oumar Foutiyou

środa, 26 czerwca 2013

Imitacje



"When I was a kid in the late sixties and early seventies, my parents and their friends would play the records of Andy Williams, Dean Martin, Frank Sinatra and Perry Como, music with string arrangements and men singing songs that sounded sad whether they were or not. At home my folks were also listening to country music, Willie Nelson, Johnny Cash, George Jones and Vern Gosdin were some of our favorites. For a long time I’ve wanted to make a record that gave me the same feeling those old records did, using some of the same tunes I loved as a kid and some that I’ve loved as I have gotten older. This record is it. Imitations."
 Czy będzie tak dobrze, jak w przypadku "I'll Take Care of You" przekonamy się 17 września. Na razie wiemy, że będzie zupełnie inaczej
 

niedziela, 23 czerwca 2013

Uskudar 23 VI 2013

1. Bomba Estereo - El alma y el cuerpo
2. Bomba Estereo - Pa' Respirar
3. La yegros - Viene de mi
4. Frikstailers - Murga del guachin
5. Mati Zundel - Senor Montecostez
6. Bombino - Tamiditine
7. Owiny Sigoma Band - Magret Aloor
8. Owiny Sigoma Band - All Together
9. Pablopavo & Ludziki - Do stu
10. Firewater - Weird to Be Back
11. Balkan Beat Box - Marcha de la vida

czwartek, 20 czerwca 2013

Kwestia języka

Nowy singel skreślonych przeze mnie dawno temu múm jest, o dziwo, więcej niż dobry. Szczęśliwie znudziły im się folkowe klimaty i wrócili do tego, co wychodzi im najlepiej, czyli indietroniki."Toothwheels" byłoby jeszcze lepsze, gdyby zostało zaśpiewane po islandzku. I nie, nie jestem żadnym przeciwnikiem twórczości w języku Szekspira, lecz na to, ze múm lepiej wypada w rodzimym są twarde dowody (zaczynamy od 2:50 w obu przypadkach):





środa, 19 czerwca 2013

Trupa Trupa - "++"


Grzegorz Kwiatkowski w rozpoczynającym drugi album Trupy Trupa "I Hate" wyznaje nienawiść całej ludzkości. Potem jest tylko lepiej.

Żyjemy w świecie nieuświadomionych i kreowanych sztucznie potrzeb. Na pewno potrzebujesz ten śliczny, mały samochodzik do jazdy tylko po mieście, a ten smartfon? No nie możesz bez niego żyć. Telewizor 3D? Twoje największe marzenie. Na pewno tęsknisz za rockowymi gitarami, jak możesz nie tęsknić? Ja nie tęskniłem, niespecjalnie brakowało mi klasycznego grania. A potem posłuchałem "++"

"++" można zdefiniować przestrzenią. Przestrzenność brzmienia dominuje podobnie, jak w przypadku "Coexist" the xx. Z tą różnicą, że Brytyjczykom nie wyszło to na dobre i postawienie na brzmienie obnażyło braki kompozycyjne. Gdańszczanie z ciszy i pogłosu korzystają rozsądniej. Delikatne "Influence" dzięki tej umiejętnej grze tylko zyskało na emocjonalności, podobnie poruszające "Here and Then". Również w bardziej motorycznych momentach przestrzenność działa na korzyść grupy. Urywające się zbyt nagle "I Hate" nie byłoby w połowie tak dobre, gdyby nie zmieniło się w psychodelizujący pasaż z towarzyszeniem trąbki Tomasza Ziętka. W inną, bardziej pozytywną stronę rozkręca się kończące "++" "Exist", co kontrastuje z tekstem.

Nie tęskniłem za klasycznym rockiem. Teraz tęsknię. W tej nostalgii pomaga mi Trupa Trupa.

piątek, 14 czerwca 2013

5 powodów, by jechać na Globaltikę

1. Miejsce
Trójmiasto fajne jest. To wiemy wszyscy. Wiemy też, że w Trójmieście najfajniejsza jest Gdynia. Modernistyczne centrum, morze, port, lasy, trolejbusy. Trudno nie pokochac tego miasta. Jeśli przeprowadzać się, to właśnie tam. Na granicy Gdyni i Sopotu znajduje się park Kolibki, w którym zaraz przy plaży co roku odbywa się Globaltica. Dwa lata temu jeden dzień również nad samym brzegiem morza. W tym - jeden koncert będzie miał miejsce w nieodległym Teatrze Muzycznym

2. Termin
Gdynia wśród swoich wszelkich zalet ma jedną wadę. Odwiedza się ją przede wszystkim w trakcie Open'era. Na szczęście, Globaltica odbywa się w ostatni tydzień lipca (w tym roku 24-28), gdy już na pewno wszyscy zamiejscowi openerowicze wrócą do siebie.

3. Spokój
Nie nabiegacie kilometrów między scenami, nie będzie żadnych dylematów pt. "wszystkie zespoły, które chciałem zobaczyć na tym festiwalu grają o tej samej porze", nie będziecie musieli wkuwać rozpiski na pamięć. Kameralność jest jedną z największych zalet Globaltiki. Choć sceny będą w tym roku dwie, żaden koncert się nie nakłada, spokojnie zdążycie przemieścić się z miejsca na miejsce, po prostu doskonale. Festiwal to nie wyścigi.

4. Artyści
Nie znamy jeszcze wszystkich artystów, którzy zagrają w Gdyni, ale już teraz wiadomo, że będzie bardzo interesująco. Znakiem rozpoznawczym organizatorów od kilku lat jest zapraszanie mniej oczywistych artystów "world music". Tak jest i w tym roku. Ja, póki co, najbardziej ciesze się z obecności Watcha Clan, marsylskiej grupy łączącej północnoafrykańską muzykę tradycyjna z elektroniką. Warto też zwrócić uwage na Mahotella Queens, legendę muzyki południowoafrykańskiej, staż mają prawie tak długi, jak Stonesi. Polskim akcentem będzie Orkiestra św. Mikołaja, obchodząca swoje dwudzieste piąte urodziny oraz zespół Buby Kuyateh. Do tego psychodeliczna, kwaśna salsa z Portoryko, cygański rock'n'roll z Serbii, męski chór z Gruzji. Na zakończenie festiwalu zaśpiewa Claudia Aurora, która mnie bardzo kojarzy się z Aną Mourą. A to nie wszystkie atrakcje, następne ogłoszenia pod koniec czerwca.

5. Cena
Choć przez Internet przetoczyła się debata o publicznym wkładzie w kulturę i dlaczego to źle, to jednak ma ona swoje dobre strony. Karnety na tegoroczną edycję kosztują 35 zł i mimo tego że trzeba dopłacić 50 zł za koncert Claudii Aurory w Teatrze Muzycznym, nadal jest to śmiesznie niska cena. Nic tylko jechać do Gdyni.

środa, 12 czerwca 2013

Trzy dotknięcia nieba

Ten dość pretensjonalny tytuł (nie)stety bardzo dobrze opisuje szóstą edycję poznańskiego Ethno Portu. Wśród piętnastu doskonałych koncertów, trzy były z zupełnie innej ligi.

Zacznijmy jednak od początku, którym dla mnie byli Tamikrest. Dagadany z Frankiem Parkerem nie zdążyłem zobaczyć. Szkoda, że Tuaregowie zostali umieszczeni o tak wczesnej porze. Bardziej sprawdziliby się po zachodzie słońca. Nie narzekam jednak, wypadli fantastycznie. Z początku trochę wycofani, z każdą chwilą rozkręcali się coraz bardziej, by na koniec zostać pożegnanymi burza oklasków po drugim bisie. Największe wrażenie, oprócz oszczędnej gry lidera, Ousmane'a Ag Moussy robiła sekcja rytmiczna, która trzymała wszystko w ryzach. Lekkim nieporozumieniem były natomiast rockerskie zapędy drugiego gitarzysty. Szczęśliwie niezbyt częste. Nie zabrakło zarówno hajlajtów z poprzednich wydawnictw Tamikrest, jak i wglądu w nadchodzącą jesienią nową płytę.

Bośniaków z Dubioza Kolektiv słuchałem piąte przez dziesiąte, ponieważ na żywo kazali się być jeszcze bardziej odlegli od moich muzycznych zajawek niż w studiu. Pierwszym z trzech tytułowych dotknięć nieba był występ Kayhana Kalhora i Erdala Erzincana. Przez półtorej godziny na Dziedzińcu Zamkowym dwaj kurdyjscy muzycy tkali swoja opowieść o upadłych imperiach, bezkresnych równinach, wysokich górach, miłości, śmierci. Raz jeden instrument przejmował wątek, by za moment drugi go podjął, poprowadził w nowym kierunku i oddał. Dialog na kamanczę i saz był zdecydowanie jednym z najpiękniejszych momentów w moim życiu. Kalhor i Erzincan zagrali tylko jeden, niezwykle rozbudowany utwór, pełen improwizacji i punktów kulminacyjnych, po którym w gruncie rzeczy bardzo dobry i brawurowy występ wskrzeszających tradycje swojego regionu Canzoniere Grecanico Salentino wypadł dość blado.

Drugi dzień festiwalu rozpoczął się drugim niewypowiedzianie pięknym koncertem. Siedmiu Albańczyków w tradycyjnych strojach śpiewał a capella równie tradycyjne pieśni. Tu szybko skojarzenia pobiegły do występu A Filetta sprzed dwóch lat. Z tej uduchowionej atmosfery szybko wybudził poznańską publiczność Janusz Prusinowski z zespołem. Mazurki, oberki, wiwaty, polonez nawet, do którego zatańczono, niczym na studniówce. Pod scena przez cały koncert trwała regularna wiejska potańcówka. Az żal, że nie znam żadnego z ludowych tańców. Gdy zmęczeni muzycy schodzili ze sceny po drugim bisie (poznaniacy byli pod tym względem bezlitośni), na zewnątrz trwał już koncert Kapeli ze wsi Warszawa, który przywitał mnie wiwatem "Musiałaś ty dziewce co umieć..". Wiwat ten pojawił się już na koncercie Prusinowskiego i muszę przyznać, że jego interpretacja tej melodii wypadła dużo lepiej. Zresztą KzwW to jeden z niewielu zespołów, które bardziej przemawiają do mnie z albumów niż na żywo. I tak było również w Poznaniu, do momentu, gdy na scenie nie pojawiła się Mercedes Peon, wnosząc dużo świeżości do zespołu. Nim jednak koncert się skończył, trzeba było uciekać na dziedziniec (z powodu deszczu koncerty się poprzesuwały), bo tam zaraz zaczynał Hariprasad Chaurasia, wirtuoz bansuri, indyjskiego fleta poprzecznego. Spodziewałem się po tym koncercie czegoś więcej, a wynudziłem się jak mops.

Z ogromną nawiązką wynagrodził mi to kończący sobotnie koncerty występ Alirezy Ghorbaniego z zespołem w całości poświęcony poezji Rumiego. Fantastycznemu irańskiemu wokaliście towarzyszyli doskonali muzycy: Znów byl to bardzo plastyczny koncert, pełen improwizacji, hipnotyzującego transu i melancholii tak charakterystycznej dla muzyki perskiej. Nad wszystkim dominował głos Ghorbaniego. Co ja mogę więcej napisać? To był jeden z tych koncertów, przy których słowa przestają wystarczać.

Koncertowa niedziela zaczęła się dla mnie później, ale od mocnego uderzenia. Orkiestra Bobana i Marka Markoviciów zaprezentowała to, co najlepsze w muzyce bąłkańskich orkiestr dętych, sięgając po takie klasyki, jak "Djurdevdan" czy "Caje Sukarije", przekrój własnych utworów łączących bałkańską tradycję z różnymi stylami czy grając własne wersje popowych klasyków, jak "Smooth Criminal" Jacko. Mnie najbardziej cieszyły wycieczki w stronę tradycji. Dzikość koncertu udzieliła się tez publiczności, która długo nie chciała puścić ze sceny zespołu, a Marko Marković chyba trzy razy wracał na nią, by zaśpiewać motyw "Caje Sukarije". Bałkańska podróż miała swój dalszy ciąg w koncercie Feliksa Lajkó. Od wirtuozerskich popisów muzyków skrzyło się powietrze na Dziedzińcu Zamkowym, jednak w żadnym wypadku nie były to puste popisy. Grający bez wytchnienia Felix każdym dźwiękiem opowiadał historie, a ja cały czas trzymałem szczękę przy ziemi. I wreszcie na koniec jazz z Libanu. Ibrahim Maalouf nie do końca mnie przekonał. Za dużo popisów, za dużo "białego funku", za dużo nowoczesnego smooth jazzu. Jednak wszystkie zarzuty zmył fantastyczną wersją "Beirutu", swojej pierwszej piosenki. I już, po festiwalu.

Zmiana miejsca ze starego koryta Warty na Chwaliszewie na Centrum Kultury Zamek wyszła festiwalowi na dobre. Dzięki temu, że odbyła się w siedzibie organizatora, udało się zaoszczędzić część pieniędzy na przygotowania i infrastrukturą i przeznaczyć je na naprawdę gwiazdorski line up. Festiwal nie stracił tez nic ze swojego klimatu, nadal nie trzeba było biegać między scenami. Jednocześnie widać było, że to pierwsza edycja w nowej lokalizacji, więc nie wszytko działało, jak powinno, ale te drobne usterki można łatwo puścić w niepamięć, bo muzycznie było po prostu doskonale. Widzimy się za rok.

piątek, 7 czerwca 2013

5x7": czerwiec

Miało być  co miesiąc, trochę się spóźniłem, dlatego w czerwcu będą dwa odcinki 5x.

Boy Friend - "Love Dropper / D'Arrest"
Odprysk dreampopowego, teksaskiego Sleep ∞ Over okazał się być dużo bardziej interesujacy. Ten singel to łącznik między debiutancką, kasetową EPką ("D'Arrest") a długogrającym albumem ("Lovedropper"). Jest tu wszystko, czego można się spodziewać po dreampopie. Rozmyte wokale, plamy dźwięków, atmosfera niczym z marzeń sennych, Crista Palazzolo i Sarah Brown dodają do tego zabójcze melodie i palące słońce. Obie piosenki zostały trochę inaczej zmiksowane niż na swoich pierwotnych wydaniach.


Mdou Moctar / Brainstorm - "Anar/Vanessa"
Marzenie każdego szanującego się hipstera (dlatego mam tę siódemkę). Nieznany portlandzki zespół Brainstorm coveruje nigryjski hit autorstwa Mdou Moctara, tuareskiego gitarzysty, który nie boi się używać automatu perkusyjnego ani nadużywać auto-tune'a. Jego piosenka jest tak zła, że aż dobra. Amerykanie podchodzą do "Anar" dość zachowawczo, ale oni z kolei nie boją się zmienić tej surowej kompozycji w potencjalny hit. I na szczęście dają mniej autotune'a.




Koudede - Guitars from Agadez vol. 6
Koudede, legenda wśród tuareskich gitarzystów, nie doczekał się wydania tego singla. W dniu, kiedy Sublime Frequencies zaakceptowali próbne tłoczenie, Koudede zginął w wypadku samochodowym, wracając z koncertu do swojego rodzinnego Agadezu. Dwa utwory zarejestrowane w styczniu w stolicy Mali, Bamako to tuareski rock w najlepszym wydaniu. Nieokiełznany, dziki, nieidący na żadne kompromisy, psychodeliczny. W "Hat-iman-in" nie biorą jeńców (że pozwolę sobie na takie sformułowanie) swoimi jazgotliwymi gitarami, natomiast "Nelil-igorasan" to chwila wytchnienia.

Muzyka końca lata - "Nie ukryjesz się przede mną / Shake Banana (Bangeliz Eurodance Remix)"
Jeden z moich ulubionych zespołów porwał się na soczysty, peerelowski funk. Oryginał wykonywała Halina Frąckowiak z Grupą ABC. Wersja MKL buja równie mocno, choć dęciaki i klawisze w ich aranżu pojawiają się daleko w tle, ustępując miejsca fantastycznej linii basu i gitarom. Aż chce się tańczyć po prostu. Druga strona tego singla to dyskotekowy remiks Błażeja Króla najabsurdalniejszej piosenki MKL, do której tańczy się jeszcze lepiej.

Adesose Wallace / Simo Lagnawi - Africa
Split wydany przez Ghetto Lounge, małą londyńską wytwórnię zajmującą się, jak można się domyślić, muzyką afrykańską. Adesose Wallace zabiera się za poważne zadanie, gra piosenkę Feli (który to już cover dziś?), wychodzi mu to całkiem zgrabnie, ale brakuje ognia. Ciekawiej prezentuje się druga strona, na której rządzi Simo Lagnawi, grający gnawę na guimbri (basowej lutni). Silnie osadzoną w szamańskiej tradycji, w której łatwo się zatopić.



środa, 5 czerwca 2013

Hatti Vatti - "Algebra"


Między Sopotem a Kairem.

Czasem przypadek odgrywa wielką rolę w powstaniu rzeczy godnych polecenia. Tak jest z "Algebrą". Ta płyta miała w ogóle nie powstać. Tylko propozycja koncertu w gdańskiej Kolonii Artystów zmusiła Piotra Kalińskiego do ponownego zainteresowania się nagraniami terenowymi, które zgromadził podczas licznych podróży na Bliski i Środkowy Wschód (i do Afryki również) i połączenia ich z dubową elektroniką.

"Algebra" to album duszny. W każdym z siedmiu utworów słychać bliskowschodni skwar, czy to w postaci grających w tle cykad, czy zawodzeniu muezzina, czy w ciepłych bitach z nałożonym bardzo silnym pogłosem. Palące słońce bije z każdego dźwięku. Nie przyjemne słoneczko, lecz rozgrzana do białości kula odbierająca chęć do życia. Jednocześnie jest to album niezwykle przestrzenny. Słuchając go mam wrażenie przebywania na zupełnym odludziu, atmosfery sprzyjającej do wędrówki w głąb siebie. Jednym razem jest to niezmierzona pustynia, innym górskie łańcuchy. Pod koniec płyty Kaliński zdaje się wracać do cywilizacji i częściej korzysta z wysamplowanych wokali.

"Algebra" przede wszystkim, przy całej swej sugestywności, jest niezwykle piękna. Hatti Vatti bardzo oryginalnie połączył Wschód z Zachodem. Nagrania terenowe nie są przysłowiowym kwiatkiem do kożucha, lecz stanowią fundament kompozycji, a szkielet złożony z oszczędnych bitów daleki jest od obciachowości i odpustowości tak częstych w podobnych połączeniach. Tej mieszanki słucha się z zapartym tchem. Mocny kandydat do polskiej płyty roku.



niedziela, 2 czerwca 2013

Uskudar 2 VI 2013

1. Wovoka - John the Revelator
2. Kapela ze wsi Warszawa - Polka żydóweczka
3. Janusz Prusinowski Trio - Serce
4. Boban i Marko Markovic Orkestar - Papigka
5. Boban i Marko Markovic Orkestar - Meksikanka
6. Felix Lajko - Az uton
7. Felix Lajko - Az autoban
8. Ibrahim Maalouf - Will Soon Be a Woman
9. Ibrahim Maalouf - Lily (is 2)
10. Tamikrest - Toumastin
11. Kayhan Kalhor & Erdal Erzincan - The Wind pt.5