Lwia część zarejestrowanej kiedykolwiek muzyki nie została zdigitalizowana. Wiele z tych nagrań kurzy się w archiwach wytwórni, część istnieje tylko na pojedynczych egzemplarzach szelakowych czy winylowych płyt przetrzymywanych w sklepach ze starociami. Czeka je zapomnienie, gdy rozmagnesują się w końcu taśmy matki lub wylądują na śmietniku. Są ludzie, którzy postanowili do tego nie dopuścić.
W grudniu 2013 furorę zrobiła kompilacja Sonda. Muzyka z programu telewizyjnego. Pierwszy nakład rozszedł się jeszcze przed świętami, szykowane są dodatkowe tłoczenie i wersja winylowa. Albumu, który składa się z anonimowych utworów library music wyszperanych w Niemczech. Jednak dla wielu trzydziesto- i czterdziestolatków jest fascynującą podróżą w czasy dzieciństwa. Nostalgia to nie jedyny powód, dla którego podobne kompilacje stają się coraz popularniejsze. Równie ważna jest edukacja. W latach 60., 70. i 80. w Polsce powstawało wiele doskonałej muzyki, która - często nieopublikowana w postaci żadnego nośnika - przepadła. Zniknęła, a jest ważna i ciekawa. – mówi Michał Wilczyński, właściciel GAD Records, wydawcy Sondy.
Problemem najczęściej jest dostęp do dobrej jakości nagrań. Jak ognia unikamy przygotowywania kompaktowej reedycji płyty winylowej posługując się zgraniem muzyki wprost z winyla. Z tego powodu odpuściliśmy już niestety kilka projektów – przyznaje szef GAD Records. Podobnych skrupułów nie ma Ian Nagoski, prowadzący malutką oficynę Canary Records. Z prostego powodu, wydaje kompilacje nagrań pochodzących sprzed 70, 80, a nawet 100 lat. Istnieją jedynie na trzeszczących szelakowych płytach. Proces czyszczenia i digitalizacji wymaga sporo czasu i wysiłku. Niemniej, jak sam mówi, to bardzo satysfakcjonujące zajęcie. W swoim katalogu ma winylowe kompilacje muzyki imigrantów do Stanów Zjednoczonych. Z całego świata, od Polski po Daleki Wschód, choć najmocniej skupia się na byłych poddanych Imperium Osmańskiego, którym poświęcił cztery płyty. W mojej działalności największym problemem jest dostęp. Do nagrań, do opracowań, do jakichkolwiek materiałów źródłowych, ale to specyfika działki, jaką wybrałem – dodaje. Etnomuzykologiczne podejście prezentuje Dust-to-Digital Records, dla których Nagoski w 2007 roku wydał kompilację Black Mirror: Reflections in Global Musics. Ich wydawnictwa to bardziej książki z dołączonymi płytami, jak fantastyczna zeszłoroczna pozycja „Longing for the Past: The 78 rpm Era in Southeast Asia”.
Oprócz przekrojowych kompilacji, wytwórnie zajmujące się archiwalnymi nagraniami, coraz częściej decydują się na wydawanie reedycji zapomnianych i nieznanych w naszym kręgu kulturowym klasyków. Hiszpanie z Pharaway Sounds jako swoją specjalizację obrali Turcję i Iran, przypominając takich tuzów tamtejszej psychodelii, jak Erkin Koray, Ramesh, czy Selda. Po kilku latach funkcjonowania w blogosferze za reedycje zabrał się Brian Shimkovitz z Awesome Tapes from Africa. Czarny Ląd, jako kierunek poszukiwań wybrali także Holendrzy z Kindred Spirits, wydający big bandy z lat 70. Teranga Beat eksploruje scenę senegalską. Strawberry Rain zajmują się między innymi Azją Południowo-Wschodnią. I długo by jeszcze wymieniać, rynek, na którym funkcjonowało jeszcze niedawno kilkanaście wydawnictw, rozrasta się w szybkim tempie.
Nie tylko egzotyka jest w cenie. GAD Records skupia się na Europie Środkowo-Wschodniej, ma na koncie wydanie niepublikowanych wcześniej nagrań Jerzego Miliana, SBB, Klanu, czy czechosłowackiego Jazz Q. Finders Keepers - jedna z najważniejszych oficyn na rynku, założona przez Douga Shiptona i Andy'ego Votela - zaczęła swoją działalność od wznowienia albumu Jean-Claude’a Vanniera, francuskiego kompozytora. W swoim katalogu mają też kilka pozycji Andrzeja Korzyńskiego, trochę zapomnianego kompozytora muzyki filmowej, który najbardziej znany jest ze współpracy z Andrzejem Żuławskim. "Ludzi słuchających muzyki można podzielić na tych, którzy ograniczają się tylko do tej czynności i na tych, którzy szukają czegoś więcej, idą krok dalej, czytają spisy muzyków na płytach i tak dalej, sprawdzają wytwórnie. Nazwisko Korzyńskiego pojawiło się na kilku płytach, które lubimy, napisał muzykę do genialnego filmu Opętanie Żuławskiego. Andy Votel się z nim skontaktował i zaproponował wspólny projekt" – zdradza mi Shipton. Namówienie Korzyńskiego nie było problemem, a szperacze dostali nieograniczony dostęp do jego archiwów. Z tych poszukiwań powstały jak na razie dwie kompilacje niewydanych wcześniej nagrań i wydanie ścieżki dźwiękowej do Opętania. – Uderzyło nas, ze Korzyński był bardzo otwarty na nasze pomysły, w końcu nie tylko jest od nas sporo starszy, ale i pochodzi z innej kultury. A jednak nie było go trudno przekonać, że to, co robimy jest ok. Andrzej całkowicie nas wspiera, co daje nam kopa do dalszego działania. Na początku nie znaliśmy go zupełnie, a teraz mogę powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi.
Nie zawsze jest tak łatwo. Znów oddajmy głos Shiptonowi. - Mieliśmy spore kłopoty z jednym indonezyjskim zespołem, ponieważ w ich kulturze wszystko musi być załatwiane twarzą w twarz i przypieczętowane uściskiem dłoni. Odmówili negocjacji w inny sposób, więc wybraliśmy się do nich. Inny ekstremalnie trudny przypadek to Vampires of Dartmoor. Jedyny ich członek, który żyje do dziś, nienawidzi przemysłu muzycznego do szpiku kości. Nie chciał z nami rozmawiać, w końcu wylicencjonowaliśmy jego nagrania od wytwórni, ale chcieliśmy się od niego dowiedzieć, kto wtedy grał w zespole. Często zaufanie, jakim muzyk obdarza podobne przedsięwzięcia, procentuje. Zupełnie nieznany poza rodzinnym Nigrem Mammane Sani, pionier tamtejszej muzyki elektronicznej, w tym roku zagra kilka koncertów w Europie dzięki wznowieniu jego debiutu La musique eletronique du Niger przez Sahel Sounds. Charanjit Singh, o którym krytycy mówią, że grał acid house w Bombaju dwa lata przed wynalezieniem tego gatunku w Detroit, w 2012 roku wyprzedał trasę po europejskich klubach i przygotowuje tournee po Ameryce. Najsłynniejszym muzykiem wyciągniętym z niebytu jest oczywiście Sixto Rodriguez, bohater filmu „Sugar Man”. Już kilka lat przed premierą obrazu, albumy Amerykanina wznowiła Light in the Attic, co spowodowało początek zainteresowania jego twórczością.
Właśnie ta możliwość przywrócenia zapomnianych muzyków choćby pamięci kolekcjonerów jest motorem działania większości podobnych wytwórni. Czasem się zastanawiam, jak to możliwe, ze niezwykle piękna muzyka, przynajmniej dla moich uszu, została zapomniana na 70, 80 lat. Jeśli mam możliwość ponownego jej odkrycia, robię to. To po prostu ważne. – mówi Nagoski. Nie uda się ocalić wszystkich nagrań, to pewne. Wiele z nich zostało utraconych bezpowrotnie. Tym bardziej warto raz na jakiś czas przerwać pogoń za nowościami i sprawdzić, jak brzmi przeszłość.
T-Mobile Music grudzień 2013