wtorek, 29 października 2013

Bunt wciąż się tli

Piosenki buntu towarzyszyły protestom w Egipcie, Libii, Algierii, Syrii, Turcji. Początek obecnej dekady był nad wyraz  urodzajny w społeczne rozruchy, a gdzie one, tam są też muzycy. Czy wszędzie? Na Zachodzie część obserwatorów utyskuje, że dzisiaj nikt nie pisze protest songów (za wyjątkiem Springsteena), podobny pogląd na łamach T-Mobile Music prezentował Maciek Piasecki w tekście „Tu już nie będzie rewolucji”.  Nie mają racji.
Głosem młodego pokolenia targanej kryzysem Portugalii został folkowy kwartet Deolinda, założony w 2006 roku. Dwa pierwsze albumy zespołu odniosły sukces, lecz apogeum przyszło pięć lat później, w styczniu 2011, podczas czterech wyprzedanych koncertów w największych salach Porto i Lizbony. Wśród nowych piosenek zespół zaprezentował porywające Que parva que eu sou (Jakimże jestem głupcem). W ciągu czterech minut wokalistka Ana Bacalhau rozlicza się ze wszystkimi bolączkami swoich rówieśników – wiecznymi stażami, niespłaconymi kredytami, ciągłym pomieszkiwaniem u rodziców. „Jakiż to głupi świat, gdzie by zostać niewolnikiem, trzeba skończyć studia” – śpiewa w refrenie, by pod koniec wyrzucić z siebie „Jestem z pokolenia <<Nie zniesiemy tego więcej>> / już nie jestem głupia”. Nagrywany komórkami utwór z miejsca stał się viralem w portugalskim Internecie i nieformalnym hymnem protestów, które wybuchły w marcu tego samego roku.
Na fali społecznego niezadowolenia wypłynął również braterski duet „Homens da Luta” , który zaczynał od parodiowania piosenek poprzedniej portugalskiej rewolucji z 1974 roku. Bracia Vasco i Nuno Duarte pojawiali się na protestach, ogrywali swoje piosenki i zdobywali popularność. Dwukrotnie pokusili się o start w krajowych eliminacjach do Eurowizji, za drugim razem je wygrali z piosenką „A Luta e alegria” (Walka jest radością). Pod płaszczykiem kabaretowości Homens da Luta wzywają Portugalczyków do wyjścia na ulicę i wzięcia sprawy w swoje ręce, jednocześnie odżegnując się od użycia przemocy. Nowoczesna rewolucja ma być pokojowa. Nie wszędzie taka jest. Protestujący w Grecji w przerwach między zamieszkami zasłuchiwali się nie tylko w „To Tragoudi Tis Plateias” weterana Vasilisa Papakonstatinou do słów żyjącego sto lat temu poety Giorgiosa Sourisa. Ważnym głosem społeczeństwa był rap. Ateńska ekipa Soul System pojawiała się na większości demonstracji w stolicy, a ich najgłośniejsza piosenka „Flame On” doskonale oddaje bojowe nastroje rodaków.
Kiedy parlament Quebeku, by ukrócić zeszłoroczne studenckie protesty, przegłosował Ustawę 78 czasową zawieszająca m. in. prawo do zgromadzeń, demonstracje przybrały na sile, uaktywnili się też muzycy. Montrealska wokalistka Ariane Moffat nagrała nową wersję własnego utworu „Le mai 17”. Wykorzystała ją organizacja studencka FECQ w swojej zajawce demonstracji przeciwko niesławnej ustawie, a potem kanadyjski Internet wypełnił się udostępnieniami tej piosenki. Moffat pierwotny tekst o banalności tematów dominujących się w mediach zamieniła na opis protestów i działania władzy, kończąc wersem „Dzisiaj, 17 maja rano, sprzeciwiam się tej ustawie”. Inni muzycy poświęcali swoje piosenki ruchowi Occupy. Tak zrobili na przykład CerAmony, duet interesujący również z powodu zaangażowanie w emancypację Indian czy znany z Broken Social Scene Jason Collett. Do muzyki zaangażowanej w postaci „Youth Without Youth” wrócili Metric, a kawałek zilustrowali niepokojącym teledyskiem.
Równie bezpośredni był przekaz Plan B, brytyjskiego rapera. W 2012 roku wydał politykujący album „Ill Manors”, z którego najgłośniejszym echem odbił się utwór tytułowy, przez Independent (przyznajmy to, na wyrost) nazwany jednym z najważniejszych protest songów. Ben Drew (tak naprawdę nazywa się muzyk) krytykuje rządową politykę społeczną, upatrując w niej jedną z przyczyn zamieszek z 2011 roku. „Tym, co wymaga naprawy jest system/ nie witryny w Brixton”. Mocne słowa padały także na Islandii. Ten wyspiarski kraj stanął na skraju bankructwa podczas kryzysu finansowego sprzed pięciu lat. Indie popowy muzyk Toggi w niewybrednych słowach nawoływał do rozprawienia się z bankierami i politykami na ich usługach w „Let Them Bleed”.
Świat zachodni powoli wychodzi z kryzysu, protest songów w tym roku też jakby mniej. Nie znaczy to jednak, że nadszedł dla nich koniec historii. Wiele jeszcze zostało do zrobienia, a tam, gdzie społeczne niezadowolenie, jest i muzyka buntu.

T-Mobile Music, październik 2013

wtorek, 22 października 2013

Uskudar 20 X 2013

1. Bombino - Anar
2. Bombino - Niamey Jam
3. Bombino - Imuhar
4. Bombino - Imidiwan
5. Mdou Moctar - A fleur tamgak
6. Mdou Moctar - Chet bogassa
7. Mdou Moctar - Tahoultine
8. Etran Finatawa - Eldam
9. Etran Finatawa - bakuba
10. Tamikrest - Takma
11. Tamikrest - Djanegh Etoumast

wtorek, 15 października 2013

Po końcu świata

Patrząc na zdjęcie autorstwa Peve’a Lety’ego, zdobiące książeczkę bydgoskiego zespołu i słuchając “Późnego królestwa”, mam przed oczami kadry z wydanego w 1990 roku komiksu Neila Gaimana, “Księgi magii”. W czwartej części główny bohater podróżując do końca czasu trafia na Ziemię po wypaleniu Słońca, zamieszkałą przez resztki zdeformowanej ludzkości. Podobny obraz świata po jego końcu kreślą Ziołek, Popowski i Zieliński.
Napisałem o debiucie Alamedy 3. 

poniedziałek, 14 października 2013

Uskudar 13 X 2013

1. A Hawk and a Hacksaw - Espanola Kolo
2. Rata Brass Band - Shapkarevo kasapsko oro
3. Raya Brass Band - Riff Cloud
4. Pitchblak Brass Band - Wime Dat Gyal
5. Marcin Masecki -  Polonaise lente
6. Boban i Marko Marković Orkestar - Bubamara
7. Jaipur Kawa Brass Band - Gore Gore O Banke Chhore
8. Hera - Sounds of Balochistan

środa, 2 października 2013

múm -Smilewound



W 2007 roku múm zmęczeni indie/folktronika, z której uczynili swój znak rozpoznawczy i rozbici odejściem Kristín Valtýsdóttir (wcześniej zespół opuściła jej bliźniacza siostra Gyða) postanowili nie tylko wymienić cały dotychczasowy skład i wykonać poważną woltę stylistyczną. Niestety, przejście do grania folku było najgorszą decyzją w artystycznej karierze duetu Tynes/Smárason. "Go Go Smear the Poison Ivy" i wydana dwa lata później "Sing Along to Songs We Don't Know" były błahe, bezbarwne, wymuszone i przede wszystkim, zupełnie odarte z magii pierwszych nagrań Islandczyków.

Zrozumienie tego błędu zajęło múm sześć długich lat, w czasie których zdążyłem ich definitywnie spisać na straty. Przedwczesnie, bowiem "Smilewound" przywraca wiarę w ten zespół w najprostszy możliwy sposób. Otóż Islandczycy wrócili do wypracowanej przez lata stylistyki. Znów czarują pstrykającymi dźwiękami, znów nad nimi unoszą się niby elfie wokale. Znów jest po prostu pięknie i baśniowo w naturalny sposób. Słychać radość z grania i z powrotu. Piosenki same w sobie są wreszcie interesujące i wyraziste. "Toothwheel" słusznie wybrano na  pierwszy singel, w nim odzywa fenomen "Finally We Are No One". Nie jest jednak tak, że Islandczycy zupełnie zapomnieli o ostatnich latach. Folk też się pojawia, ale te akustyczności nurzają się w bitach, trzaskach, szumach. Múm znów nagrali idealną zimową płytę, już nie mogę doczekać się pierwszego śniegu. Wszystko wróciło na swoje miejsce. Tylko tyle i aż tyle.

Oczywiście, o powrocie do życiowej formy nie ma co na razie marzyć. "Smilewound" od "Loksins erum við engin" dzieli tak samo wiele, jak od "Sing Along to Songs We Don't Know". Niemniej, to bardzo dobry prognostyk na przyszłość. 

wtorek, 1 października 2013

Zapomniana rewolucja

 W czasie rządów Sekou Toure powstało około 60 sponsorowanych przez rząd orkiestr. Zespół był w każdej prefekturze i większym mieście. Wtedy też, ustalił się typowy skład osobowy: dwie gitary, bas, perkusjonalia, klawisze, sekcja dęta składająca się z trąbki, puzonu i saksofonu. Choć w państwowej skarbnicy często widać było dno, każdej zakupiono instrumenty, każda miała możliwość odbycia sesji nagraniowej w rządowym studiu w stołecznym Conakry, każda mogła wydać nagrania w (państwowej, a jakże) wytwórni Syliphone.
Napisałem o afrykańskich orkiestrach rządowych.