środa, 23 września 2015

W centrum: Waves Bratislava



Z myślą o cyklu poświęconym muzyce sąsiadów nosiłem się od dłuższego czasu, jednak realizacja tego pomysłu zbiegła się (trochę niezależnie) z zaplanowaniem wyjazdu na słowacką część festiwalu i konferencji Waves Central Europe.

Początek października spędzę w Bratysławie, na imprezie promującej muzykę regionu. W tym roku jeszcze mocniej niż zwykle. Podobne showcase'y odbywają się w Tallinie, Lublanie i Wiedniu. Odpryskiem austriackiego festiwalu jest zresztą Waves Bratislava. A u nas? Są Europejskie Targi Muzyczne CJG w Warszawie i poznański Spring Break, jednak oba nie są nastawione na muzykę regionu (choć na na CJG sporadycznie występują artyści z "okolicy", jak choćby duńskie Rangleklods), lecz przede wszystkim na zagraniczną promocję naszych artystów.

Jak do tematu podchodzą Słowacy? Owszem, większość ze 128 artystów to ich rodacy i najbliżsi sąsiedzi - Czesi. Jest też silna reprezentacja Węgier, Polski, krajów bałtyckich, kilka rodzynków z Austrii, Niemiec i Rosji oraz z dalszego świata. Rozstrzał stylistyczny jest równie spory, co geograficzny, ale przeważa indie w różnych odmianach.

Będę miał o kim pisać po powrocie.

wtorek, 22 września 2015

Ogród perski


Pod takim (dość pretensjonalnym, ale to nieważne) hasłem rozpoczął się 11. festiwal Skrzyżowanie Kultur. I lepiej nie mógł się zacząć. Najpierw Kayhan Kalhor i Ali Bahrami Fard zagrali materiał z I Will Not Stand Alone (o którym króciutko pisałem tutaj). To był mój trzeci koncert Kalohra, ale pierwszy z Fardem. Podobnie, jak w przypadku jego występów z Erdalem Erzincanem, płyta jest tylko punktem wyjścia do dalszych poszukiwań. Na jej podstawie muzycy bezustannie improwizowali, gdzieniegdzie wplatając najbardziej charakterystyczne motywy. Koncert uwydatnił tez rolę Farda i jego santuru, który na płycie został schowany za kamancze Kalhora. Tu oba instrumenty zabrzmiały na jednakowych prawach, choć szkoda, że na kamanczy było aż tak dużo pogłosu, co momentami psuło odbiór. Niemniej, był to koncert (podobnie, jak pozostałe dwa, które widziałem) wspaniały. Wielowątkowy, rozimprowizowany, ale zmierzający pewnie do celu.

Zaraz po duecie Kalhor-Fard, na scenę wszedł kolejny perski muzyk, którego miałem wcześniej okazję zobaczyć. Alireza Ghorbani do Warszawy przyjechał z nowym materiałem, irańskimi pieśniami miłosnymi, ale pojawiły się też utwory z jego poprzedniego projektu poświęconego poezji Rumiego. Ghorbani z zespołem nie zagrali tak pięknie, jak w Poznaniu dwa lata temu, ale nadal fantastycznie.

A co dzisiaj? Kolektyw Europa, czyli "supergrupa" grająca wschodnioeuropejskie pieśni buntu oraz Kocani Orkestar, moja ulubiona bałkańska orkiestra. Tak, w tym roku Skrzyżowanie Kultur idealnie trafia w moje oczekiwania.

zdjęcie: Adam Oleksiak

poniedziałek, 14 września 2015

W centrum: Alina Orlova


Alina będzie chyba najbardziej znaną artystką, która pojawi się w tym cyklu. W miarę regularnie występuje w Polsce, nawet przy jednej okazji współpracowała z Julią Marcell. Alina jest tez artystką, której karierę śledzę od dawna, od samego debiutu, Laukinis šuo dingo wydanego przed siedmioma laty. Od tamtej pory Litwinka wydała Mutabor w 2010 roku i zamilkła. Co jakiś czas przypominała o sobie koncertem ale nie nic nie wskazywało na kolejny album. Aż do grudnia zeszłego roku, kiedy Alina ogłosiła, że w kwietniu ukaże się jej trzecia płyta, 88.



W muzyce Orlovej od początku urzekła mnie jej bajkowość. Krótkie piosenki były zakorzenione w tradycji poezji śpiewanej, skromnie zaaranżowane, z wiodącą rolą fortepianu po prostu wzbudzały zachwyt. Laukinis šuo dingo to szesnaście takich bardzo wschodnioeuropejskich perełek zaśpiewanych w trzech językach - litewskim, angielskim i rosyjskim. Melancholijnych, błyszczących chodnikami skąpanymi w jesiennych deszczach. Taka muzyka mogła powstać tylko tutaj. Wiosna nie będzie trwać wiecznie śpiewa Alina w Vasaris.

Na Mutabor Orlova kontynuowała ścieżkę obraną na debiucie. I jak to często w przypadku drugich płyt bywa - było bardziej. Ładniej i smutniej. Pojawiła się też nieśmiała elektronika oraz więcej angielskiego.

88 (rok urodzenia artystki) choć utrzymuje bajkowość i melancholię (a okładka tylko je podkreśla) jest zwrotem w twórczości Orlovej. Angielski króluje, co mnie osobiście smuci, w końcu litewski to bardzo ładny język. Alina postawiła na swojej trzeciej płycie na syntetyczne brzmienia. Już nie fortepian, a syntezatory są podstawą brzmienia. Orlova śmielej eksperymentuje, wplata w swoje opowieści electropop i zimną falę przefiltrowane przez lokalną wrażliwość. Po raz trzeci Alina nagrała album warty uwagi.



Na początku pisałem, że Alina w miarę regularnie bywa w Polsce. Przez kilka lat była stałym gościem festiwalu Wilno w Gdańsku. Ta udało mi się zobaczyć jej koncert w 2010 roku. W siąpiącym deszczu, czyli w aurze jej piosenek

środa, 9 września 2015

W centrum: Voi Doid - "Atman-Brahman"


Na pierwszą artystkę cyklu wybrałem Elenę Pustową z Kaliningradu, ukrywającą się za pseudonimem Voi Doid. Atman-Brahman przyciągnął moją uwagę okładką łączącą motywy indyjskie z zoroastriańskimi, co przypomina ilustracje wykorzystywane przez OM. Elena nie gra doom metalu, ale wpływy wschodnie i mistyczne są w jej twórczości równie ważne, co dla Ala Cisnerosa.

Rosjanka opiera swoją muzykę na rozmaitych samplach. Tnie i wykorzystuje wszystko, od religijnych mantr przez arabskie ludowe piosenki aż do własnego(?) głosu. Sample układa na ciężkich, wręcz brutalnych bitach. Jej muzyka jest jednocześnie linearna i repetytywna. Jak na kole czasu, wszystko się powtarza, ale każde powtórzenie jest inne. Elena potrafi również radykalnie zmienić charakter utworu. Narayna zaczyna się bardzo podobnie do Addis OM (to jedyny moment, gdy są tak blisko), ale zaraz potem rozmywa się w gąszczu. I tak jest cały czas, wszystko kończy się w zupełnie innym miejscu niż się zaczęło. Nic nie wraca o punktu wyjścia.

poniedziałek, 7 września 2015

W centrum

Co przeciętny polski słuchacz wie o muzyce z (naj)bliższej zagranicy? Nic albo niewiele. Liczą się tylko Stany i Wielka Brytania, już za samo pochodzenie tamtejsi artyści dostają dodatkowe punkty do popularności nad Wisłą. Czesi, Słowacy, Litwini, Chorwaci? Mimo że do Polski mają bardzo blisko, grają tu niezwykle rzadko (z kilkoma wyjątkami). Nie dlatego, że są gorsi, ale dlatego, że nikt o nich w Polsce nie słyszał.

Chcę, żeby to się zmieniło. Również z egoistycznych pobudek. Muzyki, nazwijmy ją chwilowo nieanglosaską, słucham od dłuższego czasu i frustrujący jest fakt, że większość artystów, którzy podbijają moje głośniki nie gra w Polsce koncertów. Gdy ponad rok temu zmieniałem nazwę bloga, napisałem, że trafi tu wszystko, co jest "na obrzeżach". Kraje Europy Środkowej, bliższe i dalsze sąsiedztwo, choć położone w centrum Europy, tak naprawdę znajdują się na obrzeżach. Pozostają poza zasięgiem zainteresowań większości dziennikarzy i blogerów (poza moim ulubionym bihajpem, który jest przynajmniej pośrednią inspiracją dla tego cyklu).

Dlatego będę starał się choć trochę zapełnić tę lukę. Będę się przyglądał artystom, płytom, wytwórniom i lokalnym scenom. I może w końcu pójdę na koncert Szabó Balázs Bandája.

środa, 2 września 2015

Retromania


Niepostrzeżenie wróciliśmy do roku 1993. Kurt Cobain żyje, zaraz wyda z Nirvaną In Utero, L7 święcą tryumfy, a świat odkrywa trzy dziewczyny z Massachusetts - Potty Mouth.