2 kwietnia w Sierra Leone nagle zmarł Janka Nabay, muzyk i wokalista, król i reformator bubu, tradycyjnego stylu muzycznego z północy kraju. W zeszłym roku Janka zagrał po raz pierwszy i, niestety, jedyny w Polsce na OFF Festivalu. Przed koncertem, bardzo tanecznym i chyba trochę za bardzo elektronicznym, porozmawiałem z Janką, który dużo dowcipkował i przez dwadzieścia minut uśmiech nie schodził mu z twarzy. Wywiad nigdzie się do tej pory nie ukazał, niech zatem będzie moim pożegnaniem z tym uosobieniem radości na scenie i poza nią.
Byłeś gwiazdą w Sierra Leone.
Do Stanów przeniosłem się w 2002 roku, uciekałem przed wojną domową w Sierra Leone. Na szczęście wojna się skończyła, ale wtedy Stany były dla mnie lepszym wyborem. Brak strachu i wojny, to czyni cię wolnym.
Czym jest bubu?
Bubu to gatunek, którego nie zna prawie nikt na świecie. Jestem pierwszą osobą, która nagrywała bubu. Żeby zrozumieć, czym jest bubu, najlepiej jej posłuchać. To szybka muzyka, muzyka do tańca i skakania.
Co jest najlepsze w bubu?
Chcę pokazać światu bubu. Mój kraj nie ma swojej charakterystycznej muzyki. Chciałem stworzyć muzykę, która będzie od razu rozpoznawalna jako rzecz ze Sierra Leone. Dlatego gram bubu i to jest w niej najlepsze.
A co było najtrudniejsze w stworzeniu bubu taką, jaką jest dzisiaj?
Najtrudniejsza w bubu jest promocja. Nikt nie zna tej muzyki i nikt nie zna artystów, a oni są spłukani, są na początku drogi. Jeśli nie masz sponsora, managera, prawnika, agenta bookingowego, wydawcy - nie jesteś do końca muzykiem. Ja mam to wszystko w Nowym Jorku, w Sierra Leone mi ich brakowało. Zajęło mi to siedem lat w Stanach, strasznie długo. Trudno jest zacząć tworzyć muzykę, nie mając grosza przy duszy. Ludzie cię nie znają, nie wierzą, że możesz zrobić coś dobrego.
Jak wybrałeś muzyków, którzy tworzą Bubu Gang?
Gdy przyjechałem do Stanów, ciężko mi było znaleźć muzyków. Pracowałem w restauracji i przygotowywałem smażone kurczaki. Ktoś puścił moją muzykę w NPR, narodowym radiu. Tym kimś był Wills Glasspiege, który wcześniej ją usłyszał i polubił. Wypytywał ludzi, czy wiedzą, kim jest ten muzyk, aż w końcu trafił do mnie i zapytał, czy to moja muzyka. Odpowiedziałem, że tak, a on się mnie spytał, dlaczego pracuję w restauracji. A ja potrzebowałem pieniędzy, jesteśmy w Ameryce, nic innego nie miałem do roboty. Wills chciał promować bubu, ja mieszkałem wtedy Filadelfii. Zabrał mnie do Nowego Jorku, na Brooklyn. W barze poznałem Boshrę AlSaadi, która w Bubu Gang gra na basie. W tym samym barze poznałem perkusistę, był tam barmanem. On z kolei mieszkał z kumplem, basistą i ten kolega dał moją muzyce swojemu koledze, Michaelowi Gallope, który gra dziś w Bubu Gangu na klawiszach i syntezatorach. I tak powstał mój zespół. Chociaż nie zawsze udaje mi się z nimi grać. Michael jest profesorem na Uniwersytecie Minnesoty, więc jest bardzo zajętym człowiekiem i czasem go zastępuje program. Programów używam tez w Nowym Jorku przy pisaniu piosenek, czasem wolę je niż prawdziwych muzyków… Żartuję.
Często wracasz do Sierra Leone?
Często, byłem w zeszłym roku i planuję pojechać przed końcem obecnego.
Tam też grasz teraz bubu?
Tak, gram bubu w Sierra Leone, ale Bubu Gang nigdy tam nie grał. W Sierra Leone miałem inny zespół, część z tych muzyków, ciągle tam mieszka. Za każdy, razem, gdy przyjeżdżam, spotykamy się, próbujemy i jeśli tylko nadarza się okazja, gramy koncerty.
Piszesz piosenki w różnych językach, masz jakiś sposób doboru ich do muzyki?
To wszystki zależy od nastroju i środowiska, w jakim jest w danym momencie. Piosenki przychodzą nagle, muszę wykorzystać ten moment, bo już się nie powtórzy. Jeśli znajduję się wśród ludzi mówiących po arabsku, to piosenka też będzie po arabsku, jeśli jestem u siebie w domu, w Sierra Leone, to będzie w Krio albo Temne. Jeśli jestem w Nowym Jorku, to pewnie napiszę ją po angielsku, choć wiem, że to nie jest mój najmocniejszy język. Mówię siedmioma rożnymi językami.
I w którym najlepiej Ci się pisze?
Temne, bo to język bubu, które w swojej pierwotnej formie jest plemienną muzyka Temne [najliczniejszej grupy etnicznej zamieszkującej Sierra Leone - przyp. mój]
Muzycy w Sierra Leone naśladują twój styl bubu?
O tak, jest ich coraz więcej. Prawie wszyscy muzycy, którzy nagrywają w Sierra Leone, na swoich płytach umieszczają choć jedną piosenkę bubu. Mówię ci, prawie wszyscy. Czasem sa dobre i wtedy słuchacze myślą, że to moje piosenki. Ale to nieprawda! Pytają się mnie, czy to moje i odpowiadam, że nie. Kiedyś było tak, że jeśli ktoś grał bubu, to był to Janka, ale tak już nie jest. I dobrze.
Grasz z nimi?
Nie! Nie muszę, bubu staje się ruchem, zresztą oni znają tę muzykę. Cieszę się, gdy grają bubu, bardzo się tym interesuję, ale nie gram z nimi.
Muzyka jest teraz twoim codziennym zajęciem, utrzymujesz się z niej. Myślisz o promowaniu innych artystów grających bubu?
No jasne, ale nie tylko tych grających bubu. Jestem teraz w Polsce i jeśli zobaczę polskiego muzyka, który będzie robił nadzwyczajną muzykę, nieważne, czy będzie śpiewać, grać na saksofonie, czy na pianinie - chciałbym go promować dalej. Zbyt dużo czasu zajęło mi udowodnienie innym, do czego jestem zdolny. Myślę o tych wszystkich chłopakach i dziewczynach, którzy mogą tworzyć niesamowitą muzykę, bo są młodzi, nie mają zobowiązań, rodziny, myślą tylko o muzyce. Jeśli wtedy ktoś ich wypromuje, to świetnie, ale gdy dorastasz, żenisz się, rodzą się dzieci, muzyka schodzi na dalszy plan.
A ty masz przecież dzieci.
Tak, dwójkę. Zachariah i Ahmeda Jankę juniora. Ahmed Janka mieszka w Kuwejcie i zawodowo gra w piłkę nożną, a Zachariah studiuje w Sierra Leone.
I nadal jesteś tak skupiony na muzyce, jak wcześniej?
Tak, bo jeśli zostaniesz wypromowany zanim pojawi się żona i dzieci, to już jesteś w obiegu. Na szczęście tak było w moim przypadku. Jestem w stu procentach muzykiem, nie robię nic innego. Wstaję rano i pierwsza myśl po przebudzeniu to “no, czas grać”. Biorę gitarę, albo gram na bębnach, albo piszę piosenki, albo jeszcze dzwonię do innych muzyków i robimy coś razem.
To chyba masz teraz bardzo szczęśliwe życie.
Nie do końca. Przecież ludzie nadal głodują, nadal cierpią. Ja nie, ale nie śpię dobrze w nocy. Wiesz, w Afryce rodziny są bardzo rozległe. Moim kuzynom nie wiedzie się tak dobrze, jak mnie. Zawsze przylatuję z pełnymi walizkami do Sierra Leone i wracam z pustymi do Stanów. Rozdaję mnóstwo rzeczy.
Widzisz różnicę w tym, jak reaguję na bubu słuchacze w kraju, a jak zagranicą?
Nie, bo muzyka to jeden język, nie zna żadnych barier. Niektórzy ludzie lubią angielska muzykę, a nie mówią po angielsku. Inni lubią bubu, a nawet nie wiedzą, co to jest. Śpiewają i nie wiedzą, o czym są słowa. I ja też tak mam - uwielbiam muzykę kongijska, ale nie mam pojęcia, o czym śpiewają.