Po latach grania w kIRku, jednym z
najciekawszych polskich eksperymentalny zespołów, producent Paweł
Bartnik postanowił podjąć się wyzwania stworzenia całkowicie
własnej artystycznej wypowiedzi.
Ciężkie, przytłaczające bity,
niemal fizyczna obecność muzyki, poczucie klaustrofobii i
beznadziei – to znaki rozpoznawcze kIRka. Na nich również oparty
jest solowy debiut lidera i założyciela zespołu. Jednak w
przeciwieństwie do i kIRka , czy Mszy świętej w Altonie (innego
projektu, w którym udział bierze Paweł), bez tytułu
nie jest materiałem improwizowanym, ani instrumentalnym. Teksty,
wypowiadane, skandowane, mruczone przez Pawła potęgują
klaustrofobię. Zniekształcony, poszatkowany głos Bartnika w Mięsie
budzi grozę, choć nie ma w nim ani krzty emocji, jest
odczłowieczony, jakby sztuczny. Emocjami za to kipią Teodycea
i Lejtmotyw,
które są najintensywniejszymi fragmentami albumu. Bez
tytułu jest zanurzone
w techno, które trzyma utwory w ryzach, nie pozwala im się rozlać,
wyjść poza ramy. Muzyka na bez tytułu
to klasyczny „bad trip”, nieudana podróż po narkotykach albo
ścieżka dźwiękowa do koszmaru rozgrywającego się w głowie
schizofrenika. Co jest rzeczywistością, a co wytworem schorowanego
umysłu?
Mam
wrażenie, ze bez tytułu
jest próbą poradzenia sobie z różnymi traumami, sam Bartnik
przyznaje w notce wysyłanej razem z płytą, że w poprzedniej
dekadzie przeżył za dużo. Jego debiut spełnia podobna rolę, co
nagrania kIRka, szczególnie fenomenalna Zła krew
– to swoiste katharsis,
oczyszczenie się z negatywnych emocji poprzez wyrzucenie ich z
siebie, jak w Teodycei,
której podmiot liryczny fantazjuje na temat zbrodni. Innym razem,
mówi o bezsensownej konieczności w Ananke.
Zresztą te tytuły utworów są wiele mówiące. Teodycea, czyli
rozważania, jak pogodzić istnienie Boga z istnieniem zła, a Ananke
to grecka personifikacja konieczności, nieuchronnego przeznaczenia,
przed którym nic nie ucieknie.
Piekło to ograny temat, ale też
jedyny lejtmotyw, który potrafię zagrać na 1000 sposobów –
mówi Bartnik w Lejtmotywie
kończącym płytę. To jedno zdanie wyjaśnia cały album. Osiem
wizji piekła, każda narkotyczna, schizofreniczna i równie
przerażająca, ale jednak fascynująca. Jednocześnie bez
tytułu to maska szaleńca, za
którą kryje się Bartnik, by wyrzucić z siebie wszelkie traumy, by
się z nimi rozliczyć i wreszcie zostawić za sobą.
tekst ukazał się pierwotnie na iratemusic.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz