Tegoroczny Record Store Day jest równocześnie początkiem nowego cyklu, w którym będę przedstawiał nowsze i starsze warte uwagi siedmiocalówki/dziesiątki/kasety. Raz w miesiącu.
Haunted Hearts - "Something That Feels Bad Is Something That Feels Good / House of Lords"
On to Brandon Welchez z Crocodiles, ona - Dee Dee z Dum Dum Girls. Razem grają to samo, co oddzielnie, czyli mocno psychodelicznego garażowego rocka. Pod okładką, która nie zagości na półkach Wal-Martu, znajdują się dwa motoryczne kawałki, od których transowej melodyjności trudno się oderwać.
Japandroids - "Younger Us / Sex And Dying in High Society"
Oczywistym jest, że do pierwszej odsłony tego cyklu wybiorę singel swojego ulubionego zespołu. "Younger Us" to doskonała piosenka o nostalgii za (nie tak dawno przecież) minioną młodością, za tymi wszystkimi nieprzespanymi nocami, za niewypowiedzianą chęcią pogoni, no właśnie za czym? Za szczęściem, wrażeniami? To chyba mniej ważne, liczy się sam fakt poszukiwania. To też piosenka doskonała w swej prostocie, gdyby świat był idealny, to w sklepach muzycznych byłby zakaz grania właśnie jej, ale że nie jest, ten wątpliwy zaszczyt przypadł "Nothing Else Matters". Towarzyszący "Younger Us" cover klasyka kalifornijskich punkowców z X jest tak napakowany energią, że żwawy oryginał przy nim wypada jak gruźlik w fazie terminalnej. Tak się właśnie powinno grać cudze kawałki.
L'Orchestre National de Mauritanie - "La Mone / Kamlat"
Nie byłbym też sobą, gdybym nie wyciągnął czegoś z Afryki. To znaczy, z niebytu tę siódemką wyciągnął nieoceniony Chris Kirkley z Sahel Sounds i wydał ją w swojej wytwórni. Rzecz to naprawdę niezwykła.W1973 1967 roku świeżo upieczony prezydent Mauretanii wzorem swoich kolegów z krajów ościennych postanowił dać swoim rodakom nowoczesny zespół z prawdziwego zdarzenia. W tym celu wysłał Hadramiego Oulda Meidaha (pochodzącego z rodziny griotów) i 14 muzyków do Gwinei, gdzie mieli się nauczyć, jak grać, by było i nowocześnie, i tradycyjnie jednocześnie. Nauka się opłaciła, zelektryfikowane, podrasowane dęciakami brzemienie gitar zespół łączy z tradycyjną techniką gry na oud i sintirze, dźwiękami mauretańskiego fletu i funkową pulsacją. Blisko im zarówno do tuareskiego rocka (który powstał kilkanaście lat później), jak i malijskich orkiestr. "La Mone" to piosenka okolicznościowa na przyjęcie nowej waluty (bycie oficjalną orkiestrą państwową zobowiązuje), a "Kamlat" jest oparte na starej pieśni o jednym z mauretańskich emirów. Obie piosenki z tej siódemki nagrano podczas jednego z koncertów w stołecznym Domu Młodych.
Bad Banana - "Cry It Out"
O siostrach Crutchfield pisałem nie raz. Bad Banana to kolejny efekt ich niczym nieskrępowanej kreatywności. 4 piosenki, niecałe osiem minut. Prościutki pop punk ze słabą produkcją i jeszcze gorszym brzmieniem z silnymi wpływami lat 90. Raz śpiewa Katie, raz Allison. To bardziej niedopracowane demo niż pełnoprawna czwórka, z pomyłkami, nietrafionymi dźwiękami, nie do końca strojacymi gitarami i dzięki temu bardzo naturalne w swojej niezręczności.
Balkan Arts 701: Bulgarian Folk Dances
Na koniec zostawiłem kolejną zapomnianą perełkę. Do niedawna całkowicie. Dopiero przypadkowe natknięcie się przedstawiciela Evergreene Music na pudło wypełnione nieużywanymi wyprodukowanymi w latach siedemdziesiątych siódemkami, sprawiło, że zdigitalizowano nagrania Martina Koeniga. Zresztą sam Koenig jest postacią równie fascynującą, co muzyka, którą nagrywal na Bałkanach na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku i prawie tak nietuzinkową, jak jego zdjęcia z tamtego okresu. Pierwsza z trzynastu siódemek wydanych, a może lepiej napisać udostępnionych przez Evergreene Music, bo to te płyty z zakurzonego pudełka, poświęcona jest muzyce bułgarskiej. Dwa utwory nagrane na miejscu, dwa zmontowane już w Stanach przez Koeniga prezentują ginącą muzykę tradycyjną, która jest jak pocztówka w sepii. Trochę nierealna, trochę tajemnicza, przede wszystkim po prostu piękna.
Haunted Hearts - "Something That Feels Bad Is Something That Feels Good / House of Lords"
On to Brandon Welchez z Crocodiles, ona - Dee Dee z Dum Dum Girls. Razem grają to samo, co oddzielnie, czyli mocno psychodelicznego garażowego rocka. Pod okładką, która nie zagości na półkach Wal-Martu, znajdują się dwa motoryczne kawałki, od których transowej melodyjności trudno się oderwać.
Japandroids - "Younger Us / Sex And Dying in High Society"
Oczywistym jest, że do pierwszej odsłony tego cyklu wybiorę singel swojego ulubionego zespołu. "Younger Us" to doskonała piosenka o nostalgii za (nie tak dawno przecież) minioną młodością, za tymi wszystkimi nieprzespanymi nocami, za niewypowiedzianą chęcią pogoni, no właśnie za czym? Za szczęściem, wrażeniami? To chyba mniej ważne, liczy się sam fakt poszukiwania. To też piosenka doskonała w swej prostocie, gdyby świat był idealny, to w sklepach muzycznych byłby zakaz grania właśnie jej, ale że nie jest, ten wątpliwy zaszczyt przypadł "Nothing Else Matters". Towarzyszący "Younger Us" cover klasyka kalifornijskich punkowców z X jest tak napakowany energią, że żwawy oryginał przy nim wypada jak gruźlik w fazie terminalnej. Tak się właśnie powinno grać cudze kawałki.
L'Orchestre National de Mauritanie - "La Mone / Kamlat"
Nie byłbym też sobą, gdybym nie wyciągnął czegoś z Afryki. To znaczy, z niebytu tę siódemką wyciągnął nieoceniony Chris Kirkley z Sahel Sounds i wydał ją w swojej wytwórni. Rzecz to naprawdę niezwykła.W
Bad Banana - "Cry It Out"
O siostrach Crutchfield pisałem nie raz. Bad Banana to kolejny efekt ich niczym nieskrępowanej kreatywności. 4 piosenki, niecałe osiem minut. Prościutki pop punk ze słabą produkcją i jeszcze gorszym brzmieniem z silnymi wpływami lat 90. Raz śpiewa Katie, raz Allison. To bardziej niedopracowane demo niż pełnoprawna czwórka, z pomyłkami, nietrafionymi dźwiękami, nie do końca strojacymi gitarami i dzięki temu bardzo naturalne w swojej niezręczności.
Balkan Arts 701: Bulgarian Folk Dances
Na koniec zostawiłem kolejną zapomnianą perełkę. Do niedawna całkowicie. Dopiero przypadkowe natknięcie się przedstawiciela Evergreene Music na pudło wypełnione nieużywanymi wyprodukowanymi w latach siedemdziesiątych siódemkami, sprawiło, że zdigitalizowano nagrania Martina Koeniga. Zresztą sam Koenig jest postacią równie fascynującą, co muzyka, którą nagrywal na Bałkanach na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku i prawie tak nietuzinkową, jak jego zdjęcia z tamtego okresu. Pierwsza z trzynastu siódemek wydanych, a może lepiej napisać udostępnionych przez Evergreene Music, bo to te płyty z zakurzonego pudełka, poświęcona jest muzyce bułgarskiej. Dwa utwory nagrane na miejscu, dwa zmontowane już w Stanach przez Koeniga prezentują ginącą muzykę tradycyjną, która jest jak pocztówka w sepii. Trochę nierealna, trochę tajemnicza, przede wszystkim po prostu piękna.
Popycja numer 1 na propsie maks!!!
OdpowiedzUsuń