Wydawać się to może niewiarygodne, ale „Rapproacher” zniewala od pierwszych dźwięków „Keep You”. Elizabeth Harper po prostu hipnotyzuje swoim głosem, a przecież jest on tak zwykły, taki przeciętny. Jednak Harper potrafi wydobyć z niego takie pokłady zmysłowości i erotyzmu, że po prostu miękną nogi. W jej ustach nawet tak banalne i wyświechtane frazesy jak „Do you think I care about/what we talk about/when we talk about/love” brzmią niczym najwymyślniejsza poezja czy wyznanie uczuć. Debiutancki album Class Actress to jedenaście takich wyznań, a jedno bardziej elektryzujące od drugiego.
Z głosem Elizabeth świetnie koresponduje warstwa instrumentalna będąca prawie godzinnym hołdem dla muzyki popowej sprzed trzech dekad. Słychać przede wszystkim new romantic i Italo disco. Kompozycje uwodzą swoją powłóczystością i często zapraszają na parkiet. Jest trochę lo-fi, ale to pozorne wrażenie, syntezatorowe podkłady kipią smaczkami, choć w żadnym wypadku nie wydają się przeładowane.
Johnny’emu Jewelowi z Chromatics i Glass Candy wyrósł w tej materii silny konkurent w postaci Marka Richardsona. Doprawdy, nie wiem, który z nich pisze lepsze electropopowe piosenki. Chyba się zakochałem.
Electric Nights Magazine
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz