czwartek, 14 stycznia 2016

Paweł Szamburski - "Ceratitis capitata"



Paweł Szamburski, choć na scenie muzycznej jest obecny ponad piętnaście lat, współzakładał warszawskie wydawnictwo Lado ABC, gra w takich uznanych składach, jak Cukunft, kwartet klarnetowy Ircha, tworzy muzykę dla teatrów, filmów i słuchowisk, dopiero w tym roku zdecydował się na wydanie solowego materiału. Jest to album niezwykły.

Pięć utworów, dwa instrumenty (klarnet i klarnet basowy), cztery religie, jedna – chrześcijaństwo – występuje dwukrotnie. Warszawski muzyk sięgnął również do judaizmu, sufickiego islamu oraz bahaizmu. Ten ostatni prąd religijny jest najmłodszy, powstał w XIX-wiecznym Iranie i łączy w sobie elementy pozostałych trzech wyznań występujących na Ceratitis capitata (a także wyznań dharmicznych – hinduizmu i budddyzmu). Ta doktryna głosi jedność wszystkich religii i całej ludzkości. I ta informacja wydaje się być kluczem do odczytania debiutu Pawła Szamburskiego.

Osią wokół, której zbudowana jest Ceratitis capitata jest poszukiwanie wspólnych korzeni religii, wspólnych dla nich mistycznych doświadczeń i środków wyrazu. Dlatego w samym centrum albumu umieszczony został utwór odwołujący się do synkretycznego bahaizmu. To jednocześnie punkt kulminacyjny całości, w nim Szamburski gra najgłośniej, momentami przywodząc na myśl trąby obwieszczające Sąd Ostateczny. Natomiast klamrą spinającą solowe dzieło klarnecisty jest chrześcijaństwo. Zachodnie rozpoczyna je, a wschodnie wieńczy. Mimo dążenia do jedności, Paweł Szamburski z szacunkiem podchodzi to tych tradycji muzycznych. Każdy utwór jest autonomiczny, pełen cech charakterystycznych dla danej muzyki liturgicznej.

Ceratitis capitata jest przesiąknięta skupieniem i mistycyzmem. Dźwięki klarnetu wyłaniają się i nikną w ciszy, którą można traktować jako pełnoprawny instrument. Jej pojawienia się wyrywają z zasłuchania, ale i jednocześnie podkreślają piękno frazy wygrywanych na klarnecie. Istotne jest również miejsce nagrywania, kościół w podtarnowskich Błoniach. Akustyka świątyni potęguje wrażenie obcowania z muzyką natchnioną.

W czasach, gdy świat pędzi na złamanie karku, Ceratitis capitata ze swoim spokojem, refleksyjnym, czy wręcz medytacyjno-modlitewnym charakterem wydaje się zupełnie nie na miejscu. Jednak takie wyciszenie się, skupienie tylko na dźwiękach, odizolowanie się od nadmiaru innych bodźców jest potrzebne. To odskocznia od pędu, czas na zatrzymanie się. Przede wszystkim jest to album pełen piękna, którego nie warto marnować na podróż tramwajem.

tekst ukazał się pierwotnie na stronie iratemusic.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz