W swoim życiu pisałem do różnych miejsc, wiele z nich już nie istnieje i nie pozostał po nich żaden ślad w internecie. Część z tych "zaginionych" tekstów co jakiś czas przypominam na blogu w niezmienionej formie. Zmarł Mark Lanegan, nie przesadzę, że to jeden z najważniejszych dla mnie muzyków. W 2012, gdy wydawał pierwszy solowy album po ośmiu latach przerwy (ale nie braku aktywności) i ruszał w trasę, która obejmowała też Polskę, udało mi się z nim porozmawiać. Telefonicznie, Mark był na spacerze z psem w Los Angeles, ja siedziałem w Warszawie i straszliwie się stresowałem.
Mark Lanegan bardzo się zmienia. Kiedyś nieuchwytny, dziś chętniej udziela wywiadów. Przywiązany do analogowej epoki, ale nie stara się patrzeć w przeszłość. Jedno tylko zostaje takie samo. Fantastyczna muzyka i miłość do koszykówki.
Nadal nagrywasz dema na kasety, po tym, jak całe twoje archiwum rozmagnetyzowało się?
Tak, nadal (śmiech). Staram się jednak coraz częściej korzystać z cyfrowych urządzeń. Mam nadzieję, że twarde dyski trudniej zniszczyć.
Czy przejście z epoki analogowej do cyfrowej było dla Ciebie trudne?
Potrzebowałem na to sporo czasu. Mam sprzęt nagrywający na laptopie, ostatnio nawet skorzystałem z niego po raz pierwszy, więc powoli przestawiam się na nowoczesność (śmiech).
Lubisz pracować z Pro Tools?
Gdy Pro Tools wchodziły do muzyki w latach 90., byłem bardzo sceptyczny. Wydawało mi się, że zabiją duszę muzyki, że brzmią okropnie, ale zmieniłem swoje podejście. To bardzo wygodne i szybkie narzędzie. Dałem się uwieść tej wygodzie i własnemu lenistwu.
Wróciłbyś do analogowej metody nagrywania?
Zaczynam nagrywać kolejny album w styczniu. To będzie kontynuacja “I’ll Take Care of You”, płyty z coverami, którą nagrałem w Seattle pod koniec lat 90. Będę pracował z tymi samymi ludźmi i pewnie z użyciem tej samej, analogowej techniki.
Możesz zdradzić, jakie piosenki będziesz chciał na niej umieścić?
Jeszcze nie wiem, nie zacząłem nagrywać płyty, ale od razu, jak będę wiedział, dam Ci znać (śmiech).
Co znajdzie się na Twojej kompilacji, która jest w przygotowaniu?
Moja kompilacja będzie składać się z dwóch płyt. Pierwsza będzie zawierać już wydane piosenki, a druga nieznane dema, piosenki, które nie trafiły na płyty. Wyda ją wytwórnia z Seattle, Light in the Attic, która zajmuje się takimi wydawnictwami.
Po ośmiu latach przerwy wróciłeś do solowej twórczości.
Nigdy nie planowałem, że minie osiem lat, zanim nagram kolejny album Marka Lanegana. Zaangażowałem się w liczne projekty, album, występy gościnne, trasy koncertowe i zanim się zorientowałem minęło tyle czasu. Teraz nagrywam solowe płyty. Bardzo mi się to podoba, ale mam taki stosunek, do wszystkiego, co robię, a co jest powiązane z muzyką. Chcę nagrywać kolejne płyty Mark Lanegan Band, ale i współpracować z innymi zespołami, artystami.
Zaczęliście już z Gregiem kolejny album Gutter Twins?
Nie, jeszcze niczego nie zaczęliśmy. Nasz plan wygląda tak, że ja wydaję kolejną solową płytę, Greg robi coś z Twilight Singers, czy czymkolwiek, w co będzie zaangażowany, a dopiero potem wracamy do Twins. Na pewno zrobimy kolejną płytę.
Masz już pomysły na piosenki dla Gutter Twins?
Mam jakieś pomysły, które pojawiają się tu i ówdzie, a potem krążą po mojej głowie, ale skoro jeszcze nie wiem, kiedy konkretnie zabierzemy się z Gregiem za kolejną płytę, nie wiem również, czy te szkice staną się moimi piosenkami, czy Gutter Twins.
Ten rok upłynął ci przede wszystkim na trasie koncertowej, jednak w jednym z wywiadów mówiłeś, że nie lubiłeś jeździć w trasy ze Screaming Trees. Coś się zmieniło?
Screaming Trees to był czas pełen konfliktów i zawirowań. Mieliśmy dużo napięć zarówno na płaszczyźnie artystycznej i osobistej, które niezwykle mnie męczyły. Po rozpadzie Trees, zacząłem grać z ludźmi, z którymi potrafiłem się dogadać, i które dzieliły ze mną wizję artystyczną, więc polubiłem trasy koncertowe. Jestem też dużo starszy niż wtedy, bardzo się zmieniłem, a z perspektywy czasu wiem, że przyczyną połowy osobistych konfliktów w Screaming Trees byłem ja. Po prostu dojrzałem. Zawsze lubiłem podróżować, zawsze kochałem śpiewać. Nie wiedziałem tylko, że nie będzie mi to sprawiał radości ze Screaming Trees.
Pojawiły się plotki o reaktywacji Mad Season.
Są nieprawdziwe. Mad Season wydają boks z ich jedyną płytą, “Above”, DVD z koncertem i chyba płytą koncertową. Będą też niewydane wcześniej piosenki. Do trzech z nich nagrałem wokale, ale muzyka pochodzi z końca lat 90. To taki bonus do tego boksu. To wszystko. Nie dołączam do Mad Season i z tego, co wiem, oni nie mają zamiaru się reaktywować. Jeśli już, to beze mnie.
Bardzo cenisz sobie prywatność, przez wiele lat byłeś nieuchwytny dla fanów, jednak ostatnio zawsze po koncertach podpisujesz płyty i rozmawiasz z wielbicielami, co się zmieniło w twoim podejściu?
Cóż, nie jestem tą samą osobą, co pod koniec lat 90. i na początku tego stulecia. Ani tą samą, co w latach 80. i 70. Bardzo doceniam ludzi, którzy kupują moje płyty, przychodzą na koncerty, szczególnie w tych nieciekawych czasach, gdy ludzie nie mają dużo pieniędzy. Jestem im za to niezwykle wdzięczny. To taka forma podziękowania. To też jest dobre dla mnie, zawsze byłem dość małomówny, więc teraz staram się poznawać nowych ludzi, rozmawiać z nimi. A jeśli to ich uszczęśliwia, to tym lepiej.
Jak Clippersi radzą sobie w grach przedsezonowych?
Całkiem nieźle, wczoraj wygrali z Lakersami, ale oni nie zagrali w najmocniejszym składzie. Zobaczymy, co przyniesie sezon.
Wejdą do playoffów?
Na pewno, w zeszłym roku odpadli w drugiej rundzie. Nie wiem, jak im pójdzie w tym roku, ale na pewno przynajmniej tak samo dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz