Jozef van Wissem bardzo często przyjeżdża do Polski, ale do tej pory na koncercie lutnisty byłem tylko raz. W 2013 roku grał w Pardon, To Tu na minifestiwalu New Music for Old Instruments. Nazwa wydarzenia idealnie odpowiada temu, co robi Holender, ale koncert przy placu Grzybowskim zapamiętałem jako niezbyt udany. Trzy lata (i kilkanaście koncertów w Polsce) później Jozef zagrał na drugim brzegu Wisły, w Hydrozagadce, promując swój najnowszy album When Shall This Bright Day Begin. Miejsce dużo większe, ale przez to mniej intymne i kameralne, co mogło budzić pewne obawy (które okazały się uzasadnione).
Van Wissem zagrał tak, jak można było się tego spodziewać. Występ oparł na materiale z nowej płyty, łączył utwory w dłuższe "suity", co dodawało jego muzyce jeszcze większego ładunku transu. Spokojne, powtarzalne frazy, proste, ale przejmujące dźwięki lutni oplotły Hydrozagadkę. Siedzący samotnie na scenie Jozef grał z pasją, zapamiętale, ale wydawał się nieobecny, jakby był jedynie przekaźnikiem muzyki, a nie pełnoprawnym twórcą. Co nie dziwi tak bardzo w kontekście jego zainteresowań duchowością i mistyką.
Ilustracyjnemu i medytacyjnemu charakterowi muzyki van Wissema bardziej odpowiadałby koncert siedzący. Stojąc w ścisku (bo Hydrozagadka szczelnie się zapełniła), trudniej było w pełni skupić się na muzyce. Niestety, o ile na początku w klubie panowała cisza, to im bliżej końca koncertu, tym głośniejsze były rozmowy. Szkoda, bo Jozef zagrał wyśmienicie, a ja żałuję, że drugą szansę dałem jego koncertom dopiero teraz. Na następnych będę obowiązkowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz