wtorek, 29 grudnia 2015

Trupa Trupa - "Headache"



Chyba nie ma niczego lepszego w byciu dziennikarzem muzycznym niż obserwowanie rozwoju muzyków. Jak zwykłe zespoły stają się wielkie.

Gdańska Trupa Trupa z początku nie zachwyciła mnie. Debiut był nawet niezły, choć zbyt teatralny, nadekspresywny i nie zostawał w pamięci na dłużej. Coś drgnęło przy „++”, nagranym w starej synagodze (podobnie, jak Headache). Zespół Grzegorza Kwiatkowskiego więcej sięgał do psychodelii, utwory dostawały oddechu. Choć to jeszcze nie było to, ale było słychać, że drzemie w nich potencjał na wielkość. Wielkość, która przyszła wraz z trzecim albumem gdańszczan.

To efekt konsekwencji. Brzmienie zespołu nie przeszło rewolucji, jest wynikiem rozwoju. Przestrzenne, pełne, a jednak momentami przyduszające i przytłaczające. Przybrudzone, analogowe i ciepłe doskonale uzupełnia i podkreśla kompozycje. Wielka w tym zasługa Michała Kupicza, który ostatnio produkuje wszystko i wszystkich. Za każdym razem ze świetnym efektem. Headache brzmi krystalicznie czysto i bardzo naturalnie, jakby Kupicz uchwycił ich na próbie. W samych kompozycjach tez słychać ogromny postęp. Od szkieletów piosenek przeszli do pełnokrwistych utworów z niebanalnymi pomysłami. Mnie najbardziej zachwyca sama końcówka płyty, jasne, pozornie radosne Picture Yourself, przeradzające się w ścianę dźwięku. Pewna totalność jest wpisana w twórczość Trupy Trupa, spoglądają na wyczyny Swans i Velvet Underground, szczęśliwie nie wpadają w bezmyślne kopiowanie, tak częste wśród polskich (i nie tylko) zespołów. Gęstą psychodelię i repetytywność przełamują bitelsowskimi melodiami. Jak na trójmiejską grupę przystało, Trupa Trupa przemyca w swojej muzyce krajobrazy. Wasteland kołysze i faluje jak wzburzony Bałtyk, Rise and Fall to przebieżka po sopockich, zamglonych lasach, utwór tytułowy z kolei wywołuje skojarzenia z filmami Davida Lyncha. Pocięty, niepokojący, nic nie jest takie, jak się wydaje.


Dlaczego Trupa Trupa odpaliła teraz, a nie wcześniej? Odrzucając wspomnianą teatralność i swoistą kabaretowość, zespół zyskał nową twarz. Nie ma już przeładowania, każdy dźwięk ma swoje znaczenie. Przepych ustąpił repetycjom i motoryczności. Trupa Trupa to muzycy w pełni ukształtowani, świadomi swojego głosu i ograniczeń. Ten spokój dał ich najlepszy album. I jedną z najlepszych polskich płyt ostatnich lat. Czapki z głów.

Tekst ukazał się pierwotnie na łamach iratemusic.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz