Dwie dziewczyny z Sandomierza porwały się na połączenie ludowych zaśpiewów z "hispterską" elektroniką i instrumentami własnej produkcji. W swojej partyzanckości KIPIKASZA są blisko Sutari (grających przecież na przyrządach kuchennych) i Małym Instrumentom Pawła Romańczuka, który zachęca do tworzenia własnych instrumentów, bo przecież muzyka jest wszędzie. KIPIKASZA grają na młynku do kawy, wiadrze, bębnach i syntezatorach. Słychać, że są na początku drogi, że jeszcze nie potrafią urzeczywistnić wszystkich swoich pomysłów, ale jednocześnie słychać, że doskonale wiedzą, co chcą przekazać. Mistyczna plemienność, ludowa demonologia (południce, dziady, wąpierz z Sandomierza) mieszają się z buczącymi syntezatorami i dronami.
Jednak ich największym atutem są głosy, Karolina i Ola świetnie współbrzmią (znów puszczamy oko do Sutari). Dobrze było to słychać na czwartkowym koncercie w Pracovni. Nie wszystkie piosenki były dopracowane, część grały po raz pierwszy, nie wszystko się zgrywało, nie przekonuje mnie część tekstów i momentami zbyt teatralną ekspresją, ale gdy tylko dziewczyny zaczynały śpiewać białym głosem, odkładałem swoje wątpliwości na bok. Podoba mi się też ich podejście do ludowości, bez czołobitności "folklorystów", ale i bez zbyt dużej ironii. Nie boją się eksperymentować, mieszać ludowości ze współczesności, i szczęśliwie nie popadają przy tym w banał, czy karykaturę, dzięki czemu są jednym z najbardziej obiecujących zespołów. Pozostaje tylko czekać na płytę, którą nagrywają ze Snowidem, ośmiobitowym szaleńcem z Krakowa pod szyldem Dziadowski Projekt (ciekawe, co na to Kaseciarz).
Jednak ich największym atutem są głosy, Karolina i Ola świetnie współbrzmią (znów puszczamy oko do Sutari). Dobrze było to słychać na czwartkowym koncercie w Pracovni. Nie wszystkie piosenki były dopracowane, część grały po raz pierwszy, nie wszystko się zgrywało, nie przekonuje mnie część tekstów i momentami zbyt teatralną ekspresją, ale gdy tylko dziewczyny zaczynały śpiewać białym głosem, odkładałem swoje wątpliwości na bok. Podoba mi się też ich podejście do ludowości, bez czołobitności "folklorystów", ale i bez zbyt dużej ironii. Nie boją się eksperymentować, mieszać ludowości ze współczesności, i szczęśliwie nie popadają przy tym w banał, czy karykaturę, dzięki czemu są jednym z najbardziej obiecujących zespołów. Pozostaje tylko czekać na płytę, którą nagrywają ze Snowidem, ośmiobitowym szaleńcem z Krakowa pod szyldem Dziadowski Projekt (ciekawe, co na to Kaseciarz).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz