EKV był jednym z zespołów, poleconych mi przez przygodnie poznanego Serba. O samym fakcie polecania już pisałem.O polecanej muzyce nie. Powróciwszy do domu, zacząłem przeglądać RYMa. I cóż, okładka "Ljubav" wyglądała najlepiej (pozostałe w większości - szkoda gadać). I nie pomyliłem, płyta z taką okładka nie może być słaba (ciągle mam wrażenie, że kiedyś widziałem bardzo, bardzo podobną okładkę - jakieś pomysły).
Wszystko wskazywało na to, że się z Katarzyną nie polubimy. Po pierwsze - lata 80. Po drugie - nowa fala. A jednak zaiskrzyło od razu. I nawet dość kiczowate klawisze nie przeszkadzają. I to, że ta pani z okładki, nie śpiewa, tylko pan, który nie ma jakiegoś super głosu też nie. Bo te piosenki są świetne, tak po prostu. Mroczne, niepokojące, ale melodyjne, proste, ale nie prostackie. I to już wystarczy, żebym nie przestawał jej słuchać od kilku tygodni.
Gdyby na przykład Paul Banks zrzynał nie z Curtisa, tylko z Serbów, to bym go lubił. Polecam.
Gdyby na przykład Paul Banks zrzynał nie z Curtisa, tylko z Serbów, to bym go lubił. Polecam.
To jest bardzo dobra płyta (chyba najlepsza w dorobku EKV aka KII). Z podobnych klimatów polecam jeszcze: Karlowy Vary, Luna, Paraf, Dobri Isak i oczywiście Mrtivi Kanal + nowy zespół Leifert (jeszcze niedawno grający jako Larve).
OdpowiedzUsuńKarlowy Vary znam. Resztę obczaję.
OdpowiedzUsuń