Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bluegrass. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bluegrass. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 14 stycznia 2016

Canailles - "Ronds-points"



Jeśli myślicie, że bluegrass i country to muzyka na wskroś związana ze Stanami Zjednoczonymi i tylko tam, na prerii, w Appalachach, i na spalonej słońcem ziemi Teksasu ma sens, to jesteście w błędzie. Tak, to muzyka do cna amerykańska, ale sporo dzieje się również na północ od 49 równoleżnika, w Kanadzie. Tam też są prerie, bezdroża, wielkie farmy, byli koloniści, byli kowboje. Jest więc i country, jest też bluegrass. Są też we francuskojęzycznym Quebecu, co już może wydawać się naprawdę dziwaczne. Tym bardziej, że całkiem nieźle to country po francusku wychodzi.

Z tej kolorowej sceny najbardziej wyróżniają się Canailles. Nie tylko dlatego, że jest ich ośmioro: trzy dziewczyny i pięciu chłopaków, ale przede wszystkim z powodu zawadiackiego wizerunku, jaki kreują również swoją muzyką. Na papierze wygląda to prosto. Trochę country, więcej korzennego bluegrassu, dużo akordeonu, mnóstwo banjo i trochę folkloru Cajunów (francuskich osadników wysiedlonych z kanadyjskiej Akadii na bagna Luizjany). Nic odkrywczego, ale też nic, co mogłoby zwiastować spektakularną wpadkę. Lub sukces. Jednak wystarczy włączyć ich drugi album Roinds-points, by usłyszeć, że z tej mieszanki wyciskają więcej niż maksimum. Jest tu punkowe podejście, niby niechlujne, chaotyczne, jakby nad tą ósemką nikt nie był w stanie zapanować. W połączeniu z brawurowymi (ale nie wirtuozerskimi) zagrywkami instrumentów, knajpianą atmosferą, chóralnymi zaśpiewami, nieposkromioną energią (jeśli tak brzmią, na płycie, to jak muszą wyglądać ich koncert, szaleństwo) daje to bardzo rozrywkową całość.

Canailles grają muzykę małych miasteczek. Idealną do tańca na dechach, ścieżkę dźwiękową do knajpianej rozróby. Piosenki szczerzą się niepełnym uzębieniem, błyskają tulipanami z butelek po burbonie. Chropawy głos Daphne Brisette robi wrażenie, jakby ta niepozorna dziewczyna była weteranką niejednej pijatyki. W kilku piosenkach zastępują ją Alice St-Jak i Erik Evans, też barowe wygi. Gdy zespół nie pędzi na złamanie karku, potrafi zagrać takiego bluesa, jakby całe życie siedzieli na bagnach Missisipi (Berceuses pour les plantes). Fromage, ponad dziesięciominutowy utwór chyba najlepiej oddaje ducha muzyki Kanadyjczyków. Jest tu i trans, echa indiańskich rytuałów, trochę psychodelii, ale i chwytliwa melodia. Najwięcej przebojowości ma Titanic, kandydat na najlepszą piosenkę roku. Istny samograj, płynie jak rwąca rzeka, banjo i mandolina grają tak, że mam ochotę rzucić wszystko i dołączyć do tego gangu.

Canailles na swoim najnowszym albumie nie pytają, czy się spodobają się słuchaczowi, do nikogo się nie przymilają. Albo się spodobają tacy, jacy są, albo nie. Tylko w tym drugim przypadku dostaniesz w zęby.

tekst ukazał się pierwotnie na stronie iratemusic.com

czwartek, 4 września 2014

Przeczesując Bandcamp #2

Miało być tylko po francusku, ale wkradł się jeden rodzynek z Kaukazu.


Balkhar Ensemble - Songs of Balkhar's Women
Za Ored Recordings kryje się czwórka młodych Czerkiesów, którzy utrwalają tradycje muzyczne Północnego Kaukazu (czyli tej części regionu znajdującej się w Federacji Rosyjskiej). Są przeciwnikami studyjnych zabiegów, więc postanowili na nagrania terenowe. Podczas jednej ze swoich wypraw dotarli do Balcharu, dagestańskiej wioski zamieszkanej przez Laków, jedną z 70 kaukaskich grup etnicznych. 13 piosenek, w tym obrzędowe, liryczne, epickie. Ciekawy wgląd w nieznaną kulturą.



Chantal Archambault - Les élans
Jedną z prawd objawionych jest fakt, że nawet największy banał brzmi pięć razy lepiej po angielsku niż po polsku. Zapytajcie polskich muzyków albo korpopracowników. O ile lepiej być Sales Managerem niż zwykłym, szarym sprzedawcą. Nie wiem, czy Anglosasi mają tak samo z francuskim, ale mieć powinni. Chantal Archambault z, w gruncie rzeczy dość sztampowego, folku podbarwionego country robi ślicznie delikatne piosenki od których nie sposób się oderwać. I jestem pewien, że to w połowie zasługa języka.


Canailles - Ronds-points
Tych gagatków śledzę od wydania debiutu i ciągle żałuję, że jeszcze nikt nie zdecydował się na zorganizowanie im trasy po Europie. Już w nagraniach studyjnych słychać, że są koncertową petardą. A co się tam dzieje! Jest zydeco i cajun z bagnistej Luizjany, jest bluegrass z Appalachów, jest szalejące banjo prosto z Alabamy, jest punkowa złość, jest blues z delty Missisipi, jest wreszcie nieprzenikniona Północ. Ósemka z Montrealu to niezłe zawadiaki, zawsze gotowi do bitki. Rzucisz im wyzwanie?


Catherine Leduc - Rookie
Nagrywająca dla tej samej wytwórni, co Canailles, Catherine Leduc gra muzykę wycofaną, pozornie zimną, jak kanadyjski grudzień. Nic wielkiego się nie dzieje w ciągu tych 10 piosenek, ale ten mroźny, snujący się klimat całości silnie przyciąga.


Sweet Crude - Super Vilaine
Na sam koniec trochę oszukana francuszczyzna. Sweet Crude w swoim kontrolowanym bałaganiarstwie przypominają Canailles, ale są nastawieni do świata bardziej pokojowo. Francuszczyzna oszukana, bo dialekt luizjański mieszają z angielskim i łączą nowoczesny indie pop (mniej wygładzone Foster the People) z  bagnami zamieszkałymi przez Cajunów.