Kiedy poznałem, trochę przypadkowo, pięć lat temu muzykę Fareda Shafinury'ego, amerykańsko-irańskiego "setarzysty", najbardziej ujęły mnie w niej dwie rzeczy - łatwość, jaką muzyk łączył zachodnią alternatywę z perską tradycją, jak stawał między nimi, traktując je jako równoprawne i równorzędne części swojej twórczości oraz melancholia, która wybrzmiewała z każdego dźwięku. Behind the Seas był albumem pełnym tęsknoty, choć bardzo słonecznym.
Fared Shafinury przez bardzo długi czas milczał. Czasem wrzucił jakąś improwizację na soundcloud, grywał koncerty, ale o nowej płycie nie było żadnych wieści. I tak mijały kolejne lata, a ja, czekając, utwierdzałem się w przekonaniu, że Behind the Seas będzie jak meteor, który na krótką chwilę rozświetlił noc. Koniec końców premierę Into the Night prawie przegapiłem, mniej z własnego gapiostwa, a bardziej ze specyfiki obecnego przepływu informacji.
Cold Front i pierwsza część Chaotic Bliss trochę na wyrost zapowiadają, że Shafinury postawił na brzmieniową rewolucję - elektronika, gitara zamiast setaru, pogłosy. Jednak już w drugiej połowie Chaotic Bliss wszystko wraca na swoje miejsce. Setar wygrywa poruszające melodie, perska melodyka przekłada się na angielski tekst, w klasyczną formę Shafinury wprowadza automat perkusyjny i delikatne syntezatory. Zgodnie z tytułem, Into the Night to płyta nocna, stojąca w opozycji do skrzącej się barwami zachodzącego słońca Behind the Seas.
Mam wrażenie, że tym razem środek ciężkości przesunął się delikatnie w stronę zachodniej alternatywy. Piosenki mają w większości bardziej klasyczną anglosaską formę, Shafinury śpiewa częściej po angielsku niż persku. Wymownym przykładem tej zmiany kierunku jest Danccing in the Dark Springsteena, które kończy album. Zagrana na akustycznych instrumentach, z wiodącą rolę setaru, to nadal bardzo amerykańska piosenka, choć na sam koniec Shafinury przygotował niespodziankę - kilka wersów po persku. To też chyba najlepiej oddaje jego pomysł na muzykę.
Into the Night to udany kontynuator Behind the Seas. Niepozbawiony wad, bo chociażby So In Love jest okropnie kiczowate, ale w ogólnym rozrachunku bardzo porządny. Jednak do poziomu debiutu trochę brakuje, jednak to mnie nie martwi, Behind the Seas to jedna z tych płyt, które trafiają się tylko raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz