Ivan Čolović w swoim eseju Etno poświęconemu narracjom o muzyce etnicznej i world pracowicie punktuje wszelkie nielogiczności, przekłamania dotyczące świata etno. Najmocniej obrywa się próbom hybrydyzacji, które serbski antropolog uznaje za największą niespełnioną obietnicę muzyki etno.
Pixvae jest projektem pozornie uosabiającym wszelkie wady hybrydyzacji, o których pisze Colovic. To współpraca francuskich math-noise rockowej Koumy z kolumbijskim zespołem Bambazu. Teoretycznie jedni i drudzy grają swoje, nie wychodząc poza własne strefy komfortu. Francuzi łamią rytmy, hałasuja, kombinują, a Kolumbijczycy śpiewają. Niby każdy sobie, nie wchodząc w żadną interakcję. To bardzo mylne wrażenie.
Kouma dostosowują się metrum 6/8 charakterystycznego dla currulao, gatunku z pacyficznego wybrzeża Kolumbii, który wykonują Bambazu. Oni z kolei czasem się wycofują, dając miejsce na większe szaleństwo Francuzom. Dzięki takim ustępstwom debiutancka EPka Pixvae brzmi jednocześnie odświeżająco i intrygująco. Na tle innych, przeważnie grzecznych i bezpłciowych "hybryd" wręcz rewolucyjnie.
Pixvae momentami blisko jest do brazylijskiej alternatywy, riff w A Guapi i sposób budowy tego utworu to przecież odbicie tego, co dzieje się na niezależnej scenie w Sao Paulo, choć bez tej niepodrabialnej subtelności. Ciężkie riffy Koumy trochę odzierają z taneczności currulao, ale jest to równoważone przez wokalistów. Nie ma wrażenia, że to Kouma dogrywa się do Bambazu lub odwrotnie. I to największa zaleta tej króciutkiej EPki. Nie powiela błędów większości podobnych projektów - strachu przed radykalnością, wygładzaniem wszelkich różnic. Paradoksalnie to wszystko sprawia, że Pixvae nie trąci sztucznością. Może taka hybryda spodobałaby się Čoloviciowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz