wtorek, 17 sierpnia 2021

Pod liliowym niebem

"Wieczorne ragi najlepiej wykonywać między zmierzchem a północą. Pomagają się skupić i uporządkować umysł przed snem. I tak jest też w przypadku „Under the Lilac Sky”. Mimo swej wielowarstwowości i skomplikowania ambientowe ragi Jain wyciszają i oczyszczają umysł z nadmiaru bodźców. Taka kuracja przydaje się nie tylko przed zaśnięciem."

W Radiowym Centrum Kultury Ludowej piszę o debiucie Arushi Jain.

środa, 11 sierpnia 2021

Na obrzeżach x Radio Kapitał 11 VIII 2021

Już za kilka dni 15 sierpnia, ferragosto. Symboliczny początek końca lata we Włoszech. Jeszcze jest gorąco, ale dni stają się coraz krótsze, noce coraz zimniejsze, światło coraz bardziej jesienne. I taka była audycja - w programie tylko włoska muzyka, idealna na żegnanie się z kanikułą i wakacjami.

1. Mirco Menna & Banda di Avola - Evviva
2. Colombre - Fuoritempo
3. Colombre - Arcobaleno
4. Francesca Michielin feat. Giorgio Poil - LEONI
5. Giorgio Poi - Doppio nodo
6. Giorgio Poi - Le foto non me le fai mai
7. Germano - Ti soprerenderebbe
8. Francesco de Leo - Lucy
9. Lucia Manca - Maledetto
10. Angelica - Il momento giusto
11. Colapesce - Ti attraverso
12. Mina - Il cielo in una stanza
13. Maria Mazzotta - Beddha ci stai luntanu

piątek, 6 sierpnia 2021

A jednak nie ostatni



Mam nadzieję, że przez trzy miesiące od ostatniego bandcampowego piątku zaoszczędziliście trochę pieniędzy, bo wracają po przerwie i będą się powtarzać do końca roku. A skoro one wracają, to wraca i przewodnik. Poprzednie odcinki polecanek znajdziecie tu.

Zaczynamy od stałego punktu programu, czyli Les Disques Bongo Joe. Wcześniej ogłosili debiutancki album Amami i zaskakująco tradycyjne Meridian Brothers, dzisiaj dołożyli winylowe wydanie Futur Anterieur, kompilacji podsumowującej pięć lat działalności labelu. Tę ostatnią pozycję polecam najbardziej, podopieczni labelu kowerują utwory z różnych archiwalnych kompilacji wydawanych przez Bongo Joe. Turecki rock spotyka się z azerską gitarą, haitańskie voudou z maloyą... i jeszcze siedemnaście innych połączeń. Nyege Nyege atakują kolejną kompilacją wściekłego singeli, tym razem ze studia Pamoja oraz wznawiają kasetową kompilację L'Esprit de Nyege Nyege.

Tasos Stamou ostatnią część trylogii poświęconej tradycyjnej muzyce Grecji wydał co prawda na początku roku, ale to zbyt dobra rzecz, żeby ją przegapić. Cypryjczycy z Monsieur Doumani swój piąty album wydają we wrześniu w Glitterbeat, zapowiada się lepiej niż dobrze. O czwartym, wydanym z zaskoczenia albumie Altin Gun już pisałem tutaj, ale przypominania nigdy dość. Tym bardziej, że wszystkie przychody idą na ratowania planety. A jeśli lubicie szmatki (ja lubię), wrzucili nowe wzory koszulek.

Na winyle trzeba czekać coraz dłużej, koszty przesyłki ze Stanów ciągle rosną, nic dziwnego, że pojawia się coraz więcej kaset i kompaktów. Arushi Jain wydała na kasecie przepiękne wieczorne ragi na syntezator modularny. W Chinabot wyszła kaseta We Are Strong ujgurskiej śpiewaczki Saadet Türköz i szwajcarskiego gitarzysty Beata Kellera. Jeśli lubicie eksperymenty w stylu nieodżałowanego Ghedalii Tazartersa, to pozycja dla was. Piotr Cichocki, Tonga Boys i Martin Kaphukusi nagrali wspólnie słuchowisko, koprodukcję 1000Hz i Szarej Renety. Wszystkie przychody ze sprzedaży kasety i cyfry idą prosto do Malawi. Brutality Garden prezentuje pierwszą kompilację swoich podopiecznych. Jak zawsze warto. Karl Records zapowiadają kolejne ambienty z Teheranu. Mondoj przerzucają się na kompakty, po Piętnastce wydają we wrześniu  ---__--___, duet Setha Grahama i More Eaze (a winyl i kaseta wychodzą w Orange Milk Records). Mają też piękne szmatki. Warm Winters mają na stanie ostatnie kaset Asemix, duetu More Eaze i mister lies, a do tego za tydzień wychodzą dronowe kompozycje islandzko-niemieckiego Minua.

Moo Latte na wrzesień zapowiada kolejne smakowite instrumentale, tureccy eksperymentatorzy z Konstrukt wypuszczają pod koniec miesiąca winyl z Thurstonem Moore'em (i można już go w całości odsłuchać. Rafał Samborski udostępnił bardzo miły soundtrack do gry o kotkach. KMRU (o którym napisałem spory artykuł do nadchodzącego Glissanda, premiera już niedługo) wypuścił pierwsze prawdziwie berlińskie nagrania.

Wspieranie Canary RecordsOred Recordings i Sahel SoundsNaszych NagrańNagrań Somnabulicznych i 1000Hz to nie tylko przyjemność, ale i obowiązek, to już jednak powinniście wiedzieć.


wtorek, 3 sierpnia 2021

Baglama i syntezatory dla Ziemi

Dopiero, co o nich pisałem w GaMie i recenzowałem Yol w RCKL, a Altın Gün z zaskoczenia, kilka dni temu wydali drugi tegoroczny album. I to jeszcze podwójnie wyjątkowy.

Podwójnie – bo charytatywny i dostępny tylko na Bandcampie. Cały przychód ze sprzedazy zespół przeznacza na Earth Today, organizację, której celem jest ochrona połowy powierzchni planety do 2050 roku, cel niezwykle ambitny. Alem nie posłuchacie w streamingach, bo to wbrew pozorom nie jest najbardziej ekologiczny sposób słuchania muzyki (o czym można się przekonać, czytając Decomposed: Political Ecology of Music), powoduje przecież ogromne emisje dwutlenku węgla. Może jeszcze nie tyle, co kopanie bitcoinów, ale niebezpiecznie do tego poziomu się zbliża. Z tego samego powodu Alem istnieje tylko w formie cyfrowej.

Yol nagrali podczas pierwszych, zeszłorocznych lockdownów i wydaje się się, że Alem powstawał w podobnych okolicznościach. Może nawet częściowo równocześnie, bo za produkcję odpowiada ten sam skład – basista Jasper Verhulst i belgijski duet Asa Moto. Nawet jeśli powstawały w tym samym czasie, nie można powiedzieć, że to odrzuty, mniej udane fragmenty sesji, które mogłyby trafić najwyżej na strony b singli. A jeśli nagrali Alem później, to pierwszy przypadek w ich niedługiej historii, gdy na kolejnych albumach utrzymują ten sam brzmieniowy kierunek. Po kilku latach poszukiwań – od bardzo klasycznego anatolijskiego rocka przez funk po amalgamat disco, electropopu, przesterowanej baglamy i syntezatorów – dotarli do brzmienia, które im najbardziej odpowiada. Nie chodzi o to, że zmieniali się całkowicie; dokładali kolejne elementy układanki i teraz nie da się ich pomylić z nikim innym, a Alem tylko to potwierdza.

Choć to album siostrzany dla Yol, słychać, że tutaj dali sobie więcej swobody, miejsca na odrobinę szaleństwa i lenistwa. Bawią się atmosferą, wplatają nagrania terenowe – w końcu walczą o ochronę przyrody. To muzyka raczej do popijania raki przy zachodzie słońca, a nie dzikich tańców w środku nocy. Schowany na Yol saz wraca na pierwszy plan i momenty, kiedy współbrzmi razem gitarą i syntezatorami są na Alem najlepsze, jak w meandrującym, biegającym po ćwierćtonach, hipnotycznym Çarşambayı Sel Aldı czy instrumentalnym Özüne Özüm Kurban. Gdy odrobinę przyspieszają, pojawiają się gitarowe wywijasy niczym u Rüstəma Quliyeva i echa czasów, kiedy z Omarem Souleymanem grał tez sazista. To rzadkie momenty, częściej leniwie się snują, jak w przepełnionym reggae'owa pulsacją Kısasa Kısas, chyba jedynym w zestawie autorskim utworem. Poza nim sięgają, jak już przyzwyczaili do repertuaru Neşeta Erteşa, Seldy Bağcan czy Gülden Karaböcek i nadają im swojego charakterystycznego, kwaśnego sznytu.

Altın Gün wystrzeliwują kolejne płyty jak z karabinu maszynowego i jak na razie nie zaliczyli żadnej wtopy, jakby nie wiedzieli, jak się nagrywa słabe płyty. Miejmy nadzieję, że się nigdy nie dowiedzą, a takie świetne interpretacje anatolijskiego folku będą grali jak najdłużezj. A jak jeszcze robią to w szczytnym celu, to nie można temu nie przyklasnąć. Alem nie jest rewolucją na miarę Yol, ale to i tak jedna z najlepszych płyt roku.