środa, 28 października 2015

W centrum: Bad Karma Boy


Kolejne bratysławskie odkrycie (tutaj do przeczytania moja relacja dla Uwolnij Muzykę!). Jest ich trójka, dwóch chłopaków i dziewczyna. W swojej rodzimej Słowacji są jednym z najważniejszych niezależnych zespołów. Co zresztą potwierdziła żywiołowa reakcja zwykle chłodnej bratysławskiej publiczności. Ich siłą są ładne, trochę amerykańskie, melancholijne piosenki. 40 minut w V Klubie pokazało, że status Bad Karma Boy nie powinien być żadnym zaskoczeniem. Niejeden zachodni zespół może im pozazdrościć zgrania, profesjonalizmu i świetnego kontaktu z publicznością.

W Bratysławie widziałem ich dwukrotnie. Przed klubowym koncertem zagrali na kameralnej barce na Dunaju. Zarówno w takiej intymnej atmosferze, jak i w sali pełnej fanów zabrzmieli znakomicie.


wtorek, 20 października 2015

Greg Van Etten



Zbieram się do poważniejszego i dłuższego tekstu o Ryanie Adamsie grającym 1989 Taylor Swift, zanim wszyscy zapomną, że wyszła taka płyta. Pozostańmy w temacie coverów. Przy okazji ogłoszenia solowej trasy po Europie i Ameryce, Greg Dulli udostępnił swoją wersję A Crime Sharon Van Etten. Lider Afghan Whigs i Twilight Singers jest znany z sięgania po cudze piosenki, z TS nagrał całą płytę z coverami. Live With Me Massive Attack przechodzące w Where Did You Sleep Last Night Leadbelly'ego było najlepszym momentem koncertu Twilight Singers w Proximie przed dziewięcioma laty, soulowe Don't Call Desire pięć lat później rozgrzało Stodołę. Można by tak dalej wyliczać.

Teraz Dulli nagrał piosenkę jednej z moich ulubionych artystek. Dla fana takie wydarzenie - jeden ukochany muzyk składa hołd innemu - jest wyjątkowe. Greg przerobił A Crime Sharon na własną modłę, tak że mogłaby się spokojnie znaleźć na późnych płytach Twilight Singers. Robi tak zawsze. Za każdym razem z przeszywającym efektem, bo jak nikt inny potrafi "przywłaszczyć" sobie piosenki.

Prawie jak nikt inny - Ryan Adams i wspomniane na początku 1989 to podobny poziom internalizacji. Adams gra kompozycje Swift, tak, jakby to on je napisał, z żarem i zaangażowaniem, ale o tym kiedy indziej.

A Crime Dulliego można posłuchać tutaj, a ja mam nadzieję, że usłyszę ją 18 lutego, kiedy Greg przyjedzie do Warszawy. 

poniedziałek, 19 października 2015

Samo gęste*



Gęstość – to pojęcie wiąże wszystkie widziane przeze mnie koncerty na tegorocznym Unsoundzie. Nie przepadam za niespodziankami, czasu na całotygodniowy wyjazd nie było, do Krakowa pojechałem na Matanę Roberts, Health i Liturgy.

Przed Roberts zagrali Kamil Szuszkiewicz i Hubert Zemler. Koncert, choć oparty na materiale z Istiny Szuszkiewicza, miał zupełnie inny wydźwięk niż kaseta. Odwołująca się słowiańszczyzny mistyka została zastąpiona elegią ofiar Zagłady. Może na taki odbiór wpłynęło miejsce koncertu, pięknie zdobiona synagoga Tempel. Mechanicznie precyzyjna perkusja Zemlera, zapętlone, krzykliwe loopy i mocno przetworzone dźwięki trąbki narastały zgiełkiem, aż zostały przełamane kojącymi, smutnymi partiami wibrafonu.

Matana Roberts również zaskoczyła. Po jej koncercie w Cafe Kulturalna sprzed niemal trzech lat, spodziewałem się, że w Krakowie również postawi na interakcję z publicznością i włączy ją do swojego występu. Było zupełnie odwrotnie – performens Roberts był intymny, wręcz wsobny. Publiczność nie była ważna, co podkreślało tyko wagę historii opowiadanej w rozpisanym na dwanaście części cyklu Coin Coin. Warstwy nagrań terenowych, nojzowych sampli, przetwarzanych fraz saksofonu budowały gęsta strukturę występu. Jazzu nie było w tym ani grama. Spore zaskoczenie, ale podobnie jak duet Szuszkiewicz/Zemler bardzo pozytywne.

Niespodzianka przed Health byli RSS B0YS, którzy zagrali mocno plemiennie, ale nie przekonali mnie do swojej wizji elektroniki.

Death Magnetic Health jest jedną z najlepszych tegorocznych popowych płyt, więc koncert Amerykanów złożony przede wszystkim z najnowszego materiału. Rozumiem też głosy, że to już nie to samo Health, że bliżej im do Placebo czy Pet Shop Boys. Jest w takim twierdzeniu trochę prawdy. Noise zastąpili hałaśliwym popem i disco. Do mnie ten kierunek przemawia, tak, jak przekonał mnie koncert.

Liturgy też odświeżyli swoją muzykę (nie tak radykalnie jak Health). Coraz dalej od black metalu na Ark Work. Gitarowe i perkusyjne blasty na płycie giną pod warstwą elektroniki, sampli dudów, trąb, dzwonków. Koncert jednak był gitarowym zgiełkiem, wbijającym się w trzewia. Niestety, głośność i trudna do nagłośnienia hala zajezdni tramwajowej prawiły, że za dużo szczegółów umykało i ginęło. Za dużo. Totalność totalnością, przydałaby się jednak selektywność, choć w ogólnym rozrachunku ten występ też mogę zaliczyć do udanych.

* tytul podkradłem Inner Soundtracks


poniedziałek, 12 października 2015

W centrum: Mari Kalkun


Starałem się przesłuchać wszystkich artystów występujących w tym roku w Bratysławie (o samym festiwalu już niedługo). Nie udało się przed wyjazdem, choć chyba zdołałem zapoznać się z większością. Spore wrażenie zrobiła na mnie ostatnia płyta Estonki, Mari Kalkun. Może dlatego, że to jedna  z niewielu artystek występujących na festiwalu odwołująca się do muzyki tradycyjnej oraz tworząca w rodzimym języku.

Mari gra na kannel, lokalnej odmianie cytry, spokrewnionej z litewskimi kanklami czy litewskimi kokles. Na koncercie w Bratysławie była zupełnie sama, towarzyszył jej tylko kannel (który własnoręcznie wykonała). Z jego pomocą przywoływała stare melodie, umuzyczniała lotniskowe komunikaty i snuła przesycone magiczną atmosferą opowieści. Na płycie, nagranej z zespołem, ta magia nie ucieka.





piątek, 2 października 2015

Tak Tak Tak


Zach Condon odzyskał spokój ducha. Odzyskał go dopiero, gdy wrócił z podróży, wrócił do domu. Choć mam wrażenie, że to dla Beirutu początek kolejnego, wspaniałego rozdziału.
Napisałem o No No No dla Noisey Polska.