poniedziałek, 9 maja 2022

Udało nam się stworzyć spójną całość


W swoim życiu pisałem do różnych miejsc, wiele z nich już nie istnieje i nie pozostał po nich żaden ślad w internecie. Część z tych "zaginionych" tekstów co jakiś czas przypominam na blogu w niezmienionej formie. To akurat tegoroczna rzecz, ale nie ukazała się tam, gdzie miała. Alt-j to zespół, który doceniłem tak naprawdę dopiero przy okazji tej najnowszej płyty. Rozmawiałem z wokalistą, Joe Newmanem.

W 2022 mija 10 lat od premiery waszego debiutu i jednocześnie przełomowego albumu, An Awesome Wave. Zdarza ci się do niego wracać?

Joe Newman: Chyba... Tak, wracam do niego. Zresztą wracam nie tylko do naszego debiutu, ale do całej naszej dyskografii. Pomaga mi to podjąć decyzję, w jaki sposób podejść do pisania nowych piosenek. Wracanie do starszych piosenek jest ważną częścią procesu twórczego. Wracanie do An Awesome Wave jest szczególnie miłe, bo przywołuje niezwykle ważne wspomnienia. Doskonale pamiętam, gdzie pisaliśmy ten album, jakie ciuchy nosiliśmy, jak wyglądały nasze relacje – byliśmy prawie nierozłączni – zapowiedź naszego sukcesu. An Awesome Wave z czasem stał się nostalgicznym wspomnieniem naszych początków i sukcesu.

Co czujesz, kiedy do niego wracasz?

Przede wszystkim to, że wybraliśmy się w muzyczną, dźwiękową podróż. Kiedy porównuję An Awesome Wave z naszym najnowszym albumem, słyszę, że dojrzeliśmy jako muzycy, rozwinęliśmy się. Na przykład – zmienił się mój głos. Teraz czuję się z nim dużo bardziej komfortowo, zmieniła się też jego rozpiętość. Nasz producent, Charlie, też się zmienił – zyskał dużo wiedzy, doświadczenia i ma teraz lepszy sprzęt. Lepiej też wie, co mu się podoba, a co nie. Muzycznie bardzo się zmieniliśmy. Zmieniliśmy się też my, sukces każdego kolejnego albumu buduje naszą pewność siebie. Czujemy, że nagrywając nową muzykę, znajdujemy się w bezpiecznym miejscu. Wiemy, co ma dla nas wartość, wiemy też, co jest wartościowe dla ludzi czekających na nasza muzykę. Traktujemy się bardziej poważnie.

Zaczęliście nagrywać The Dream tuż przed początkiem pandemii i lockdownów. Jak to wpłynęło na waszą muzykę?

Cóż... dostaliśmy dużo więcej czasu na pisanie piosenek, bo świat upadł na kolana. Wszystko się musiało zmienić i wszystko się zmieniło z dnia na dzień. Rządy musiały zarządzać kryzysem, który potrwa kilka lat i trwa nadal. Dla nas jednak nic się nie zmieniło w tym sensie, że proces powstawania albumu nie został dotknięty przez pandemię. Pisałem piosenki na własną rękę, jak zawsze; ciągle jeździłem do studia, nagrywałem demówki w ogrodzie. Wymyślałem nowe piosenki, wracałem do starszych pomysłów, które gdzieś zapisałem. Nikt od nas niczego nie oczekiwał, mieliśmy więcej czasu i więcej luzu. Porównałbym to do śnieżnego dnia, kiedy dzieciaki nie muszą iść do szkoły i mają dla siebie więcej czasu. Ten dodatkowy czas pozwolił nam mocniej zagłębić się w piosenki. Myślę, że złożoność The Dream częściowo wynika z pandemii i tego, co wszyscy przeżyliśmy.

Piosenką najbardziej bezpośrednio odnoszącą się do pandemii jest Get Better. Czy powstała na kanwie starszego pomysłu?

W pewnym sensie. Refren napisałem w 20176 roku, a zwrotki zrodziły się podczas pandemii. Zapisywałem drobne poetyckie momenty godzenia się ze stratą kogoś bliskiego. Wynotowałem dużo takich krótkich zdań na telefonie czy w notesach i zebrałem te wszystkie drobne momenty razem. Codziennie byliśmy wystawiani na ogromną skalę straty przynoszonej przez pandemię. Tak wielu straciło najbliższych. To było tak obezwładniające i tak wszechobecne, że postanowiłem napisać o pandemii i tej stracie.

Twoje piosenki przypominają opowiadania, może nawet nowelki. Wiem jednak, że nie zawsze czułeś się komfortowo ze śpiewaniem historii, które się tobie nie przydarzyły.

To prawda, trochę mnie uwierało, że piszę tak emocjonalne piosenki jak Get Better, które są całkowicie fikcyjne. Wreszcie Gus powiedział mi, że przecież nie potrzebuję skierowania od lekarza, żeby napisać smutną piosenkę. Nigdy tego nie zapomnę, bo przecież to najprawdziwsza prawda. Jeśli byśmy usunęli wszystkie opowieści, których autor nie przeżył opisywanych zdarzeń, stracilibyśmy mnóstwo wartościowej sztuki – literatury, filmów, piosenek i sztuk pięknych też. Lubię zgłębiać te mroczniejsze strony ludzkiego doświadczenia i nieuchronności wszystkich odcieni życia. Nawet jeśli sam ich nie przeżyłem.

Skąd bierzesz inspirację do swoich historii?

Trudno powiedzieć. Inspiracji nie da się włączyć ot tak, to coś, na co się napotykasz. Fascynują mnie te sprawy, a fascynacja jest smarem inspiracji.

W takim razie, skąd u ciebie ta fascynacja śmiercią, zbrodnią, stratą?

Myślę, że to bardzo ludzkie. To jak spoglądanie na wypadek samochodowy. Zadałeś mi pytanie bardziej o instynkty niż o coś świadomego. Ta fascynacja bierze się z instynktu przetrwania – patrzysz na wypadek, bo siedzi w tobie pierwotna ciekawość rzeczy, które przydarzą się i tobie. Niekoniecznie zginiesz w wypadku, chodzi o nieuchronność śmierci i okrucieństwo. Możliwe, że fascynujemy się takimi rzeczami, bo podświadomie chcemy ich uniknąć i się przed nimi uchronić. A może po prostu chodzi o zrozumienie istoty życia... Chociaż nie, to raczej pogodzenie się z jego bezsensem, pustką istnienia.

Ciężko ci się oddaje perspektywę chociażby seryjnego mordercy, jak w Losing my mind?

Nie, bo nie wcielam się w niego. Specjalnie zresztą ta piosenka jest niejasna. Słuchacz może ją zinterpretować na swój sposób. Losing my mind jest przykładem wspomnianych przez ciebie piosenek-nowelek. Wyciągnąłem z niej osiem zdań, które są niezbędne dla opowieści. Każdy wers jest częścią szerszego obrazu, o którym nie mówię w piosence, ale te osiem zdań wystarcza, by zobaczyć nowelę, która za nimi stoi.

The Dream jest waszą najbardziej amerykańską płytą pod względem brzmienia i struktury piosenek, śpiewacie protest songi, sięgacie po śpiew w stylu barbershop. Jesteście jednym z niewielu brytyjskich zespołów, które w ciągu ostatnich 15 lat osiągnęły sukces w Ameryce. The Dream można interpretować też jako pewnego rodzaju list miłosny do Stanów. Co jest takiego w tym kraju, że nie możecie mu się oprzeć?

Nasza młodość, spędziliśmy nasze lata dwudzieste w Stanach. Obejrzeliśmy ten kraj z wana. Poznaliśmy Amerykanów, stany, krajobrazy, jedzenie – wszystko z wana, który woził nas z koncertu na koncert. W tym samym czasie wszyscy nasi przyjaciele kończyli studia, wchodzili w dorosłe życie, mieli tymczasowe prace, starali się odnieść sukces w różnych dziedzinach albo uczyli. Mam do tego wielki szacunek, do ich pracy i wysiłku, my tymczasem żyliśmy dziecięcym marzeniem, które było brane na poważnie przez ludzi, którzy na nas postawili. Masz dwadzieścia lat, spotykasz nowych ludzi co wieczór, grasz koncerty, poznajesz Stany dużo dokładniej niż byś kiedykolwiek się spodziewał. Dzięki tej naszej ciężkiej pracy, która jednocześnie jest wspaniałą przygodą, staliśmy się znani w Ameryce. To Amerykanom i ich pieniądzom zawdzięczamy nasz styl życia, to, że możemy utrzymać się z muzyki.

Kiedy Trump doszedł do władzy, rozpalił podziały, które istniały już wcześniej i które my widzieliśmy na własne oczy. Ameryka od tamtej pory płonie. Nie powiedziałbym, że ciężko się na to patrzy, raczej to niezwykłe zjawisko. Kochamy Amerykę, jesteśmy jej wdzięczni i chcieliśmy jakoś podziękować Amerykanom za nasz sukces. W formie piosenek. Rozmawialiśmy o Teksasie, Los Angeles, Chicago, Filadelfii. Połowa z tych miejsc to po prostu miejsca na mapie, ale potem stwierdziliśmy, dlaczego nie uhonorować na przykład chicagowskiego house'u? Filadelfia to piękne słowo, więc zrobiliśmy z niego refren piosenki. The Dream nie jest albumem koncepcyjnym, ale w trakcie powstawania, stał się hołdem dla naszej abstrakcyjnej miłości do Ameryki.

Wyobrażasz sobie mieszkanie w Ameryce?

Nie.

Dlaczego?

Bo kocham życie w Anglii. Moja partnerka jest Australijką i jeśli mielibyśmy się gdzieś przeprowadzić, to właśnie tam.

Niedawno urodziła ci się córka, czujesz, że ojcostwo zmieniło cię jako artystę?

Jeszcze nie wiem, córka ma 11 miesięcy i choć jest to najważniejsze i najwspanialsze doświadczenie mojego życia, to na to pytanie będę mógł odpowiedzieć za 10 lat. Napisałem już kilka piosenek o ojcostwie, służą mi jako wehikuł do uwiecznienia początku tego procesu.

Bohater Hard Drive Gold staje się z dnia na dzień kryptomilionerem. Interesuje was wejście w NFT i blockchain?

Zbyt mało o tym wiemy. Na razie przypomina to bańkę pełną szarlatanów, którzy chcą zarobić jak najwięcej pieniędzy jak najmniejszym kosztem. Nas nigdy nie interesowało samo zarabianie pieniędzy. Poza tym nie wiadomo, czym się kierują twórcy kryptowalut. Jasne, jest inna strona NFT – mogą pomóc zacieśnić więzi między artystą a fanami, ale chyba to nie dla nas. Przynajmniej na razie.

Z czego jesteś najbardziej zadowolony na The Dream?

Jedną z najlepszych rzeczy związanych z tym albumem jest to, że nie mam takiej jednej rzeczy. Stworzyliśmy piosenki, które się zazębiają i wspólnie działają jako jedna całość. Jestem dumny z każdej piosenki. Na tym albumie nie ma wypełniaczy, każdą piosenkę moglibyśmy wybrać na singel. Z tego jestem najbardziej dumny, że udało nam się stworzyć spójną całość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz