Po dekonstruowaniu zachodnich mitów na temat Chin, queerowej tożsamości mieszkańców krajów Zatoki Perskiej, Fatima Al Qadiri sięgnęła po postaci arabskich poetek i ich twórczość oraz metaforę muzułmańskiego ogrodu, gdzie nic nie jest tym, czym się wydaje.
Wszystko z powodu zamknięcia. Al Qadiri przeniosła się do Los Angeles, jak podkreśla, 10 dni przed pierwszymi koronawirusowymi lockdownami. Odcięta od świata, postanowiła przekuć doświadczenie melancholii, samotności i depresji na muzykę. Zwróciła się w stronę arabsko-perskiego ogrodu – przestrzeni pełnej zakamarków, sadzawek, śpiewających ptaków, kojących swoim cieniem drzew – centrum pałacowych haremów, w którym zamknięte spędzały czas sułtańskie konkubiny. Sięga również po kobiecą arabską poezję z legendarną Al Chansą na czele, poetką z VII wieku, która nawróciła się na islam po spotkaniu Mahometa, a wcześniej była niedoścignioną autorkę elegii.
Wszystkie instrumenty na Medieval Femme to komputerowe symulacje. Organy, qanun, klawesyn, oud, harfa – to wszystko jest sztuczne, wirtualne. Razem z partiami niczego nie udających syntezatorów przypomina to metodę Jamesa Ferraro na Requiem for Recycled Earth czy też manipulacje Sote (choć on przetwarza dźwięki rzeczywistych instrumentów). Tworzy to atmosferę zagubienia w nieokiełznanej przestrzeni. To z kolei zbliża Medieval Femme do Dhil-un taht shajarat al-Zaqum Msylmy, tajemniczego saudyjskiego producenta i wokalisty. Łączy ich także wykorzystanie poetyckich tekstów, również przedislamskich i nadawanie im nowych znaczeń. Medieval Femme można (i pewnie trzeba, patrząc na dotychczasową twórczość Al Qadiri) odczytywać przez queerową optykę. Podobnie jak na poprzednich albumach Fatima przetwarza swój głos, sprawia, że wymyka się binarnemu podziałowi na męski i żeński, i momentami przypomina Olgę Mysłowską śpiewającą Purcella u Raphaela Rogińskiego.
Podobnie sama muzyka wymyka się prostym podziałom. Jest jednocześnie bardzo futurystyczna, hiperrealistyczna, flirtująca z posthumanizmem, matriksowymi koncepcjami – zamknięci w lockdownie mogliśmy podróżować tylko wirtualnie i tam szukać ukojenia, stworzyć swój zakątek w ogrodzie, a stąd już blisko do dystopijnej wirtualnej rzeczywistości. Z drugiej strony emuluje tradycyjne isntrumenty, podąża raczej klasyczną ścieżką kompozycji, niektórzy recenzenci porównywali nawet Medieval Femme do muzyki klasycznej, sięga wreszcie po teksty mające ponad 1000 lat. Sięganie po tradycję arabską, futuryzm, zagrożenie technologię zbliża Medieval Femme do Diuny Franka Herberta i faktycznie, momentami brzmi, jakby była napisana z myślą o ścieżce dźwiękowej do tej książki.
Można też na Medieval Femme patrzeć jak na zapis nocy spędzonej w ogrodzie pod gołym niebem, z gwiazdami nad głową, zapis z pogranicza jawy i snu. A to już hipnagogia i właśnie to jest najlepsze określenie trzeciego albumu Fatimy Al Qadiri, w którym echa przeszłości, przyszłości i wirtualnych światów stapiają się w jedną opowieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz