Jrpej nie piszą własnych utworów, tylko sięgają po melodie i teksty zebrane przez lata, usłyszane w wioskach ukrytych w górskich dolinach. Nie udają, że nie są mieszczuchami, że od dziecka byli otoczeni muzyką czerkieską. Mówią o sobie, że są outsiderami grającymi stare piosenki w nowej rzeczywistości. Odżegnują się od takich pojęć jak eksperyment czy nowa tradycja. W zamian wybierają termin post-tradycja, ponieważ przenoszą istniejące już kompozycje i melodie w nowy kontekst. To – jak sami mówią – osobiste odczytanie czerkieskiej muzyki przez zespół.
W tym miejscu warto zadać pytanie, co jest dla nich najważniejsze w tym przeniesieniu, jaki aspekt zachowują najmocniej? Wydaje się, że jest to wspólnotowość. Każdy z członków zespołu śpiewa, jest tutaj kaukaski odpowiednik zaśpiewów call-and-response, podobieństwa do gruzińskich polifonicznych chórów. Choć jest to nagranie studyjne, mam nieodparte wrażenie, że podsłuchujemy ich podczas niezobowiązującego muzykowania, może przy ognisku. A przecież to nie do końca prawda; sami przyznają, że na wieś jeżdżą rzadko, że obce jest im życie pasterzy czy rolników. Ważny jest dla nich – jak i dla większości muzyków zwracających się do muzyki tradycyjnej – trans, zatracenie się dźwiękach, w ich powtarzalności zatrzymującej czas lub przenoszącej w czas mityczny, w którym wiecznie wszystko cyklicznie wraca.
Przeniesieniu w nowy kontekst pieśni weselnych, historycznych czy uzdrawiających nie towarzyszy radykalne unowocześnienie brzmienia, muzycy posługują się instrumentami tradycyjnymi. W tej surowości kryje się chyba sukces Jrpej. Kryją się za nią tęsknota i duma z tego, że mimo przeciwności udało im się wrócić do muzyki przodków, że walczą z zapomnieniem tradycji, która kiedyś rządziła życiem na całym Kaukazie, a dzisiaj ustępuje rosyjskim wzorcom. Oni uparcie wracają do swojego kulturowego domu i starają się go odnowić, by nadal cieszył oko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz