wtorek, 17 stycznia 2017

Festiwal w potrzebie

Sharon Van Etten, fot. Michał Heller

Białystok ma skarb, którego mogą mu pozazdrościć inne miasta, ale sam nie do końca o niego dba. Wielka szkoda, gdyby w przyszłym roku festiwal się nie odbył. Dlatego już teraz trzymam kciuki i rezerwuję nocleg w Białymstoku na ostatni weekend czerwca.
Tak zakończyłem swoją relację z zeszłorocznej edycji Halfwaya. Teraz, gdy program festiwalu na rok 2017 jest już gotowy - na razie ogłoszono Angel Olsen, the Veils i Gruska Babuska, dla których będzie to pierwszy koncert poza Islandią (a nieogłoszone nazwy też elektryzują) - impreza po raz kolejny padła ofiarą samorządowych przepychanek. Miejscy radni postanowili w 2017 roku nie wspierać wydarzeń organizowanych przez jednostki wojewódzkie (a taką jest Opera i Filharmonia Podlaska), choć w 2014 roku postanowili zrobić coś zupełnie odwrotnego.

Halfway, choć jest wydarzeniem kameralnym, gra duża rolę w promocji miasta. Co roku prezentuje przemyślany line-up, w którym obok dużych nazwisk (Wilco, Sharon Van Etten, the Antlers, Destroyer, Woven Hand) można znaleźć reprezentantów lokalnej, białostockiej alternatywy. To także jeden z niewielu polskich festiwali, który rokrocznie zaprasza artystów zza naszej wschodniej granicy. To festiwal, który zasłużenie wyrobił sobie markę jednej z najbardziej przyjaznych i klimatycznych imprez w kraju. Tak zasłużenie, że w plebiscycie na najlepszy festiwal 2016 roku zajął 3. miejsce, choć nie może równać się wielkością ani budżetem nie może równać się z Open'erem i Offem, które pokonał. Halfway to nie tylko koncerty, z każdym rokiem coraz śmielej wchodzi w miejską przestrzeń z dodatkowymi wydarzeniami.

Wreszcie, Halfway to festiwal, którego los jest mi bardzo bliski, bo to impreza idealna na toczący naszą kulturę nadmiar bodźców. W ciągu trzech dni występuje tu mniej artystów niż przez pół dnia na Glastonbury, ale dzięki temu każdemu koncertowi poświęca się maksimum uwagi. To festiwal, na którym nie sposób przegapić żadnego występu. To festiwal, na którym headlinerzy potrafią uciąć sobie pogawędkę z fanami we foyer Opery bez tabuna ochroniarzy. To festiwal z wyjątkową, trochę marzycielską atmosferą, z niedzisiejszym, nabożnym podejściem do muzyki, co w zalewie ogromnych imprez jest ucieczką do przodu. Koncerty na Halfwayu są często bardziej kameralne i intymne niż klubowe, o innych festiwalach nie ma co wspominać. To skarb Białegostoku, jestem jedną z tych osób, które pierwszy raz do Białegostoku przyjechały na Halfway i teraz nie mogą się doczekać powrotu na Podlasie.

Jutro głosowanie nad poprawkami do miejskiego budżetu. Można jeszcze wysyłać listy do radnych, szczegóły tutaj. Ja swój już wysłałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz