sobota, 14 grudnia 2019

Najszybsza dekada

Oczywiście nie piszę na maszynie do pisania, nie jestem aż takim hipsterem
Wszędzie podsumowania dekady, choć ona kończy się dopiero za rok. Dla mnie jednak kończy dekada kończy się właśnie dzisiaj. Dziesięć lat temu opublikowałem tutaj pierwszy wpis. O tym, że zaczynam (kolejnego) bloga. Kolejnego, bo na koncie miałem już dwa, a ten konkretny miał być internetowym przedłużeniem audycji. Nazywał się też wtedy zupełnie inaczej, jak ta audycja, która nigdy nie powstała.

Blog został, audycja też się w końcu pojawiła - po dwóch latach, pod jeszcze inną nazwą i z innym pomysłem, do którego wróciłem w lipcu tego roku w Radiu Kapitał i wreszcie audycja i blog nazywają się tak samo.

Przez te 10 lat opublikowałem 529 wpisów. Niby dużo, ale to po pierwsze prawie dokładnie jeden post w tygodniu, po drugie sporo z nich to playlisty audycji, inne to linki do moich tekstów opublikowanych gdzie indziej, jeszcze inne to jakieś krótkie notki spisywane na szybko i publikowane bez większych przemyśleń. Może nie drugie tyle, ale niezliczona liczba wpisów leży gdzieś rozgrzebana w chmurze, albo nie wyszła poza fazę pomysłu. Tytanem pracy nie jestem, choć ciągle sobie obiecuję co styczeń, że tym razem to już na pewno będę pisał i publikował prawie codziennie.

Dziesięć lat to szmat czasu, a ta dekada biegła jeszcze szybciej niż inne. Z blogów, które istniały (i które czytałem), kiedy publikowałem tutaj pierwszy wpis, żaden już nie jest aktywny, albo - jak w przypadku Ziemi Niczyjej - wpisy pojawiają się maksymalnie kilka razy w roku (przypominam, że na Polifonii Bartek Chaciński zaczął pisać dopiero w kwietniu 2010). Przestali publikować nawet tacy stachanowcy jak WAFP! I ja to doskonale rozumiem, zajawka musi się kiedyś skończyć, jeśli nie przynosi żadnej gratyfikacji i satysfakcji. Fakt przeniesienia pisania o muzyce na Facebookowe walle i peje boli. W 2010 roku przez moment wydawało się, że może trend uda się odwrócić, ale musicspot upadł prawie tak nagle, jak powstał. Dobrze, że chociaż nie zniknął z sieci, bo kilka wartościowych tekstów zniknęłoby bezpowrotnie. Najbardziej żałuję, że Marta Słomka już nie pisze (a może pisze, tylko o tym nie wiem).

Dla mnie ta dekada była dobra. Poza blogiem pisałem do kilkunastu miejsc, od Bandcampa po Politykę. Po kilku z nich nie został nawet ślad w sieci - zniknęła chociażby strona M/I. W niektórych miejscach nie zagrzałem miejsca, w innych pojawiam się nieregularnie, w kilku jestem na stałe. Czyli chyba całkiem spoko.

Myślałem, jak zaznaczyć te dziesięć lat - może zmienić wygląd bloga, może zupełnie go przearanżować? I tak rozkminałem, aż zrobiło się za późno, żeby zrobić coś większego. Mam ze dwa niespisane wywiady (spisywanie nagrań to jedna z najgorszych rzeczy w tym zawodzie), a wydają się zbyt ciekawe, żeby siedziały tylko w chmurze, nieprzeczytane. Do końca roku postaram się je tutaj opublikować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz