piątek, 14 października 2022

Pełen chill

Nie zazdroszczę Vieux Farce Touremu. Podobnie jak synom Lennona. Żyją w cieniu ojców i chyba nigdy z niego nie wyjdą. Nie ma bardziej znanego malijskiego, może nawet po prostu afrykańskiego gitarzysty niż Ali Farka Toure. Z taką legendą nie można się mierzyć. Można próbować się przeciw niej buntować, można z nią nie walczyć, kontynuując rodzinne dzieło i dziedzictwo. 

Tę ostatnią taktykę przyjmują na przykład synowie Feli Kutiego, jak ojciec grający żarliwy afrobeat. Synowie Boba Marleya są solidnymi wykonawcami reggae. Rodzinną ścieżką kontynuuje Vieux Farka. Śpiewa, pisze piosenki, gra na gitarze. Snuje te sahelskie opowieści w ojcowskim duchu. Z Khruangbin robi coś innego niż zwykle, a jednak mocno wpisującego się w dotychczasową drogę. Teksańczycy zafascynowanie Alim Farką, zaproponowali synowi wspólne granie utworów ojca.

Zgodził się, może nie czuje się tym dziedzictwem tak przytłoczony jak Julian Lennon, z którym niedawno rozmawiał Jarek Szubrycht. Może chce, by to dziedzictwo nie tylko przetrwało, ale też zataczało jak najszersze kręgi. Ali Farka nie przepadał ani za światem zachodnim, ani za sukcesem, który przyszedł w latach 90. Nie lubił jeździć w trasy, wielokrotnie zastanawiał się nad rzuceniem kariery muzyka. Ciągnęło go do siebie, do rodzinnego Niafunke, którego pod koniec życia stał się burmistrzem i które niechętnie opuszczał. Vieux Farka jest tu ojcowskim przeciwieństwem - ciągle w trasie, ciągle wymyśla kolejne projekty, angażuje się w rozmaite współpracę. Wierny jednak pustynnym językowi muzyki, ale nie obawia się wpuszczania nowości w ten świat.

Taki jest Ali. Vieux Farka i Khruangbin ani są niewolniczo przywiązani do oryginalnych kompozycji, ani ich nie dekonstruują. Raczej ubarwiają leniwym, rozmytym brzmieniem, gitarową mgiełką. Wszystko jest tu okrągłe, słoneczne. Nawet głos Tourego brzmi jakby dobywał się zza chmurki. To chyba wpływ Khruangbin, których muzyka jest właśnie wycofana i nieinwazyjna, na granicy windowego muzaka. Trochę przez zmiękczają przesłanie często zaangażowanych piosenek Alego Farki. Większy nacisk kładą na samą ich strukturę, dodają do niej sporo funku, a sobie pozwalają na swobodę, słychać, że to efekt improwizowanych, jamowych sesji.

Wszechobecny pogłos, nałożony chyba na każdy instrument, schowanie wokali w miksie, w wyciągnięcie w nim na pierwszy plan basy kojarzą się z dubem i jego kleistością. To muzyka, która podkreśla letnie upały. Jest kolorowa, ale to kolory wyblakłe na słońcu, delikatnie funkująca, buja i kołysze. Nie ma tu ani grama pośpiechu, pełen chill. 

Dobrali się idealnie. Khruangbin brakowało od dawna wyrazistości, Vieux Farce rozpoznawalnego partnera, który doda czegoś nowego. Wykorzystali nawzajem swoje atuty, Khruangbin przemyca tajski groove, to ładne brzmienie, Vieux Farka dodaje swoją gitarową wirtuozerię. I tak to się kręci. Nic wielkiego, ale czasem nie potrzeba niczego więcej. A ojciec? Byłby z niego dumny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz