Dariusz Czaja, między opowieściami o szalonym księciu, podróżami śladami Muratowa i Tarkowskiego, rozmyślaniami o architekturze baroku, religijności i cudach, w Gdzieś dalej, gdzie indziej, zbiorze esejów o południu Włoch, odkrywa tajemnicę niezwykłej siły przyciągania nagrań terenowych:
Pamiętam swoje osłupienie, kiedy pierwszy raz słuchałem zarejestrowanych przez nich pieśni. (...) Kiedy wsłuchać się w nie mocniej, to łatwo zauważyć, że w tych przybrudzonych, czasem szwankujących wykonawczo wersjach, zapisało się coś żywego i autentycznego. Że w tych nagraniach nie idzie o efekt wykonawczy, ale o ekspresję realnego życia. O potrzebę dania świadectwa albo zapisania świata, o którym się wie, że odchodzi. Bohaterowie tych płyt nie występują, nie koncertują, niczego nie odgrywają, ale wyrażają. Na płytach słychać kawałek życia uchwycony w jego nielakierowanej wersji. Nieprzeznaczony do estetycznej delektacji. Może ta muzyka nie daje tak wielkiej satysfakcji, co materiał obrobiony muzykologicznie i wykonawczo, ale zwyczajnie wzrusza. A czasem łapie za gardło.Te słowa dotyczą tradycji apulijskiej, w tym tarantelli, ale tak naprawdę można je odnieść do innych nagrań terenowych, czy tych robionych przez wykształconych muzykologów, czy tych przez amatorów i entuzjastów. To właśnie dawanie świadectwa jest tym, co decyduje o wyjątkowości i celowości ich działalności. Uchwycenie chwili i uwiecznienie jej, zatrzymanie w kapsule czasu, uratowanie przed zapomnieniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz