Dużo działo się ostatnio w materii ogłoszeń festiwalowych. Najpierw, jeszcze w kwietniu, cały lineup ogłosił niezawodny, jak zwykle Ethno Port. W tym roku najbardziej wypatruję występów Hosseina Alizadeha i Pejmana Hadadiego na zakończenie festiwalu, roztańczonych Kongijczyków (ale nie tych z dawnego Zairu, lecz Kongo-Brazzaville) z Les Tambours de Brazza, trębaczy z Fanfare Ciocarlia, tureckie Taksim Trio oraz koncert rozpoczynający wydarzenie, czyli Dhafera Youseffa. Oczywiście, pozostali wykonawcy tez niczego sobie, międzykontynentalna współpraca Trebuniów-Tutków i Twinkle Brothers budzi dobre wspomnienia z ich warszawskiego występu sprzed kilku lat, a Transkapelę widziałem pięć lat temu na Globaltice, która szczęśliwie w tym roku się odbędzie. Po nieudanym konkursie na dotację z Ministerstwa Kultury przyszłość nadmorskiego festiwalu zawisła na włosku, jednak dzięki determinacji organizatorów dziesiąta edycja odbędzie się. Na razie została ogłoszona jedna gwiazda imprezy Sierra Leone's Refugee All Stars i polski Mozaik.
Mimo tego w ostatnich dniach największe wrażenie zrobił Off Festival. Nie chodzi mi o Slowdive czy kolejne w większości anonimowe amerykańskie gitarowe zespoły, ale o trzy rzeczy. Po pierwsze, Orchestre Poly-Rythmo de Cotonou z Beninu, legenda muzyki afrykańskiej, która kładła podwaliny pod afrobeat. Już samo to ogłoszenie Rojkowi należy się medal. A to nie wszystko, 2. sierpnia z okazji roku Kolberga scena eksperymentalna zmienia się w folkową, a tam Kapela Brodów, Karpaty Magiczne, Frank Fairfield, mimo folkowości mocno wpisujący się w charakter sceny eksperymentalnej Jerusalem in My Heart, Same Suki, DakhaBrakha (którzy pokazują zazębianie się alternatywy z muzyką tradycyjną, grali przecież kiedyś na Ethno Porcie) czy wreszcie wiksujący Senegalczycy i Niemiec Mark Ernestus & Jeri Jeri. To będzie najlepszy dzień festiwalu, a ja pewnie nie opuszczę ani jednego z tych koncertów. Jednak najważniejszy jest fakt, że to nie jednorazowa podmiana, by wpisać się w kolejną rocznicę. Jeden folkowy dzień ma być na scenie eksperymentalnej co roku.
Czekam na edycję z Sahel Sounds w roli głównej.
Mimo tego w ostatnich dniach największe wrażenie zrobił Off Festival. Nie chodzi mi o Slowdive czy kolejne w większości anonimowe amerykańskie gitarowe zespoły, ale o trzy rzeczy. Po pierwsze, Orchestre Poly-Rythmo de Cotonou z Beninu, legenda muzyki afrykańskiej, która kładła podwaliny pod afrobeat. Już samo to ogłoszenie Rojkowi należy się medal. A to nie wszystko, 2. sierpnia z okazji roku Kolberga scena eksperymentalna zmienia się w folkową, a tam Kapela Brodów, Karpaty Magiczne, Frank Fairfield, mimo folkowości mocno wpisujący się w charakter sceny eksperymentalnej Jerusalem in My Heart, Same Suki, DakhaBrakha (którzy pokazują zazębianie się alternatywy z muzyką tradycyjną, grali przecież kiedyś na Ethno Porcie) czy wreszcie wiksujący Senegalczycy i Niemiec Mark Ernestus & Jeri Jeri. To będzie najlepszy dzień festiwalu, a ja pewnie nie opuszczę ani jednego z tych koncertów. Jednak najważniejszy jest fakt, że to nie jednorazowa podmiana, by wpisać się w kolejną rocznicę. Jeden folkowy dzień ma być na scenie eksperymentalnej co roku.
Czekam na edycję z Sahel Sounds w roli głównej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz