1. Pisałem już, że Eufemia jest najlepszym miejscem w mieście? Pisałem. Po czwartku podtrzymuje swoje zdanie.
2. W czwartek w E zagrało dwóch chłopaków. Will Samson z Anglii i Patrick Sudarski z Niemiec. Koncert trwał godzinę, a oni przerzucali się piosenkami. Patrick nawet zażartował, że to trochę nie fair, bo jego piosenki są krótkie w przeciwieństwie do tych Willa.
3. Siedzieli po dwóch stronach stolika, na którym stały efekty, dodatkowy mikrofon, kieliszek wina, kubek z herbatą. Obok nich dwie bliźniacze lampy z Ikei. Pod nogami dywan. Nad głowami drzewo. Za plecami drzewo i płot. Bo Will i Patrick zagrali w ogródku.
4. Ten zabieg nadał koncertowi jeszcze większej magiczności. Ciepłe światło lamp, żwirek pod nogami, ciepła wiosenna, miejska noc i dwóch gości z gitarami grających magiczne, wyciszone piosenki. Czego chcieć więcej?
5. Znów, jak to w Eufemii bywa, obawiałem się o frekwencję. I na początku wydawało se, że moje obawy się spełnią. Było 13 osób. Jednak zaczęli dołączać przechodnie, część wchodzila na teren E, część asekurancko stała za płotem, bo przecież wstęp mógł być płatny.
6. Nie był. Po koncercie przeszedł się chłopak z E ze skrzyneczką. Każdy dawał tyle, ile chciał.
7. Wiem, piszę to przy okazji każdego koncertu w E, ale to naprawdę nie moja wina. Koncerty w E są zawsze wyśmienite, jeszcze nie trafiłem na inny. Naprawdę.
8. Foteczka. Robiłem albo ja albo Krzysiek Magura.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz