Tytuł zdradza koncept na tę płytę. Mianowicie, gramy muzykę, jaka wydobywała się z radioodbiorników takich, jak ten na okładce, w czasach ich świetności. Nie zdradza natomiast, kto jest za to odpowiedzialny. A są nimi: Maja Kleszcz i Wojtek Krzak z Kapeli ze wsi Warszawa, czyli specjaliści od trochę innego rodzaju retro niż ten zaprezentowany tutaj.
Gdyby ktoś kazał mi opisać tę płytę jednym słowem, bez dłuższego wahania wybrałbym określenie „stylowa”. „Radio retro” pełne jest dawno zapomnianego sznytu i elegancji. Z jednej strony kojarzy mi się z zabawami w międzywojennej Warszawie, a z drugiej z zadymionym barem w Nowym Orleanie albo na Manhattanie w latach 40.
Delikatnie, nie nachalnie bujają po latynosku, najbardziej w „Śniłeś” i „Zabrakło moich łez”, które brzmią jakby zagrali je członkowie Buena Vista Social Club. Jest też trochę gospel, jak w „Wiarę przywróć mi”. Znalazło się też miejsce dla korzennego bluesa. Żeby nie do końca nurzać się w przeszłości, pojawia się dub, który, mimo że wydaje się być zupełnie z innej bajki, sprawdza się bardzo dobrze.
Wielką zaletą IncarNations jest głos Mai Kleszcz. Inny niż ten, którym czaruje w Kapeli, choć pod koniec pojawiają się ludowe zaśpiewy. W kilku recenzjach porównano jej głos do Amy Winehouse, dla mnie jednak głos Mai to trochę inna kategoria niż panna Autodestrukcja. Gdyby jednak na przykład Maja przyszła na świat w Zjednoczonym Królestwie, miałaby spore szanse na zaistnienie w białym soulu.
Teksty napisał przede wszystkim Bogdan Loebl, nestor polskiego tekściarstwa. Wyjątki to wiersz Przerwy-Tetmajera do muzyki Niemena, „Daj mi tę noc” i utwór ostatni, do którego słowa napisał Krzak.
To niepozorna płyta. Nie zachwyciła mnie za pierwszym razem. Za drugim też nie. Zwykle na tym się kończy, jednak los chciał, że posłuchałem „Radio retro” trzeci raz i uświadomiłem sobie swoją wcześniejszą głupotę. Grower.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz