sobota, 26 stycznia 2013

2012: miejsca 15-11

15. Circle Takes the Square - "Decompositions vol.1"
Circle Takes the Square są Gun n' Roses screamo. Przerwa między albumami nie była może tak długa, ale w ciągu tych ośmiu lat niejednokrotnie pojawiały się informacje, że już, zaraz. W końcu dwa lata temu wypuścili EPkę, którą teraz uzupełnili o kolejne pięć utworów i wypuścili jako pierwszą część większej całości, jaka ma być "Decompositions". Nie jest to dzieło na miarę "As the Roots Undo", ale płytę życia nagrywa się tylko raz. Chyba że nazywasz się Neil Young. Niemniej CTTS przez te lata nie wypadli z formy. Karkołomne partie gitar nakładają się na połamane rytmy perkusji potępieńczy krzyk przechodzi w deklamację, czy po prostu czysty śpiew. Teksty znów ocierają się o filozofię. Czyli po prostu stare, dobre Circle Take the Square. Prawie, bo ciekawy, folkowy kierunek wyznacza "North Star, Inverted".


14. Lee Fields - "Faithful Man" (recenzja)

W roku 2011 największym kozakiem był Charles Bradley, w ubiegłym jego kolega, Lee Fields.  Z oboma gra prawie ten sam skład, ale Lee jest bardziej funkowy, choć tak samo stylowy. Nieważne, czy śpiewa o miłosnych podbojach czy poważnych sprawa, pan Fields jest tak samo żarliwy, mimo 64 lat na karku.


13. Mark Lanegan - "Blues Funeral" (recenzja)

Osiem lat trzeba było też czekać na solową płytę Marka. Mimo tej przerwy, "Blues Funeral" zaczyna się tam, gdzie kończy się "Bubblegum". Lanegan odważniej sięga po elektronikę, nie zapominając przy tym, że to blues jest najważniejszy, nawet, gdy grasz disco.

12. Alabama Shakes - "Boys & Girls" (recenzja)

Zwykły zespół z niezwykłą wokalistką. Brittany Howard swoim genialnym głosem i wyczuciem wyciąga Alabama Shakes z oceanu pełnego podobnych zespołów, chcących wskrzesić klimat i ducha lat 70. Jednak to właśnie im się udaje, ponieważ panna Howard to wcielenie Janis Joplin. I nie trzeba już nic pisać.


11. Swearin' - "Swearin'" (recenzja)

Bezpretensjonalne, szczeniackie granie w tym roku silnie do mnie przemawiało. Niem, czy oznaka starzenia, czy może coś innego. Proste, krótkie piosenki (całość trwa mniej niż "Driftin' Back" Younga z "Psychedelic Pill") Swearin' zdominowały ostatnie miesiące. Lokują się gdzieś między Weezerem, Subways, Sebadoh a JPNDRDS. Szybciej nie mogli trafić do mojego serduszka. Szczeniactwo forever.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz