O Zabelle Panosian przypomniałem sobie, czytając Księgę szeptów Varujana Vosganiana. W jednej ze scen tej poruszającej opowieści Garabet Vosganian, dziadek autora wyjmuje skrzypce i śpiewa Grunk, Żurawia starą ormiańską piosenkę. Daleko są od gór Araratu i jeziora Van, osiadli w rumuńskiej Mołdawii. Cudem ocaleni z masakr, pogromów i wreszcie ludobójstwa. W Fokszanach, sennym miasteczku dorastał Varujan otoczony “starcami swojego dzieciństwa” i chłonął ich historie, które później spisał.
Jeszcze dalej od Armenii uciekli rodzice Zabelle Panosian. Najpierw do Irlandii, a potem, w 1907 roku, do Stanów Zjednoczonych. Tam Zabelle zamieszkała w Bostonie, wyszła za mąż i zaczęła śpiewać w chórze miejskiej opery. 10 lat później nagrała kilka piosenek dla Columbia Records. Pierwszą był właśnie Żuraw, zapisywany tym razem jako Groung. Śpiewając ją, Zabelle musiała wiedzieć, co się działo w Imperium Osmańskim od dwóch lat. Może dlatego jej sopran w tym i innych nagraniach brzmi tak żałobnie. Może tez z tego powodu wybrała do zaśpiewania również Mir Khar Babge Kereznam, Głęboki grób mojego ojca, przeszywający do szpiku kości lament. Żuraw był pierwszym i największym przebojem Zabelle, Columbia wznawiała go aż do 1931 roku, dopóki nie przestała wydawać muzyki ormiańskiej.
Po latach o zapomnianej Panosian przypomniał nie kto inny, jak wspominany już przeze mnie kilkakrotnie Ian Nagoski, archiwizator zajmujący się muzyką imigrantów w Stanach. Żuraw po raz pierwszy pojawił się na jego kompilacji To What a Strange Place, później wykonywał go Kronos Quartet. Zabel dożyła 96 lat, zmarła w 1986 w zapomnieniu. Zostało po niej kilka zdjęć i kilkanaście piosenek.
Żuraw w tej pieśni nie prowadzi do domu. Nie przynosi tej wieści z ojczyzny, bo tej już nie ma. Domy zostały zostały zburzone, mieszkańcy wypędzeni i wymordowani. Jedyne, co przynosi, to wspomnienia i ból.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz