wtorek, 31 października 2017

Bastarda - "Promitat eterno"


Paweł Szamburski z Bastardą kontynuuje wątki rozpoczęte na Ceratitis capitata, swoim solowym debiucie, na którym poruszał znaczenie ciszy i skupienia w muzyce. Tym razem z Michałem Górczyńskim i Tomaszem Pokrzywińskim interpretują utwory Piotra z Grudziądza, kompozytora z przełomu średniowiecza i renesansu.

Skład nietypowy jak na muzykę dawną - klarnet, klarnet kontrabasowy i wiolonczela. Równie nietypowe są interpretacje, zupełnie inne nie tylko od wykonań na instrumenty dawne, ale i też zupełnie inne od wykonań eksperymentalnych Noela Akchote. Wszystko odbywa się w niskich rejestrach. Szamburski zostawił tylko melodyczny szkielet, jego klarnet sunie ponad niemalże infradźwiękową podbudową Górczyńnskiego. Między nimi dryfuje, czy może lepiej, lawiruje wiolonczela Pokrzywińskiego, raz włączając się do budowania melodii, raz towarzysząc w burdonach klarnetowi kontrabasowemu, z rzadka przejmując kontrolę nad muzyką. W kończącym album utworze tytułowym gościnnie pojawia się Marcin Masecki, którego oszczędna gra rozjaśnia mroki Bastardy.

Utwory Piotra z Grudziądza w wykonaniu Bastardy stają się tajemnicze zupełnie jak postać ich autora. Zgodnie z jeszcze średniowiecznym zwyczajem, Piotr nie podpisywał swoich dzieł, informacje na temat autorstwa szyfrował w akrostychach. Zagadkę jego tożsamości udało się rozwiązać dopiero w latach 70. XX wieku. Z kilkudziesięciu przypisywanych Piotrowi Szamburski wybrał siedem i nadał im dostojnego, nokturnalnego, może nawet momentami funeralnego, charakteru.

Paweł Szamburski ponownie staje do walki z horror vacui, charakteryzującym jego granie. Odpuszcza i wychodzi z tej walki zwycięsko. Bastardowe interpretacje Piotra z Grudziądza, radykalne i nowoczesne, ale jednocześnie bardzo archaiczne, odwołujące się do wyobrażeń o średniowieczu jako epoki upływającej pod znakiem memento mori, mają wiele wspólnego z Plays Henry Purcell Raphaela Rogińskiego. Łączy je nie tylko osoba Sebastian Witkowskiego, odpowiedzialnego za brzmienie obu płyt, ale także nokturnalność, radykalizm i paradoksalny szacunek do materiału źródłowego. Obie także są oszczędne brzmieniowo, nieprzegadane, stojące w kontrze do pędzącego świata.

Podobnie jak Ceratitis capitataPromitat eterno wymaga stuprocentowej uwagi, żadnych rozpraszaczy. Nie dzieje się wiele, każdy dźwięk musi odpowiednio wybrzmieć. Nie ma się co spieszyć, w tej muzyce trzeba się zanurzyć, a ona zagina czas.