niedziela, 27 listopada 2011

Uskudar 27 XI 2011

1. Bomba Estereo - Juana
2. Caetano Veloso - Nine out of Ten
3. Caetano Veloso - Triste Bahia
4. Os Mutantes - Baby
5. Carlos Libedinsky - La tropilla de la zurda
6. Juana Molina - Los Hongos de Marosa
7. Yma Sumac - Goomba Boomba
8. Cicero - Tempo de Pipa

wtorek, 22 listopada 2011

games people play - "All Is Temporary" EP



Warszawiacy nie gęsi i swój witch house mają.

Właściwie powinno być Polacy, bo wydaje mi się, że nie mieliśmy jeszcze rodzimych przedstawicieli tej sceny, nie licząc HRMNGRNGR, dość skeczowego projektu Warny. No ale mogę się mylić. Nie dotarł do nas szerszą falą chillwave, ciekawe jak potoczy się sprawa z jego mroczniejszym bratem.

Trudno porównywać gpp do Ritualzzz, oOoOO czy Salem. Nie ma przetworzonych wokali, zwolnionych coverów hitów z list przebojów czy fascynacji horrorami. Jasne, muzyka ich muzyka jest oparta na niepokojących brzmieniach syntezatorów, też pojawiają się dziwaczne wokalizy. To zbliża ich do White Ring i Tearist (i oczywiście Crystal Castles). Podobieństwa do tych składów są nie tylko muzyczne. Wszystkie wymienione zespoły wyglądają prawie tak samo. Eteryczna wokalistka, którą coś opętuje na scenie i chłopak za klawiszami.

Warszawiacy odrzucają zaszufladkowanie do witch house'u, wybierając bezpieczniejszą łatkę synth pop. Nie dajcie się jej zwieść. Jeśli synth, t synth punk, choćby w tytułowym kawałku, który pędzi na złamanie karku i maw sobie podobnie hipnotyzującą moc, co "Headless" Tearist. Pod tym względem wybija się też neurotycznie rozedrgane "Borderline". :Klasycznie" witch house'owo jest w "What Is Missing" zapętlonym kawałki z quasi operowym wokalem i rozedrganym "and Nothing After".

Podobnie jak Tearist (od tego skojarzenia nie mogę się uwolnić) są dość pretensjonalni. Może nie mają jak Amerykanie własnego manifestu (a przynajmniej jeszcze go nie ujawnili) to mają silne artystowskie zapędy. "Charme Discret" Ana zaśpiewała częściowo po francusku, tytuł zaczerpnęli z filmu Bunuela, powołują się na Zygmunta Freuda. Normalnie bym ich za to okrutnie zbeształ, ale zbyt mi się podoba ta EPka.


czwartek, 17 listopada 2011

Co jest grane?

Europejskie Targi Muzyczne Co Jest Grane coraz bliżej. Będą konferencje, podpisywanie płyt i inne atrakcje. Będą też koncerty i o nich chciałem napisać. A konkretnie o jednym z nich.

W ramach targów odbędzie się kolejna edycja showcase'u Don't Panic We Are From Poland. Cykl ten ma pokazywać muzyków, którzy mają największe szanse zawojować międzynarodową scenę muzyczną, to jasne. Czemu zatem więc organizatorzy postanowili kolejny raz zawieść drewno do lasu? Wiem, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że żyjemy w zglobalizowanym świecie i granice powoli znikają, ale czemu organizatory skupili się na wykonawcach, którym łatwo można znaleźć odpowiedników na Zachodzie właśnie. Strasznie narzekam, ale boli mnie, że organizatorzy w większości wypadków poszli na łatwiznę i wybrali hajp.

Najbardziej kłują w oczy Newest Zealand, The Lollipops, Magnificent Muttley i Neo Retros. Chłopaków z Psa bardzo lubię, ale jeśli jednym z naszych potencjalnych towarów eksportowych ma być tribute band późnych RHCP, to źle to świadczy o kondycji polskiej sceny muzycznej.

Tak narzekam, to kogo bym wybrał, pewnie ktoś zapyta. Myślałem o jakichś bardziej "etno" rzeczach, ale wiem, że to nie są takie targi. Tak na szybko, z zespłów, które wydały płyty w tym roku przychodzą mi do głowy kIRk, Daktari, Muzyka Końca Lata (wiem, tu największym problemem może być bariera językowa, ale to nadaje ich muzyce lokalnego kolorytu), Dagadana, Neurasja. O.

Ale po co ja się tak napinam, skoro polską muzykę mają promować takie tuzy rodzimej sceny.


niedziela, 13 listopada 2011

Uskudar 13 XI 2011

1. Le Mystere de Voix Bulgaires - Svatba
2. Pan Ron - Jompang Jet
3. Sinn Sisamouth & Pan Ron - Jasmine Girl
4. Dengue Fever - Only a Friend
5. Ros Sereysothea - Shave Your Beard
6. Baba Zula - Hayde Hayde
7. Stranded Horse - Les axes deregles
8. Criolo - Samba Sambei 

poniedziałek, 7 listopada 2011

piątek, 4 listopada 2011

O co tyle krzyku?

Prawie wszyscy wokół podniecają się drugą płytą Izy Lach. Porcysie, Dejnarowicz Borys, u nas też bardzo entuzjastyczna recenzja. Z początku nie bardzo chciało mi się wierzyć w doskonałość tej pozycji i nie bardzo zaprzątałem sobie nią głowę, a wczoraj rano się przełamałem. Po dwukrotnym przesłuchaniu stwierdzam, że równie dobrze mogłem tego nie robić. Bo "Krzyk" wcale nie jest taki dobry.

Mamy tu kazus "Grandy". Niby popik, ale uśmiechamy się do niezali. Iza ma w tej materii przewagę nad Brodką, że wszystko zrobiła sama. Sama napisała teksty i muzykę, sama wyprodukowała krążek i dlatego jest fajniejsza niż góralka. Mnie taka argumentacja nie przekonuje ani trochę. Samodzielność nijak się ma do wartości artystycznej, a "Krzyk" jest tego najlepszym przykładem. Co z tego, że Iza napisała wszystkie teksty bez niczyjej pomocy, skoro każdy z nich jest wariacją na temat: "on jest zły, ja jestem nieszczęśliwa, ale i tak go kocham". Podkłady rzeczywiście są na czasie i dają radę, ale giną one pod średnimi, infantylnymi tekstami. I wadą wymowy, czy może manierą wokalną. Iza zmiękcza prawie każdą spółgłoskę, co daje groteskowy, quasi-dziecięcy efekt. Lub po prostu sepleni. Rzuca się to w uszy od pierwszych chwil i to nieprzyjemne wrażenie zostaje do samego końca. Mnie to bardzo przeszkadza i rzutuje na odbiór płyty.

Z "Grandą" było tak, że niczego się po niej nie spodziewałem, a zakochałem się w niej od pierwszego przesłuchania. Z "Krzykiem" jest zupełnie odwrotnie, wszędzie zawierucha i opinie, jaka to doskonała płyta, a mnie ani trochę nie rusza.