tag:blogger.com,1999:blog-84193174358030515752024-03-18T13:51:26.486+01:00Na obrzeżachMichał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.comBlogger746125tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-78106981145348618202024-03-14T14:21:00.003+01:002024-03-14T14:21:56.888+01:00Kołysanki dla świata na krawędzi<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4ox-hlRk01mj410-KGSn7yKWxWI3Kf5_urASpSa8deKWPv06-EvLEwcxRbIEwzPambta0Z-7W-j1alGEG25Ic1wxrlAkb17djn3euL3_VMK7bHH0Z-8y9TZ1ZXqT3ijnfJRrn0Da6yplQ02_fl0prRPqsLM1VA0D44rTKhrjq6RusEgWEa-M9ctYUOYPY/s1200/a1617388310_10.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4ox-hlRk01mj410-KGSn7yKWxWI3Kf5_urASpSa8deKWPv06-EvLEwcxRbIEwzPambta0Z-7W-j1alGEG25Ic1wxrlAkb17djn3euL3_VMK7bHH0Z-8y9TZ1ZXqT3ijnfJRrn0Da6yplQ02_fl0prRPqsLM1VA0D44rTKhrjq6RusEgWEa-M9ctYUOYPY/w640-h640/a1617388310_10.jpg" width="640" /></a></div><b><br /></b><p></p><p><b>Po dźwiękach domowych, rzece, pograniczu, warszawskie trio jako lejtmotyw swojego piątego albumu wybrały kołysanki mające ukoić zbolały świat, uśpić go, by odnowił się po przebudzeniu.</b></p><div><b><a href="https://www.polskieradio.pl/377/7414/Artykul/3348605,kolysanki-dla-swiata-na-krawedzi" target="_blank">W Radiowym Centrum Kultury Ludowej piszę o najnowszym albumie Sutari</a>.</b></div>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-66767223098450516722024-03-03T09:25:00.006+01:002024-03-03T17:57:58.964+01:00Metafizyczne mazurki po 15 latach<p><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhb_ZDBrVMhn4_ZWG3hyphenhyphen8NZm9dAbWLAMZ36vm96jjkLPE08zzMbwy90LR8QaBQiObBQ9_acPV5gdsTWD9wxb1Ffh4CEOuWTyg-710BhpWv27X_DpGanJthGE_T1p0RkRE2UJsvjmzXcKzz06uylmeJDilltx9dRyuvZoPdn4DAbNpRDLXZtsDG9SdRoY8Ql/s800/metamuzyka.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="636" data-original-width="800" height="509" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhb_ZDBrVMhn4_ZWG3hyphenhyphen8NZm9dAbWLAMZ36vm96jjkLPE08zzMbwy90LR8QaBQiObBQ9_acPV5gdsTWD9wxb1Ffh4CEOuWTyg-710BhpWv27X_DpGanJthGE_T1p0RkRE2UJsvjmzXcKzz06uylmeJDilltx9dRyuvZoPdn4DAbNpRDLXZtsDG9SdRoY8Ql/w640-h509/metamuzyka.jpg" width="640" /></a></b></div><br /><b>Dokładnie 15 lat temu ukazał się album, który sprawił, że pokochałem oberki i mazurki. Nietypowy, nie do końca tradycyjny, ale od pierwszej do ostatniej sekundy hipnotyzujący.<br /></b><br />W lutym 2008 roku zmarł Kazimierz Meto, legendarny – nie bójmy się tego słowa – skrzypek z Gliny spod Rzeczycy. Jedna z najważniejszych postaci dla ruchu ożywienia muzyki tradycyjnej, uczenia się od wiejskich mistrzów. Do niego i Jana Gacy pielgrzymowały zastępy mieszczuchów pragnących poznać tajniki oberków, mazurków, kujawiaków. Obaj wychowali następców, którzy przekazują ich melodie i styl gry dalej. Jednym z nich jest Maciej Filipczuk, wtedy jeszcze „po prostu” lider Lautari, zespołu grającego muzykę z Rumunii, dziś jedna z najważniejszych postaci ruchu <i>in crudo</i> i <i>nowej tradycji</i>, odważniej łączącej ją ze współczesnością. <br /><br />Miesiąc po śmierci pana Kazimierza, Filipczuk postanowił złożyć hołd swojemu mistrzowi i jednocześnie podsumować lata, które spędził na terminowaniu u Mety, te wszystkie miesiące spędzone w Glinie. Do współpracy – przecież każdy porządny skrzypek potrzebuje kapeli – zaprosił sekcję rytmiczną wrocławskiego Robotobiboka, Marcina Ciupidrę i Kubę Suchara. Żaden z nich nie grał wcześniej muzyki tradycyjnej. <br /><br />Kiedy pierwszy raz słuchałem <i>MetaMuzyki</i> (to było chyba nawet nie tak długo po jej premierze) ten kontrast miedzy tradycyjnie grającym Filipczukiem, a zupełnie nowoczesną, tylko momentami odwołującą się do oberkowego idiomu, meandrującą sekcją rytmiczną, mnie ujął. Po prostu. Wtedy to była dla mnie zupełna nowość, traktowanie muzyki tradycyjnej – polskiej w szczególności – jako źródła do dalszych poszukiwań, ale dalekich od folku czy, wybaczcie to określenie, world music. Z perspektywy czasu widzę, że to był ten moment, który pchnął mnie w stroję zgłębiania (różnych) tradycji i – przede wszystkim – szukania połączeń ich ze współczesnością, dialogu i współistnienia. Jeśli dzisiaj uważam, że to właśnie na tym styku dzieją się najciekawsze rzeczy w muzyce, że tradycja nie może być tylko skamieliną, źródłem jest <i>MetaMuzyka</i>. Choć w 2009 roku wcale nie byłem tego tak świadomy. <br /><br />Filipczuk, Suchar i Ciupidro łączą dynamikę wiejskiej kapeli i jazzowego bandu. Jakby szukali wspólnych źródeł, nici łączącej Nowy Orlean i Glinę. Tą nicią jest oczywiście oczyszczająca moc muzyki, możliwość wytańczenia traum i ran. Dlatego grają tak zapamiętale, z niewieloma momentami na zaczerpnięcie oddechu. Najpiękniejszym z nich jest <i>zakładajcie, zaprzęgajcie</i>, marimbowa, króciutka, zamyślona wariacja. Szybko przechodzi w szalony mazurek <i>waloskowy</i>. W nim Moog fantastycznie zastępuje wiejskie basy, dodaje nie tylko burdonu, ale też bulgocze, chrobocze, pulsuje. Gra Suchara raz jest bliska oberkowym kanonom, raz daleko od nich odjeżdża. Ta muzyka faluje, przypływ, odpływ. <br /><br />Po jazzowemu (ale w żadnym wypadku nie można tej muzyki określić jazzem) każdy z muzyków dostaje swoje pięć minut, czasem Filipczuk wycofuje się całkowicie, daje sekcji zabłyszczeć. Po mazurkowemu wszystko wiruje i orbituje wokół skrzypiec. W końcówce <i>Okrąglaka</i> po latach można dosłuchać się natomiast zaczynów muzyki Radical Polish Ansambl i opery Devil’s Fiddle napisanej dla nich przez Cezarego Duchnowskiego. <br /><br />Przez 15 lat wielokrotnie wracałem do MetaMuzyki, za każdym razem zadziwiony, jak wspaniały i jednocześnie przeoczony jest to album. Mazurki Kazimierza Mety zespół przenosi w zupełnie nowe muzyczne uniwersum, a one odwdzięczają się melancholijną melodyjnością. Jest w tej muzyce namysł nad odchodzącą tradycją, zanikającymi sposobami życia, ale jednocześnie nadzieja, że nie wszystko jest stracone.
<iframe allow="autoplay; clipboard-write; encrypted-media; fullscreen; picture-in-picture" allowfullscreen="" frameborder="0" height="152" loading="lazy" src="https://open.spotify.com/embed/album/0Gj7cjWRF0xQqnk017EI0Q?utm_source=generator" style="border-radius: 12px;" width="100%"></iframe>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-33677330580574361752024-02-16T08:00:00.004+01:002024-02-16T14:35:53.451+01:00Wspinaczka na Sosnową Górę<div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivWz4tZwkJTunVyQbPJXgTXC8s_QDnfqV0rGScXyzaE_0cOvoWfKpjSBdZTYq0aOH9C9DBBJRWy5Vgwux9a-hUZ7w2MAFB9Xi2nc6yYoxHM4QRwxiXhpKf1pFk6O1htpXsN4WaBDxT_F_JqB7FdZno9iSlTGX5jNj8w9VX9nYtCJqEHm4H01a16ZmvVWbz/s1200/a4270689883_10.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivWz4tZwkJTunVyQbPJXgTXC8s_QDnfqV0rGScXyzaE_0cOvoWfKpjSBdZTYq0aOH9C9DBBJRWy5Vgwux9a-hUZ7w2MAFB9Xi2nc6yYoxHM4QRwxiXhpKf1pFk6O1htpXsN4WaBDxT_F_JqB7FdZno9iSlTGX5jNj8w9VX9nYtCJqEHm4H01a16ZmvVWbz/w640-h640/a4270689883_10.jpg" width="640" /></a></div><br /></div><b>Zanurzeni w muzyce Południowej i Południowowschodniej Azji Holendrzy przygotowują danie kuchni fusion - mieszają style, gatunki i kraje. Jak zwykle? Nie do końca.</b><br /><br />Tym razem wyruszają w podróż w całkiem odmienionym składzie. Odszedł Yves Lennertz, który od samego początku tworzył zespół z Keesem Berkersem. Osamotniony perkusista doprosił członków scenicznego wcielenia YĪN YĪN - Remy’ego Scherena, Robberta Verwijlena i Erika Bandta, by - po raz pierwszy - nie tylko weszli z nim do studia, ale też wspólnie pracowali nad kompozycjami.<br /><br />To nowe otwarcie zaczyna się jednak powrotem do przeszłości. <i>The Year of the Rabbit</i> brzmi jak wyjęte z debiutu, <i>The Rabbit that Hunts Tigers</i> - inspirowany złotymi latami muzyki psychodelicznej z Indonezji, Tajlandii i Kambodży i twórczością Ennio Morricone. Wydany dwa lata temu <i>The Age of Aquarius</i> kierował się w stronę Indii, muzyki syntezatorowej, zdarzyło im się nawet zapuścić w okolice muzyki afgańskiej. Te elementy nadal są obecne, ale schodzą na dalszy plan. Najważniejsze są filmy z Bruce’em Lee, wymyślona Azja, dość stereotypizowana. Podobnie grali na swoich albumach Gaijin Blues, tylko że dla nich najsilniejszym źródłem inspiracji była Japonia. YĪN YĪN idą dużo szerzej, ale ten klimat pastelowych gier pojawia się w prawie każdym dźwięku.<div><br />Co może zaskakiwać, a przynajmniej mnie zaskoczyło dość mocno to fakt, że Holendrzy momentami brzmi jak lounge’owy zespół przygrywający do apres-ski albo letniej imprezki na włoskiej riwierze. Tylko mniej jałowo i bardziej wyraziście. Taki jest <i>Pia Dance</i>, który razem z <i>Shiatsu for Dinner</i> kieruje myśli w stronę pierwszych nagrań The Mauskovic Dance Band, czyli kwaśnych, latynoskich tropików. <i>White Storm</i> w warstwie rytmicznej odwołuje się afrobeatu.<br /><br />To jednak krótkie wycieczki, bardzo szybko wracają z nich w okolice delty Mekongu. Sięgają po wietnamskie, tajskie i kambodżańskie instrumenty albo też je zręcznie emulują i wychodzą im takie śliczności, jak Komori Uta (która, przysięgam, brzmi zupełnie, jak z <i>II </i>Gaijin Blues). Nie zapomnieli o disco i funku, pulsacja napędza ich muzykę chyba jeszcze silniej niż kiedykolwiek wcześniej. Nóżka chodzi sama i to dla takiego zespołu największy komplement.<br /><br />Tytułowa Matsu to oczywiście fikcyjny szczyt. <i>Mount Matsu</i>, czyli Góra Sosnowa, a sosna jest w tradycji japońskiej symbolem odrodzenia i nadziei. Na razie jeszcze YĪN YĪN stoją trochę w rozkroku, nie odcinają się od przeszłości, ale odważnie szukają nowego kierunku.<br /></div>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-85526987317900879982024-01-30T09:15:00.005+01:002024-01-30T09:15:48.052+01:00Natchniona wspólnota<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEiNs5Jtfopj4nicL4BIJ1A_zT5xTiEqMYXr_kNx0SXDbUMqjOrGA37MeYiVzlqXfPPZ6hv25SgzlSptkCIGD4hE2knd7UBQKZhlXjzszM2gBIvLlXhzvXEbI7RQy3sXBVYVjDHYFlxwBnzSkrGyEiI3rCaUAP-kkviGKCK4AHKCoH6y_moa9QK471r_5j3x" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEiNs5Jtfopj4nicL4BIJ1A_zT5xTiEqMYXr_kNx0SXDbUMqjOrGA37MeYiVzlqXfPPZ6hv25SgzlSptkCIGD4hE2knd7UBQKZhlXjzszM2gBIvLlXhzvXEbI7RQy3sXBVYVjDHYFlxwBnzSkrGyEiI3rCaUAP-kkviGKCK4AHKCoH6y_moa9QK471r_5j3x=w640-h640" width="640" /></a></div><br /><p></p><p><b>Tym, co łączy wszystkie nurty, które są obecne w muzyce Hizbut Jámm jest właśnie natchnienie i wspólnotowość. Muzycy grają tak zręcznie, tak blisko siebie, tak są spleceni w tej wspólnocie, że czasem trudno odróżnić, kto gra jaką partię. Bezustanny dialog Raphaela Rogińskiego, Mamadou Ba i Noumsa Dembele na solidnym fundamencie zapamiętałej, lecz nienachalnej gry Pawła Szpury jest po prostu fascynujący. Partie przeplatają się, przenikają. Tworzą intrygującą opowieść o podróży – może to być rejs po Nigrze czy Senegalu, może to być przejażdżka mazowieckimi bezdrożami i polami, ale też migracja ptaków, dla których ludzkie granice są nic nieznaczące.</b></p><p><a href="https://www.polskieradio.pl/377/7414/Artykul/3326245,natchniona-wspolnota-z-hizbut-j%C3%A1mm" target="_blank"><b>W Radiowym Centrum Kultury Ludowej piszę o przekraczającym granice albumie </b><b>Hizbut Jámm.</b></a></p><p><br /></p>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-63745549818319653522024-01-29T23:24:00.002+01:002024-01-29T23:24:12.585+01:00Taniec na nieheblowanej desce<p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEg2lcMgH05ujhdtRPFHqoWY3FRXzCcYXH_2IV2ffwGExDyU9pG6q3olhIfdHbHB-R7N6uQVUr_6lkIHqzoq5ZNwlaN4g3sUWXcU9qCBa55qRoPYMUHfloQ-SkkNdQi3nxx3xAIBiAKFT0fuLP3aveSJW-KpdVJNdJ2gUjZGYd84Fvq4qUpvCIG61H2FTwQg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEg2lcMgH05ujhdtRPFHqoWY3FRXzCcYXH_2IV2ffwGExDyU9pG6q3olhIfdHbHB-R7N6uQVUr_6lkIHqzoq5ZNwlaN4g3sUWXcU9qCBa55qRoPYMUHfloQ-SkkNdQi3nxx3xAIBiAKFT0fuLP3aveSJW-KpdVJNdJ2gUjZGYd84Fvq4qUpvCIG61H2FTwQg=w640-h640" width="640" /></a></div><p></p><p><b>Przez cały album Lumpeksu przewija się motyw zabawy, ale też wytańcowywania traum, zmęczenia ciała w takim stopniu, by zapomniało o krzywdach. Taniec wyzwala, bo na krótką chwilę unieważnia istniejący porządek - <a href="https://www.dwutygodnik.com/artykul/11096-taniec-na-nieheblowanej-desce.html" target="_blank">w Dwutygodniku obszernie piszę o drugiej płycie polsko-francuskiego zespołu grającego freejazzowe oberki.</a></b></p>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-15640438241763880102024-01-13T01:16:00.002+01:002024-01-13T13:27:16.500+01:002023: podsumowanie<div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIutEXtqMR5RtNcq-qWEiczS63rdaoX8aLx93_0F2aZJOW7xElMmwc_QfJZZejJl4Yz5SI5W6LKj0ubrRR2RpAQY2jq6223Q954BAQSrsimQyX0s_NaXchABfPM4SCKzkDglsAlm0l3eCb9JffYbPRA89PHqXfMK7h66Dei4Mo-NItrvrLaVBNfh1Jbymk/s5310/kajetan-sumila-bxaqUeVIGHU-unsplash.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3540" data-original-width="5310" height="426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIutEXtqMR5RtNcq-qWEiczS63rdaoX8aLx93_0F2aZJOW7xElMmwc_QfJZZejJl4Yz5SI5W6LKj0ubrRR2RpAQY2jq6223Q954BAQSrsimQyX0s_NaXchABfPM4SCKzkDglsAlm0l3eCb9JffYbPRA89PHqXfMK7h66Dei4Mo-NItrvrLaVBNfh1Jbymk/w640-h426/kajetan-sumila-bxaqUeVIGHU-unsplash.jpg" width="640" /></a></div><b><div><b><br /></b></div>Kolejny rok, który zleciał nie wiadomo, kiedy. Na szczęście znalazłem chwilę, by się zastanowić, jakie było te 12 miesięcy. Przesłuchałem ponad 400 płyt z 2023 roku, w topie znalazło się ponad 60. Napisałem trochę mniej tekstów niż obiecałem (przepraszam wszystkich, którym nie dowiozłem), ale i tak było dość intensywnie i sporo po angielsku, pootwierały się nowe drzwi. Dość już o mnie. Dobry to był rok dla muzyki, dla Taylor Swift jeszcze lepszy, ale nie będę o niej tutaj pisał, bo przecież wszyscy wiecie, co u niej. Dla artystów, szczególnie tych mniejszych, już nie tak dobry. Dla pisania o muzyce… a też sami wiecie.</b></div><b><br />Starałem się te 365 dni jakoś ułożyć, o niczym nie zapomnieć, ale pewnie się nie udało.</b><div><span><a name='more'></a></span><p class="MsoNormal"><b>Znad Indusu i Gangesu<o:p></o:p></b></p><p class="MsoNormal"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgiQYYnsb_WSLLCYXTXSTsGzJeE7l99sTwOuWTi3NljVdC_9EEX1V6W0tA5wYDkejHUupxh2Q7rFvg0LkzpTR3JHH_v1mvlRjOlEyp1g0iGMdFZtmEBdEWVL6fh7qDAXpyE6wAexKLdYpB15CjU5o8ACgt6YnENx5HpSyShldkudwpvgrpq5WOuC0d2T-Z1/s1200/love-in-exile-b-iext130166207.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgiQYYnsb_WSLLCYXTXSTsGzJeE7l99sTwOuWTi3NljVdC_9EEX1V6W0tA5wYDkejHUupxh2Q7rFvg0LkzpTR3JHH_v1mvlRjOlEyp1g0iGMdFZtmEBdEWVL6fh7qDAXpyE6wAexKLdYpB15CjU5o8ACgt6YnENx5HpSyShldkudwpvgrpq5WOuC0d2T-Z1/w640-h640/love-in-exile-b-iext130166207.jpg" width="640" /></a></div><p class="MsoNormal">Najlepsza książką, którą przeczytałem w ubiegłym roku, <a href="https://www.goodreads.com/book/show/58703758-tomb-of-sand"><i>Tomb of
Sand</i></a> Geetanjali Shree – przynajmniej w angielskim przekładzie – jest
grubaśną powieścią o indyjskiej, dość bogatej rodzinie, której nestorka wpada
po śmierci męża w depresję. A potem z niej wychodzi, całkowicie odmieniona. Nie
będę więcej spojlerował, to zbyt intrygująca rzecz.</p><p></p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><i>Tomb of Sand</i> porusza wydarzenie fundamentalne dla
współczesnej historii Azji Południowej, podział (a może rozbiór) Indii. Miliony
rodzin zostało rozdzielonych, miliony ludzi musiał opuścić swoje domu tylko ze
względu na wyznawaną religię. Do dziś ta tragedia jest szeroko poruszana w
indyjskiej i pakistańskiej kulturze. Świadomość o niej przebija się też powoli
do świadomości na zachodzie (chociażby dzięki serialowi <i>Ms. Marvel</i>). <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">O traumie, która ciągnie się przez pokolenia, pośrednio
opowiada moja płyta roku, <a href="https://open.spotify.com/album/0nP1MzWoPnLfLglLS0v4CQ?si=x1r-sMy3R0edgUoDCIN-LQ"><i>Love
In Exile</i></a>. Arooj Aftab, Vijay Iyer i Shahzad Ismaily swoje korzenie mają
właśnie tam, po dwóch stronach granicy. Połączył ich Nowy Jork, miasto, do
którego zmierzają emigranci. <i>Miłość na wygnaniu</i> może odnosić i do
uczucia żywionego przez dziadków do wnuków wychowujących się zagranicą, jak i
do rodziny i domu rozdzielonych nową granicą i rosnącą wrogością<a href="https://www.naobrzezach.pl/2023/05/arooj-aftab-vijay-iyer-shahzad-ismaily-love-in-exile-recenzja.html">.
Aftab, Iyer i Ismaily nagrali muzykę zwiewną i ulotną, jak dym, będącą
powidokiem, blaknącym wspomnieniem.</a> Więcej tu emocji niż struktury.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Nie tylko z tych dwóch powodów był to dla mnie rok Indii i
Pakistanu (i jak się okazuje, <a href="https://polifonia.blog.polityka.pl/2023/12/28/rok-2023-w-muzyce-10-uwag-koncowych/">był
nim nie tylko dla mnie</a>). <a href="https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/2211538,1,swiatowy-fenomen-a-u-nas-znany-slabo-polski-zespol-jazzowy-z-pakistanskim-triem.read">Jaubi
tym razem już ze wszystkim EABSami nagrali album o nadziei w mroku</a>. <a href="https://eabs.bandcamp.com/album/in-search-of-a-better-tomorrow">Jazz
współgra na nim z hiphopem, funkiem, pakistańską tradycją, ragami i sufizmem</a>.
<a href="https://www.polskieradio.pl/377/7414/Artykul/3240622,w-srodku-snow-shackleton-zimpel-i-siddhartha-belmannu-lacza-sily">Zimpel
z Shakletonem doprosili Siddharthę Belmannu</a> <a href="https://waclawzimpel.bandcamp.com/album/in-the-cell-of-dreams">do swoich
monumentalnych, ragopodobnych kompozycji</a>. <a href="https://www.polskieradio.pl/377/7414/Artykul/3303411,przychodzi-gwiazda-pakistanskiego-popu-do-chilijskiego-geniusza-eksperymentalnej-elektroniki">Ali
Sethi, jeden z najpopularniejszych pakistańskich wokalistów połączył siły z
Nico Jaarem i nagrali kontynuację</a> <a href="https://otherpeople.bandcamp.com/album/intiha">– a może zwieńczenie – <i>Telas</i>,
najlepszego albumu Chilijczyka</a>. <a href="https://dadablacksheep.bandcamp.com/album/citizen-hotel">Dada Black
Sheep, Hindus mieszkający trochę w Polsce, trochę w Hamburgu wreszcie wydał
swój pierwszy album</a>. Anglojęzyczny, dużo zawdzięczający Velvet Underground
i Bitelsom. W zanadrzu ma też płytę nagraną w hindi i to jedna z rzeczy, na
które najmocniej czekam w 2024 roku. <a href="https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/2225764,1,igor-spolski-z-orkiestra-robi-furore-w-nepalu-na-koncert-przyszla-cala-wioska.read">W
Nepalu pół roku spędza Igor Spolski</a> i <a href="https://open.spotify.com/album/35mKgmJMmDtEk32TiNSaY3?si=dQuhGUTTT5qJKxTGoo0LGw">przywozi
stamtąd kolejne piosenki Happy Village Orchestra</a>. Andi Otto, który chyba
kolekcjonuje współprace z muzykami niezachodnimi, <a href="https://andiotto.bandcamp.com/album/songs-for-broken-ships">nagrał album
z pochodzącą z Południowych Indii MD Pallavi</a>. Trochę elektroniczny, trochę
odnoszący się do tradycji, jest tu i miejsce na disco, jest na zadumę. Pallavi –
tak samo jak Siddhartha Belmannu – śpiewa w Kannadzie, ale jest wykształcona w
tradycji hindustańskiej, nie karnatyckiej. Niezwykłą kasetę nagrała Plume Girl,
czyli Sowmya Somanath, mieszkająca w Teksasie, klasycznie wykształcona
wokalistka i kompozytorka bedroom popu. Na <a href="https://mappa.bandcamp.com/album/in-the-end-we-begin"><i>In the End We
Begin</i></a> łączy te dwa światy – są tu krótkie ragi zanurzone w
elektronicznych pogłosach, są podlane autotune’em akustyczne perełki, są
psychodeliczne pasaże.</p><p class="MsoNormal"><a href="https://open.spotify.com/album/4lRR3lu2EtYOGgHQInfscv?si=c0MkJUy1RtuxI-QSqmc1yQ">W
bardziej klasycznych rejonach Debashish Bhattacharya wydał album poświęcony
swojemu guru, Ustadowi Alemu Akbarowi Khanowi</a>. <a href="https://sublime-frequencies.bandcamp.com/album/madhuvanti-pal-the-holy-mother-plays-the-rudra-veena">Madhuvanti
Pal poszła o krok dalej i tak wybrała ragi na swój pierwszy winyl, by
odpowiadało temperamentowi jej guru, Mity Nag – to ona jest tytułową Świętą
Matką</a>. <a href="https://daily.bandcamp.com/features/madhuvanti-pal-is-defying-traditions-of-indian-classical-music">Właśnie
pojawiła się w Bandcamp Daily moja rozmowa z Madhuvanti o byciu kobietą w
hierarchicznych, patriarchalnym świecie klasycznej muzyki indyjskiej</a>. O
muzyce też rozmawiamy, nie martwcie się. Jeśli chcecie porównać dynamiczny <i>dhrupad</i>
wykonywany przez Madhuvanti z bardziej klasyczną formą tego gatunku<a href="https://blacktruffle.bandcamp.com/album/vrindavan-1982">, polecam
archiwalne nagranie koncertu Ustada Zii Mohiuddina Dagara</a>. Wróćmy jeszcze
na chwilę do Pakistanu. Ustad Noor Bakhsh zagrał fenomenalny koncert w Pardon,
To Tu, <a href="https://www.naobrzezach.pl/2023/06/dzwieki-beludzystanu.html">wyszła
rozszerzona reedycja jego zeszłorocznego albumu</a>. <a href="https://honiunhoni.bandcamp.com/album/guldasta">Na początku roku ta sama
oficyna hohniuohni wydała nagrania Jaffara Husseina Randhawy</a>, wirtuoza
klarnetu, instrumentu nietypowego dla muzyki regionu, a jednak dzięki swojej
elastyczności bardzo w niej dobrze się odnajdującego. W górach północnego
Pakistanu mieszkają Buruszowie mówiący językiem niespokrewnionym z żadnym
innym. Amir Hayat jest lokalnym nauczycielem i muzykiem, trochę bardem, biorąc
pod uwagę nierzadko nowiniarski charakter jego piosenek. Choć jego nagrania
ukazały się w 2022 roku w mołdawskiej oficynie Antonovka, to w <a href="https://radiokhiyaban.bandcamp.com/album/garden-of-flowers">ubiegłym na
taśmę przenieśli je Radio Khiyaban</a>.</p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><b>Ze wsi<o:p></o:p></b></p><p class="MsoNormal"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzFQA_HVbDcUSq4eO_8LFopWHXuAK6YG5DHaXQ11Zj5VmSQ75fkO7hpi7FgEoj70skOBdqpwnSihsywPcREhl3ZUCp6gdFdLPDmNoUvHJGdC8IXpj5OhNsmC_qXEHmmxWZdjc5NVr1yOlasYJ-XRVPtMpa2s0AF54AXfOuQf6UqQfcSBY6nG8ERt37bgZZ/s1200/a3830226475_10.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzFQA_HVbDcUSq4eO_8LFopWHXuAK6YG5DHaXQ11Zj5VmSQ75fkO7hpi7FgEoj70skOBdqpwnSihsywPcREhl3ZUCp6gdFdLPDmNoUvHJGdC8IXpj5OhNsmC_qXEHmmxWZdjc5NVr1yOlasYJ-XRVPtMpa2s0AF54AXfOuQf6UqQfcSBY6nG8ERt37bgZZ/w640-h640/a3830226475_10.jpg" width="640" /></a></div><p class="MsoNormal">Zwrot ludowy przeniknął do mainstreamu. Malowani <i>Chłopi</i>
zostali polskim kandydatem do Oskara, a wyśmiewające szlachtę <i>1670</i> pod
sam koniec roku stał się najbardziej dyskutowanym serialem roku. I w filmie, i
w serialu ważną rolę odgrywa muzyka. Budzi też gorące emocje, dawno niewidziane
podczas dyskusji o folku poza środowiskiem. <a href="https://muzykazakorzeniona.bandcamp.com/album/ch-opi-wesele-boryny">Długo
przed premierą filmu Muzyka Zakorzeniona postanowiła odpowiedzieć na –
wyłaniający się z zajawek – ogólnosłowiański amalgamat napisany przez L.U.C.-a</a>.
To był jeszcze 2022 rok, ale im bliżej było premiery, tym głośniej było o <i>Weselu
Boryny</i>. <a href="https://www.dwutygodnik.com/artykul/10967-chlopi-sieja-ferment.html">O
swoich motywacjach, o stanie tradycyjnego środowiska i dlaczego L.U.C. mógł
zrobić to lepiej opowiedzieli mi w Dwutygodniku</a><span class="MsoHyperlink"> (a
ten tekst trafił do TOP 3 najczęściej czytanych na portalu)</span>.</p><p></p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Jerzy Rogiewicz z ladową brawurą napisał muzykę do <i>1670</i>,
do tego zaprosił WoWaKin do najważniejszych momentów i wyszła z tego prawdziwa
perełka. <a href="https://open.spotify.com/album/0oJxxgYXdxGCfXHjWlJGvx?si=INUmjQs1T4Wc-5Ae-KSTuw">Po
motywy i wykonawców folkowych sięgnął też Paweł Licewicz, komponując soundtrack
do <i>Znachora</i></a>. <a href="https://paganrecords.bandcamp.com/album/huta-luna">Furia wyszła z
kopalni, pojechała na wieś i ich blackmetalowe, furczące oberki to jedna z
najlepszych (i najbardziej zaskakujących) zeszłorocznych premier</a>. <a href="https://open.spotify.com/album/5DGtJw0U8oCLUZEA41cNrT?si=ILMrW_d8Tr27AY9Thbppmw">Michał
Żak założył TRANSatlantyk i wydał z nimi świetny, zanurzony w tradycji, ale
globalny album <i>Młynka kręci</i></a>. <a href="https://open.spotify.com/album/1zn4rKviSVpTxzdCqfX6uE?si=iqIDpiB9QyaIdS3ekgEUbw">Hajda
Banda przypomina podlaską tożsamość</a>. <a href="https://wydawnictwo.artrage.pl/products/wnieboglos">Do tego fantastyczną
powieść o wsi z muzyką w tle napisała Aleksandra Tarnowska, nieprzerysowaną,
poetycką w swojej surowości</a>. <a href="https://pointless-geometry.bandcamp.com/album/opla-gti">Hubert Zemler z
Piotrem Bukowskim</a> rozłożyli <a href="https://www.polskieradio.pl/377/7414/Artykul/3119628,gti-od-opli-oberki-jeszcze-radykalniejsze">oberki
na czynniki pierwsze i przenieśli je w cyfrowy świat footworku</a>. <a href="https://open.spotify.com/album/4CcqCqGEEk6NfBVUicW2DC?si=rDJunygpTfGM1ZxoJ8bA3Q">Monika
Wierzbicka napisała współczesne mazurskie piosenki, podbite elektroniką, pełne
jeziornej mgły</a>. <a href="https://mondaypr-my.sharepoint.com/personal/michal_wieczorek_mondaygroup_pl/Documents/Dokumenty/A%20Magda%20Kura%C5%9B%20ze%20swoim%20kwintetem%20da%C5%82a%20przem%C3%B3wi%C4%87%20okolicom%20Bi%C5%82goraja">A
Magda Kuraś ze swoim kwintetem dała przemówić okolicom Biłgoraja</a>.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><b>Smutek, ból, ukojenie, nostalgia</b><o:p></o:p></p><p class="MsoNormal"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSnVc3GauhOgOx8SmWsssgF-a6qoVKB7wrjERf8U27hxeInCFHWaiTIYhlPsBB-HJtve6IhUL7rDxArLRGztGOCuWvUq5c37JBs4D-jzEgp9UoZoSr4UNjQ-ql0gKDvukCkGFblnYzfSbiNklyTmaPUqm-LFu05mxjCkP4gzysoBHFj6x88mT3fqKH1I67/s1200/a3213306402_10%20(1).jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSnVc3GauhOgOx8SmWsssgF-a6qoVKB7wrjERf8U27hxeInCFHWaiTIYhlPsBB-HJtve6IhUL7rDxArLRGztGOCuWvUq5c37JBs4D-jzEgp9UoZoSr4UNjQ-ql0gKDvukCkGFblnYzfSbiNklyTmaPUqm-LFu05mxjCkP4gzysoBHFj6x88mT3fqKH1I67/w640-h640/a3213306402_10%20(1).jpg" width="640" /></a></div><p class="MsoNormal">Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że <a href="https://open.spotify.com/album/1KeJzjoh4vHrJif6BsYKRg?si=Zd1YVRNhTSmo_0ZYGw0t_A">najczęściej
słuchałem najsmutniejszej płyty roku, <i>The Greater Wings</i> Julie Byrne</a>.
Płaczę prawie przy każdym odsłuchu, na koncercie też będę ryczał i płakałbym
nawet, gdybym nie wiedział, jaka tragedia stoi za tym albumem<a href="https://www.naobrzezach.pl/2023/09/julie-byrne-greater-wings-recenzja.html">.
Julie proces żałoby po utracie jednej z najbliższych osób przekuła na doskonale
skonstruowane, eteryczne – w pewnym sensie pokrewne <i>Love in Exile</i> –
nieprzegadane piosenki</a>. <a href="https://haniarani.bandcamp.com/album/ghosts">Doświadczenie odchodzenia
bliskich miało wpływ na kształt <i>Ghosts</i>, albumu, na którym Hania Rani
wreszcie pokazuje, że piosenki też potrafi pisać</a>. To już nie pop poważka, a
(electro) pop pełną gębą. <a href="https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/2228586,1,hania-rani-dla-polityki-rozgladam-sie-jak-travolta-w-memach-buduje-swoj-swiat-od-zera.read">We
wrześniu pogadaliśmy o tej zmianie, podróżach, filmach ze studia Ghibli, i
tytułowych duchach, które Hania spotkała w Szwajcarii</a>. Pisała tam
soundtrack do dokumentu o Alberto Giacomettim, <a href="https://haniarani.bandcamp.com/album/on-giacometti">„typowa Hania Rani”</a>
tak sama opisuje ten album. <a href="https://open.spotify.com/album/17jfSsvaOuU0gmu3YLQHPw?si=txfKYN6PRgymULfL_dPxPA">A
jeśli wam jeszcze mało smutnego plumkania na pianinku, to polecam <i>Neo-Romance</i>
Alexandry Strelinski</a>.</p><p></p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Wojna w Ukrainie trwa już prawie dwa lata. W okopach i
bombardowanych miastach giną artystki, poeci, muzyczki, literaci<a href="https://heinali.bandcamp.com/album/kyiv-eternal">. Heinali rok po inwazji
wydał hołd dla Kijowa, złożony z dźwięków miasta</a>. Utkał z nich opowieść o
niezłomności, przetrwaniu, rzucił wyzwanie zbrodniczemu najeźdźcy. <a href="https://waclawzimpel.bandcamp.com/album/train-spotter">Podobną metodę
wykorzystał Wacław Zimpel na <i>Train Spotter</i></a>, tylko zamiast wojennego
jest Kijowa jest pandemiczna Warszawa. <a href="https://lecriducaire.bandcamp.com/album/le-cri-du-caire-2">Zupełnie
nowego wymiaru i ciężaru nabrał <i>Le Cri du Caire</i></a>. Łączy się na nim
arabska poezja w slamowym, performatywnym wydaniu z minimalistycznym,
czerpiącym zarówno z europejskiej free i arabskiej tradycji jazzu. Abdullah
Miniawy opowiada w nim historię włoskiego studenta, Giulia Regeniego,
zamordowanego w trakcie protestów w Kairze w 2016 roku. To wstrząsające
wezwanie do przerwania łańcucha przemocy. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Południowy Liban, trzymany przez Hezbollah, też już stoi w
ogniu. Nie mogę w tym miejscu nie polecić – po raz kolejny – <a href="https://www.czarnaowca.pl/kategorie/literatura-faktu/czarna-fala,p357611806"><i>Czarnej
Fali</i></a> Kim Ghattas, która wreszcie doczekała się polskiego przekładu.
Wychowana w Libanie dziennikarka ze swadą odpowiada na pytanie, które dręczy
cały Bliski Wschód: co się z nami stało? Za Bejrutem tęskni Charif Megharbane, <a href="https://habibifunkrecords.bandcamp.com/album/habibi-funk-023-marzipan">czemu
dał wyraz na <i>Marzipan</i></a>, plądrofonicznym, bibliotecznym hołdzie dla
stolicy Libanu. Z czasów, gdy była prawdziwym Paryżem Wschodu. Album jest jak
poblakłe zdjęcie z sepiowym nalotem. W tle szumi Morze Śródziemne, rozgrywają
się filmy szpiegowskie, jest wieczne lato. O drugiej stronie tej nostalgii,
tęsknocie pokolenia urodzonego już na emigracji opowiada <a href="https://www.goodreads.com/book/show/62563325-beyrouth-sur-seine?ac=1&from_search=true&qid=YGJk8c5FkM&rank=1"><i>Beyrouth-sur-Seine</i>
Samyla Ghoussouba</a>, pierwsza książka, którą skończyłem w 2023 roku. Jeszcze
innymi nostalgiami zajmuje się Bartek Kruczyński. Jako <a href="https://earthtraxonline.bandcamp.com/album/closer-now">Earth Trax szuka
polskiego odpowiednika</a> <a href="https://ra.co/reviews/35364"><i>saudade</i>
czy <i>hiraeth</i></a>, a jako <a href="https://theverypolishcutouts.bandcamp.com/album/list-ii">Pejzaż uśmiecha
się do przełomu wieków</a>.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><b>(Polski) jazz fajny jest<o:p></o:p></b></p><p class="MsoNormal"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiY_UbIVUbuT-vh5Rg0-u3m8_2LiJ-h2D0ZjgcTXKB8Oe9a43O6WlccvJNYUFN42VoB_Y8RcUFMcmKTWEVxqHWT7SZmPvk10WkLwLbDglP-N51c_5upz_s0sSCu36RYGsDQb55vw4UVPOEFRxpEcHP3qhRxZw5zszopdCJDgYuhGvq5CMpIoay1kQLcwDKq/s1200/a0048578703_10.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiY_UbIVUbuT-vh5Rg0-u3m8_2LiJ-h2D0ZjgcTXKB8Oe9a43O6WlccvJNYUFN42VoB_Y8RcUFMcmKTWEVxqHWT7SZmPvk10WkLwLbDglP-N51c_5upz_s0sSCu36RYGsDQb55vw4UVPOEFRxpEcHP3qhRxZw5zszopdCJDgYuhGvq5CMpIoay1kQLcwDKq/w640-h640/a0048578703_10.jpg" width="640" /></a></div><div><br /></div><a href="https://alexrothmusic.bandcamp.com/album/esz-kodesz">Element
nostalgii jest obecny na <i>Esz Kodesz</i></a> Cut the Sky, tria Alexa Rotha,
Wacława Zimpla i Huberta Zemlera. Tych dwóch ostatnich nie trzeba przedstawiać,
ten pierwszy jest amerykańskim gitarzystą z polskimi korzeniami. <i>Esz Kodesz</i>
to improwizacje oparte o nagrania terenowe z miejsce związanych z rodziną Rotha
– Krakowem, Lublinem, Warszawą, Piasecznem i Londynem. Nie jest to typowy jazz,
groove’u prawie w ogóle nie ma. Grają nastrojem, to muzyka bardzo obrazowa.
Całkowicie improwizowany i też nie do końca jazzowy jest <a href="https://zimastulecia.bandcamp.com/album/minus-30-c"><i>Minus 30</i> Zimy
Stulecia</a>, kolejnego eabsowego odprysku. Doskonale pasuje nie tylko na falę
chłodu, bo to muzyka momentami bardzo gorąca. O EABS i Jaubi, mojej płycie roku już pisałem trochę wyżej.<div><p></p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Astigmatic wypuścili w tym roku aż dwie niepolskie premiery
– <a href="https://yonimayraz.bandcamp.com/album/dybbuk-tse">debiut Yoniego
Mayraza, <i>Dybuk Tse</i></a> i <a href="https://cykadaband.bandcamp.com/album/metamorphosis"><i>Metamorphosis </i>Cykady</a>.
Obie wpisują się dość dobrze w nowy, brytyjski jazz, niestroniący od innych
gatunków. Ciekawsza wydaje się Cykada, więcej się w niej dzieje, do tego dodali
wokal. Nie tylko Polacy wydawali Brytyjczyków, ale też Brytyjczycy Polaków. <a href="https://siemaziemia.bandcamp.com/album/second">Siemia Ziemia w skupionej
na elektronice Byrd Out i to chyba najlepiej opisuje ich podejście do jazzowej
materii</a>. <a href="https://sneakyjesus.bandcamp.com/album/for-chaching-taphed">Sneaky Jesus w
świetnej Shapes of Rhythm</a>. Taki jazz, jaki grają wrocławianie uwielbiam.
Dziki, nieokiełznany, ale nie wypadający z formy, nie wpadający w pułapki
totalnego free, trochę „niechęciowy”. <a href="https://instantclassic.bandcamp.com/album/extension-immersion">E/I
eksperymentowali z czterdziestosekundowym pogłosem, ale nie wiem, czy to
jeszcze jazz</a>. Z jednej strony to muzyka-rzeźba pokrewna kompozycjom Ellen
Arkbro, z drugiej co jakiś czas odzywa się dzikość, chaos. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><a href="https://uknowme.bandcamp.com/album/generacja-jazz-lp">Najlepszym
podsumowanie tego, co się dzieje w polskim, młodym jazzie jest <i>Generacja
Jazz</i>,</a> skompilowana przez Groha z U Know Me (jest też startem nowego,
jazzowego sublabelu). Od bardzo bujającej <i>Pizzy</i> trójmiejskiego Klawo
przez klasyczny, przydymiony <i>Scand</i> quietetu po orientalizujący <i>Triceradiplodocus
</i>Twoosty’ego Mayonezu i ciężką niczym doom <i>Waflozę</i> USO 9001.<br style="mso-special-character: line-break;" />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br style="mso-special-character: line-break;" />
<!--[endif]--><b><o:p></o:p></b></p>
<p class="MsoNormal"><b>Wymiary gitary<o:p></o:p></b></p><p class="MsoNormal"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhknqkBnf3irR8MCDT4BfEvHX-G5_EuHzRxnoT8QZTXDdZRIRhwTv3emqkW-VOXC9QDSAIf_F610Id7nzvR6YCzA0tLBqWXpapo9xLQlgVHpl6Vo_OdlgzO5m2NQwHB9EbsHIk8pVQ__70TEWuHrbEGkvWwWLFkL7QeVMcN0rWEvGzUSc_a22W7ZMs-o5CK/s1200/talan.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhknqkBnf3irR8MCDT4BfEvHX-G5_EuHzRxnoT8QZTXDdZRIRhwTv3emqkW-VOXC9QDSAIf_F610Id7nzvR6YCzA0tLBqWXpapo9xLQlgVHpl6Vo_OdlgzO5m2NQwHB9EbsHIk8pVQ__70TEWuHrbEGkvWwWLFkL7QeVMcN0rWEvGzUSc_a22W7ZMs-o5CK/w640-h640/talan.jpg" width="640" /></a></div><p class="MsoNormal">Bardzo ucieszyłem się, że wreszcie muzyka Raphaela
Rogińskiego wychodzi poza Polskę, w czym mam też skromny udział. Były
piczforki, wire’y, quietusy, songlinesy. <a href="https://www.naobrzezach.pl/2023/09/raphael-roginski-talan-recenzja.html">Wszystko
całkiem zasłużenie, bo nawet jak na możliwości Raphaela</a>, <a href="https://instantclassic.bandcamp.com/album/tal-n"><i>Talan </i>to album
wyjątkowy</a>. Moje podsumowanie nie może obyć się bez Raula Refree <a href="https://www.naobrzezach.pl/2023/01/refree-el-espacio-entre-recenzja.html">i
oto jest, autor pierwszej płyty roku</a>. Miesza na niej przetworzoną klasykę,
madrygały, nagrania terenowe i tworzy podobnie intymną wypowiedź, jak Rogiński.
Na dodatek wymienia Polaka jako jedną z największych inspiracji, co wyraźnie
słychać w kilku fragmentach <i>el espacio entre</i>. Wraz z Pedro Vianem nagrał
<i><a href="https://pedrovian.bandcamp.com/album/font-de-la-vera-pau">Font de la Vera Pau</a></i>, ale tam nie ma za dużo jego charakterystycznej gitary. Wspólnotę z
Rogińskim słychać na <a href="https://patrykzakrocki.bandcamp.com/album/tales-for-solo-guitar"><i>Tales
for Solo Guitar </i>Patryka Zakrockiego</a>, ale w jego grze – jeszcze
surowszej, mocno narracyjnej – odbijają się przede wszystkim różne odcienie
bluesa – od delty Missisipi po wewnętrzną deltę Nigru. Dziwić to nie może, bo
przecież dokładnie to robi w Polskim Piachu, kryminalnie niedocenionym zespole
(i biję się tu w piersi). Do Afryki, Anatolii, ale przede wszystkim Maghrebu i
Andaluzji zapuszcza się SanIsidro, pochodzący z Walencji gitarzysta, <a href="https://sanisidro.bandcamp.com/album/sambori">na swoim długogrającym
debiucie <i>Sambori</i></a>. Jest tu i flamenco, i psychodelia, i staroświecki
rock, i marokoidalne gitarowe zagrywki, krakeby. Śpiewa trochę po kastylijsku,
trochę po walencku. Bardzo żałuję, że nie napisałem o niej więcej.</p><p></p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><a href="https://www.polskieradio.pl/377/7414/Artykul/3267201,pochwala-zycia-bombino-wraca-z-plyta-sahel">Bombino
trochę zwolnił, zatrzymał się w zadumie nad życiem</a> na <a href="https://bombino.bandcamp.com/album/sahel"><i>Sahel</i></a>, ale na
koncercie na Le Guess Who? był nie do zatrzymania w formule power trio. Nie do
zatrzymania jest też Bounaly. <a href="https://bounaly.bandcamp.com/album/dimanche-bamako">Takiej dzikiej
energii nie słyszałem od dawna, rośnie kolejny król Sahary i Sahelu</a>. I
jeszcze potrafi tak grać całe niedziele. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><a href="https://www.naobrzezach.pl/2023/11/marnie-stern-comeback-kid.html">Pełna
energii i pomysłów po dekadzie przerwy wróciła Marnie Stern</a>, a <a href="https://marniestern.bandcamp.com/album/the-comeback-kid"><i>The Comeback
Kid</i></a> to jej najlepszy album. Pisałem w jego recenzji, że tylko Deerhoof
może się z nią równać. I tak jest<a href="https://deerhoof.bandcamp.com/album/miracle-level">, <i>Miracle-Level</i></a><i>
</i>wznieśli się na szczyt, ale tu upatrywałbym kwestii języka i porzucenia
angielskiego na rzecz japońskiego. Ustawia to inaczej strukturę i prowadzenie
piosenek. Fucked Up niczego za bardzo nie zmieniali i bardzo dobrze. Ich „<a href="https://fuckedup.bandcamp.com/album/one-day">jednodniowy</a>”
album mocno mi rozświetlił początek roku. <a href="https://open.spotify.com/album/1d1Piq4TB8eFmT2J9JevpD?si=hh3qqde0RGaXNvqvfT6m8w">Igralom</a>
<a href="https://tutajsmoki.wordpress.com/">podrzucone przez koleżankę</a> pod
sam jego koniec mocno zamieszało w końcowym rozrachunku, ale niestety, swoje
dziesiątki do podsumowania Wyborczej wysłałem już na początku grudnia. Właśnie
dlatego uważam, że podsumowania przed końcem roku są mało miarodajne. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Lata 90. coraz mocniej wracają, za pasem 30. rocznica
śmierci Kurta Cobaina i to chyba napędza kolejną falę nostalgii. <a href="https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/grunge">O Seattle napisał książkę
Piotr Jagielski</a>, <a href="https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/2235450,1,grunge-zycie-po-smierci-co-zostalo-po-tym-glosnym-nurcie-w-muzyce.read">ja
o niej napisałem kilka słów do Polityki</a>. Na tubce natykałem się w ciągu
roku na zespołu wskrzeszające numetal, ale <a href="https://open.spotify.com/album/1xJHno7SmdVtZAtXbdbDZp?si=AnakyShlSmy_4xKRf_Pjbg">ten
przełom wieków najlepiej oddaje Olivia Rodrigo</a>, a przecież nie może go
pamiętać. Jej muzyka utkana jest z pop punku, indie, alternatywy, buntowniczego
popu, no z tego wszystkiego, czym wypełniona była MTV2. Za to lata 90. <a href="https://open.spotify.com/album/0e9GjrztzBw8oMC6n2CDeI?si=vJlgsqKYTTShnVTGZkCaPQ">najlepiej
brzmią dziś w wykonaniu dziewczyn z boygenius</a>, ale po piętach depczą im
Yumi Zouma w nowym, bardziej gitarowym wcieleniu. <a href="https://zwidy.bandcamp.com/album/nigdy-nie-b-d-taki-jak-bym-chcia">Zwidy
śpiewają o bolączkach trzydziestoparolatków, własnych lękach i kotach, grają
nadwiślańskie emo</a> – kupuję to. <a href="https://open.spotify.com/album/3C8WjOR1g2EnT9XaPzzuC6?si=QdweKHCQT9ejlcOrcGJCoA">The
Great White Lights pobawili się we wskrzeszanie tej drugiej, alternatywnej
twarzy MTV2</a>. Wiecie, Coheed and Cambria, mniej roztrzepana Mars Volta,
stare QOTSA. <a href="https://open.spotify.com/album/71FoVkacUpn0o5dTfQWX4b?si=MZJ_z_brST6mhfVOsJQm2g">Z
grobu wrócili Kim Nowak i to fajna podróż</a>. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><b>Językami<o:p></o:p></b></p><p class="MsoNormal"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOnKRUwAHoiSnzz7m9AszohdRAgwlTnFoEE_m-FML9vWzxQPv4yK2T9c7398lEuGp91DZvbnAj48Cs0T5ZHuyOti1kUVq9lxdsAUSoxUSf5-7pSULha8KugoLbrozoI4YUE3BStrJbrtUhMhe0V0xgsJ-no_0Et6ZLnzewr81BmtbluCRbzYQpXcM8WD_7/s1200/a2357064633_10.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOnKRUwAHoiSnzz7m9AszohdRAgwlTnFoEE_m-FML9vWzxQPv4yK2T9c7398lEuGp91DZvbnAj48Cs0T5ZHuyOti1kUVq9lxdsAUSoxUSf5-7pSULha8KugoLbrozoI4YUE3BStrJbrtUhMhe0V0xgsJ-no_0Et6ZLnzewr81BmtbluCRbzYQpXcM8WD_7/w640-h640/a2357064633_10.jpg" width="640" /></a></div><div><br /></div><a href="https://open.spotify.com/album/5xJzH5mAstzasA183cAEEq?si=13MnELcDSdu5DeR3eKx3pQ"><i>Sprint!</i></a>,
drugi album Thierry’ego Larose zaczyna się tak doskonale, że – choć wiem, że
dalej też jest świetnie – często zatrzymuję się <a href="https://www.youtube.com/watch?v=7RofFIgKAz4">na <i>Portrait d’une
Marianne</i></a>, którego mógłbym słuchać i słuchać, i słuchać. Ta fraza, ten
tekst, te podziały słów, melodia. W S P A N I A Ł O Ś Ć. Nie wiem, czemu on to
zrobił, jakby chciał za nią schować resztę piosenek. MADAME – <a href="https://open.spotify.com/album/5YpL9C8WTaBAz6r03rkMCy?si=ty8ZFlSrTaCrRlMrm7a_sQ">też
na drugiej płycie</a> – rozsądnie najlepsze rzeczy schowała w samym środku. Kto
by się spodziewał, że podbity trapem pop tak dobrze zagra z tarantellą.
Colombre ciągle siedzi nad tym magicznym Adriatykiem<a href="https://open.spotify.com/album/36TeJbAahP1WfXXPuQdZdC?si=p-2h0H7FRzak0uuxhLbSXg">,
pisze i gra słoneczne letniaczki</a>, które są niczym wino pite w małym
apulijskim miasteczku, jak Monopoli na przykład. <a href="https://trovarobato.bandcamp.com/album/spira">Daniela Pes sięga po
sardyński folklor, miesza go z elektroniką</a>. Niby banalny pomysł, ale
wykonanie zupełnie nie. Tajemnica, mrok, spacer po ciemnym lesie przy pełni
Księżyca. <a href="https://maroulitadekol.bandcamp.com/album/an-sana-2">Podobnie
wrażenie zostawia debiut Maroulity de Kol</a>, tylko że więcej u niej głębokich
pogłosów, manipulacji głosem, rytualności. No i Grecja, a nie Sardynia.
Niestrudzone chłopaki z Bastardy, <a href="https://szamburski.bandcamp.com/album/lilith-abi">tym razem w
towarzystwie dwóch dziewczyn Katariny Aleksić i Branislavy Podrumac grają
wielojęzyczne, stare, często przerażające kołysanki</a>.<p></p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Potrzebowałem trochę czasu i kilku prób, żeby do końca
przekonać się do <a href="https://open.spotify.com/album/5GoDO8a03bxSSxMCeYKfaW?si=ErBLk-JKSKq_rQtWD4mmhw"><i>La
Symphonie de eclairs </i>Zaho de Sagazan</a>. Gdy już zaklikało, często do niej
wracałem. Jest coś w tych jej piosenkach, trochę zwiewnych, trochę po francusku
pompatycznych, pokrewnych późnemu Gainsbourgowi (bliżej piosenek pisanych dla
Birkin niż dla siebie) czy Mylene Farmer. Jest też pewna naiwność. No i ten
androgyniczny, bardzo francuski głos Zaho. Brzmi, jakby od dziecka paliła żitanesy
i popijała je hektolitrami wina. Nic dziwnego, że ją tam uwielbiają. Bliźniaczo
podobny głos, może nawet jeszcze głębszy ma Clara Yse. <a href="https://open.spotify.com/album/5QBhx8xa2BVC8vDtklwVPl?si=dffdQs43SBuihzNAhpkQ1g">Ona
jednak idzie w stronę „dziwnego”, trochę kabaretowego popu, folku, muzyki
renesansowej</a>. Są tu filmowe pasaże, pogłosy jak ze starych katedr na
południu Francji. Coraz lepiej wiedzie się mojemu ulubieńcowi, Johanowi
Papaconstantino, który wyprzedał Olympię i – co ważniejsze – <a href="https://www.naobrzezach.pl/2023/03/johan-papaconstantino-premier-degre.html">wydał
świetny drugi album</a>. <a href="https://open.spotify.com/album/4QMWpMkpp7JYT7SFZDfbuX?si=85ssrauoQ06JcUxsqGpOcw">Więcej
na nim rapu, arabskich wpływów, ale o rebetiko nie zapomina, ciągle jest silnie
obecne</a>. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Tylko kilka osób przyszło na koncert ARANANAR i Hourloupe w
Chmurach, a był to jeden z najmagiczniejszych wieczorów roku. Poczułem się jak w
początkach starej Eufemii, gdzie dla garstki widzów występował cały świat. ARANANAR grali te
swoje poetyckie, punkowe w duchu piosenki, Aran Nenadal snuł opowieści po
czesku swoim głębokim głosem. Było gorąco, przed koncertem pogadaliśmy, po
koncercie też. <a href="https://arananar.bandcamp.com/album/domov-co-nebyl">Ich
drugi album <i>Domov, co nebyl</i> nie jest pewnie kandydatem na listy roku,
ale nie o to chodzi</a>. Ta skromna brzmieniowo muzyka – tylko bas, syntezator
i głos – mnie uwiodła. Ona i miękkość czeszyzny. <a href="https://patrykzakrocki.bandcamp.com/album/leggerezza-2">Olga Mysłowska,
Patryk Zakrocki i Michał Pepol wzięli pożenili modernistyczne eseje Itala
Calvina z barokowym frazowaniem, kościelnością</a>. Trochę wchodzą w buty
Purcella granego przez Rogińskiego (i śpiewanego przez Mysłowską), ale mniej tu
ryzów, więcej… ambientu?<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Marcin Masecki wrócił do krainy dzieciństwa, wypełnionej
muzyką latynoską i okazało się, że śpiewak z niego równie utalentowany, co
pianista. <a href="https://open.spotify.com/album/3zjIJ65Zw58IZ3WPJBh6AY?si=73eywsy7T7G6SKWvZaEC-Q">Gra
i śpiewa te stare bolera, tanga, jakby niczym innym się w życiu nie zajmował</a>.
Znacząco zaczyna <i>Boleros y mas</i> od <i>Solamente una vez</i>, które jako <i>Wspominałem
ten dzień</i> stało się przebojem w przedwojennej Polsce. Bardziej niż z Jazz
Bandem łączy mi się ten album z ragtajmami, aż widzę oczyma wyobraźni
Maseckiego wymachującego nogą. Przyzwyczaił, że będzie humor, szyk, pozorne
balansowanie na granicy rozpadu. Z prawdziwych Latynosów, najbardziej przykuła
mnie w zeszłym roku muzyka brazylijska. <a href="https://anafrangoeletrico.bandcamp.com/album/me-chama-de-gato-que-eu-sou-sua">Ana
Frango Eletrico na swoim drugim (dużo tych drugich płyt) albumie idzie szeroko
i odważnie</a>, są tropicalia, MPB, art punk, Nowy Jork. <a href="https://lucassant.bandcamp.com/album/o-para-so">Lucas Santtana w swoich
sambowych peregrynacjach idzie jednocześnie w tropiki i francuszczyznę</a>, <a href="https://domenico2.bandcamp.com/album/sramba">a Domenico Lancellotti na –
wybaczcie, ale to prawda – <i>srambie</i> otacza sambę elektroniką, automatami
perkusyjnymi i rzeżącymi gitarami</a>.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Pisząc nieukończony tekst o wpływie Rosalii na nie tylko
hiszpańską scenę muzyczną, zanurzyłem się w odmętach katalońskiego, walenckiego
i asturyjskiego folku. I jakie tam skarby znalazłem, proszę ja was, choć i
sporo przeciętniactwa mającego jeden dobry moment na album. <a href="https://open.spotify.com/album/1Pkn4RgAmh40OH2hwURjGc?si=l_uOPSBuTp2Jv1cTXTg-lw">Maria
Jose Llergo na <i>ULTRABELLEZA</i></a> idzie ścieżką wydeptaną przez <i>El mal
querer</i>, ale niekoniecznie powtarza każdy krok starszej koleżanki. Jej
propozycja jest do bólu współczesna, pełna cykających automatów perkusyjnych,
obezwładniających basów, autotune’a, syntetycznych dźwięków. Jest też w niej
dużo przestrzeni i dramatyzmu. No i piękna, na co wskazuje tytuł. W kilku
momentach zbliża się do asturyjczyka Rodrigo Cuevasa. On też w zeszłym roku
wydał album. <a href="https://open.spotify.com/album/74g36yb3N2FdsGIoUf4CH0?si=p9F8Ue67RWar1en3Co7Y-Q"><i>Manual
de Romeria</i> jest tak samo imponujący</a> jak <i>Manual de cortejo</i>, a
może nawet bardziej. Rodrigo jeszcze mocniej queeruje tradycję, doświadczenie
pielgrzymki, przymus podróży wyziera z każdego dźwięku. I te jego wokalne
popisy. <a href="https://open.spotify.com/album/07D3xCA6HwmyhYenompoKq?si=tYI4UYyTQ_y9Fy13sQYtIA">Julia
Colom natomiast po inspiracje sięga do folkloru Balearów</a>. Trzy piosenki
bierze wprost z tradycji, reszta do niej nawiązuje. Gra tu przede wszystkim
gitara akustyczna, dłonie, stopy, czasem zabrzmi wzmacniacz. Elektronika jest
delikatna, używa jej bardziej jak przyprawy niż głównego składnika. <a href="https://open.spotify.com/album/1AS49iR5AXJyoTJwzgvqN2?si=y2jEG92zQhChFmIixrlDjg">Fillas
de Casandra są trochę jak nasze Sutari (tylko śpiewają inne mity), w muzykę
wplatają dźwiękową codzienność</a>. Podobnie robi La Maria z Walencji. Jedną
piosenkę śpiewa w galisyjsku, sięga do religijnej symboliki, ale ją feminizuje,
od akustycznych brzmień przechodzi do ciężkich, głośnych gitar by zaraz znów
wrócić do delikatności. <a href="https://open.spotify.com/album/5hia9jjIWoP6yBpwKu5I66?si=rcykws0BRBynoAueTPn3PA">Dużo
się dzieje, a <i>L’Assumpció </i>to tylko 20 minut</a>. Niewiele więcej niż
najdłuższy fragment debiutu Maud Herrery, która grała kiedyś w Cocanhi. Dopiero
kolega Nadajnik musiał mnie uświadomić, że po odejściu z zespołu Maud nie
porzuciła muzyki. <a href="https://talcoal.bandcamp.com/album/tal-coal">Gra
jako Tal Coal, nadal śpiewa po oksytańsku (choć też dodała angielski), a
towarzyszą jej tylko echo, stop i altówka. Pięknie i poruszająco surowy album</a>.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><b>Nie tylko Turcja<o:p></o:p></b></p><p class="MsoNormal"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsfrOQULoBKmc_b3mLv5ffM1A8ZVbYCQGBlK8fLW57whHnl6mYnIVOxhEPsQR7WZHIKhHuH1hnclph9AAzcq-to3GCpkhpnlPWzqZFWJD_K7Z_n8jpzU8qJ8h8uGD0ax8PpLoxi9WrMIRCPvFCHZ-qurSozrDyWnpemD0A2rjy-WqZKokxrfIMUOLcvAiH/s1200/a3494435734_10.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsfrOQULoBKmc_b3mLv5ffM1A8ZVbYCQGBlK8fLW57whHnl6mYnIVOxhEPsQR7WZHIKhHuH1hnclph9AAzcq-to3GCpkhpnlPWzqZFWJD_K7Z_n8jpzU8qJ8h8uGD0ax8PpLoxi9WrMIRCPvFCHZ-qurSozrDyWnpemD0A2rjy-WqZKokxrfIMUOLcvAiH/w640-h640/a3494435734_10.jpg" width="640" /></a></div><p class="MsoNormal">Nie mogę nie poświęcić oddzielnej sekcji muzyce tureckiej,
Turcją inspirowanej i turkoidalnej. Tym bardziej, że wreszcie doczekaliśmy się polskiej
próby grania klasyków znad Bosforu<a href="https://www.naobrzezach.pl/2023/07/mldva-cinar.html">. MLDVA tak długo kazali
czekać na swój album, że już prawie przestałem im wierzyć</a>. Ale jest, <a href="https://mldva.bandcamp.com/album/mldva-nar-timur-2">do tureckiej
psychodelii dodają boombapową ciężkość i jazzowy groove</a>. <a href="https://www.youtube.com/watch?v=GnL1RaOET3U">Nie zasypiają gruszek w
popiele, na krakowskim FKŻ grali piosenki Grazii (izraelskiej sensacji z lat
60., śpiewającej po turecku) z Petrą Nachtmanovą</a>. Oby i z tego była kiedyś
płyta. Nachtmanova to osobowość nietuzinkowa – urodzona w Wiedniu córka Czecha
i Polki, mieszkająca w Berlinie. Tam trzyma się blisko tureckiej diaspory. O
baglamie nagrała film, studiowała turecką muzykę tradycyjną. <a href="https://trikont.bandcamp.com/album/karmat-rji">Z İpek İpekçioğlu i Ceyhunem
Kayą założyła Karmaturji, elektrofolkowy zespół, w którym nie tylko gra na
baglamie, ale śpiewa po angielsku, turecku, polsku i rosyjsku</a>. <a href="https://okoproject.bandcamp.com/album/oko">Natomiast w OKO eksploruje
wokalne tradycje Europy Środkowej, Południowej i Wschodniej</a>`. A to tylko
część projektów, w które się angażuje. Warto ją obserwować.</p><p></p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">W Berlinie stacjonuje też Cherry Bandora, którzy zajmują się
wskrzeszaniem izraelskiego szału na muzykę grecko-turecką (stąd ta Grazia
śpiewająca po turecku). Bawią się muzyką do tańca brzucha, stereotypami
zakrapianych imprez w stambulskich i salonickich tawernach. <a href="https://cherrybandora.bandcamp.com/album/back-to-the-taverna">Nie na
darmo nazwali album <i>Back to the Tavern</i></a><i>a. </i>To też wielojęzyczny
album, Lorena Atrakci śpiewa po angielsku, grecku i turecku. Mnóstwo buzuki, kwaśnych
klawiszy, ech surf rocka (choć w zasadzie to w surf rocku słychać echa muzyki
Grecji i Lewantu). Do tego funkujący bas, klimat gangsterskich filmów klasy B.
Mam wielką słabość do takiej muzyki. <a href="https://ejeeje.bandcamp.com/album/five-seasons">Eje Eje, czyli Itamar
Klüger z Şatellites nagrał z kolei muzykę bardzo letnią, łatwą i przyjemną</a>,
trochę pokrewną <i>Marzinapnowi</i>, ale bardziej funkową.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Altin Gun niestrudzenie wydają kolejne albumy wypełnione
autorskimi interpretacjami klasyków. <a href="https://www.polskieradio.pl/377/7414/Artykul/3149210,stara-milosc-nie-rdzewieje">Na
<i>Aşk</i> wracają do początków tej miłości</a>, <a href="https://altingun.bandcamp.com/album/a-k">porzucają elektroniczne
brzmienia, które zdominowało ich poprzednie dwa albumy i wracają do psych rocka
podbitego funkiem</a>. Globalny sukces Altin Gun chyba zainspirował Nusantara
Beat, też z Amsterdamu, którzy robią to samo, co starsi koledzy, tylko
zamieniają Turcję na Indonezję. <a href="https://nusantarabeat.bandcamp.com/music">Na razie mają na koncie tylko
dwa single</a>, ale widziałem ich na Le Guess Who? i na scenie już są wielcy.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><b>Nowa tradycja<o:p></o:p></b></p><p class="MsoNormal"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQAWDw3yKGt6kw-bqPOof2XEY6Y-4S4QiIOkurTT2BtiFf0zExcTQXVZGIRnkz3A0Q3B94DLiVtItBWX8fHTIxVGJ2N89obpymSuNuzXDfteoBjx5qzg6OksOtdLUZ_OCKhF6g9BVzLycF8_kyByKMSB9t2RsOugIggiB3O6duepmFiMQAZ28ij8YmjpfV/s1200/image.png" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQAWDw3yKGt6kw-bqPOof2XEY6Y-4S4QiIOkurTT2BtiFf0zExcTQXVZGIRnkz3A0Q3B94DLiVtItBWX8fHTIxVGJ2N89obpymSuNuzXDfteoBjx5qzg6OksOtdLUZ_OCKhF6g9BVzLycF8_kyByKMSB9t2RsOugIggiB3O6duepmFiMQAZ28ij8YmjpfV/w640-h640/image.png" width="640" /></a></div><p class="MsoNormal">Jeśli ktoś by mi powiedział, że jedna z najlepszych płyt
roku, którą będą zachwycać się ludzie dalecy od folku, zostanie nagrana na
dudach, to popukałbym się w czoło. To jednak prawda. Może łatwiej jest tę
muzykę przełknąć niefolkowcom, że Brighde Chambeuil gra na <i>small pipes</i>,
mniejszych dudach, mniej przenikliwych. A może po prostu dociera do wszystkich
dlatego, że <i><a href="https://brighdechaimbeul.bandcamp.com/album/carry-them-with-us">Carry
Them With Us</a></i> bliska jest ambientowi, Brighde gra raczej powoli,
spokojnie. Zaklina w swojej muzyce wrzosowiska, zacinający deszcz na wyspie
Skye, morską sól i piach szeleszczące w zębach. Niesie w sobie całą historię,
opowieści przodków, przekazywane z pokolenia na pokolenia. No i pięknie śpiewa
w gaelickim. Zachwyty nad Lankum jak najbardziej zasłużone, ale chyba trochę
przesadzone.</p><p></p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><a href="https://damirimamovic.bandcamp.com/album/the-world-and-all-that-it-holds">Damir
Imamović napisał łamiące serce sevdy po bośniacku i ladino</a> na podstawie
najnowszej powieści Aleksandra Hemona <i><a href="https://www.goodreads.com/book/show/60784834-the-world-and-all-that-it-holds?ac=1&from_search=true&qid=Z4tNGwkejW&rank=1">The
World and All That it Holds</a>. </i>To historia dwóch żołnierzy, którzy
zakochują się w sobie na froncie I Wojny Światowej. Po terenach dawnego
Imperium Osmańskiego poruszają się Michalis Kouloumis, Tristan Driessens i
Miriam Encinas na <i><a href="https://homerecordsbe.bandcamp.com/album/music-for-shepherds-and-sultans">Music
for Shepherds and Sultans</a></i> (co za świetny tytuł swoją drogą). <a href="https://zehra.bandcamp.com/album/istehlal">Międzynarodowe trio Mohammada
Zatariego nagrało bardzo spójny album łączący trzy wielkie niezachodnie muzyki
klasyczne</a> – arabską, perską i indyjską. Surowy, chropawy <a href="https://centralasia.bandcamp.com/album/journey-across-the-steppes">album
Oghlana Bakshiego z muzyką z pogranicza turkmeńsko-irańskiego po prostu
zachwyca</a>. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">W obliczu kulturowego i fizycznego ludobójstwa Tatarów
Krymskich, Jamala, zwyciężczyni Eurowizji w 2016 roku, <a href="https://open.spotify.com/album/4oiDxgPCPh6FZDNQFCLziC?si=nc_4gzRmSbqH2mvx6SSVDw">nagrała
QIRIM, album z interpretacjami krymskotatarskich pieśni</a>. Ubrała je w
tradycyjny, turecki i arabski pop – dużo smyczków, bogate orkiestracje,
hieratyczność i podniosłość wokalu, teatralność i narracyjność. Jakby wyrwała
się z Festiwalu w Baalbeku w latach 50. i występowała wspólnie z Fairuz, albo
nawet z lat wcześniejszych, z epoki świetności kairskiej Ezbekiyi (o której
świetną książkę napisał <a href="https://www.goodreads.com/book/show/60284377-midnight-in-cairo">Raphael
Cormack</a>) i początków kariery Umm Kulthum. <a href="https://zehra.bandcamp.com/album/al-saher">Od Umm Kulthum właśnie zaczęła
się współpraca Ayi Metwalli i Calamity, libańskiego eksperymentującego tria</a>.
Z czasem coraz bardziej oddalali się od źródła, łączyli egipski tarab z free
jazzem, psychodelią w duchu Oiseaux-Tempetes, coraz więcej było w tej muzyce
dezynwoltury, brawury. Porywa, ale nie do każdego trafi. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><a href="https://www.polskieradio.pl/377/7414/Artykul/3184712,niebo-ma-wszedzie-taki-sam-kolor-kayhan-kalhor-i-toumani-diabat%C3%A9-z-nowa-plyta">Wspaniały
wspólny album zrodzony – znów – z improwizacji i spotkania nagrali Kayhan
Kalhor i Toumani Diabate</a>. <a href="https://realworldrecords.bandcamp.com/album/the-sky-is-the-same-colour-everywhere">Ładnie
grają, przerzucają się tematami, ale słychać, że to Kalhor ma więcej do
powiedzenia, ciąży ta muzyka ku Iranowi, kora Diabatego częściej akompaniuje
kemanczy niż odwrotnie</a>. <a href="https://actrecords.bandcamp.com/album/catching-ghosts-1">Peter Brotzmann,
Majid Bekkas i Hamid Drake wybrali się we wspólną podróż w stronę gnawy,
hipnotyczną, transową, pulsującą</a>. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><b>Szumy, trzaski, echa<o:p></o:p></b></p><p class="MsoNormal"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgj6SlYfVTUq907wkSfezzOQbBMfFX6R7CxGDPqM4Hi3BpWjT18u5bN71sfqrEDIiTGIxzKwiibqVHIXg2EpssyDDttPUPizAg6_0CsSbuW2n2hvgwsXHfhaH9Ago0dz5r_uI6cUDsWjy1dzU6q-YOFBIy468xSuCRsfpWvdIOzWi3S02xXmnJnWnQ0uEzL/s1200/a2217093971_10.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgj6SlYfVTUq907wkSfezzOQbBMfFX6R7CxGDPqM4Hi3BpWjT18u5bN71sfqrEDIiTGIxzKwiibqVHIXg2EpssyDDttPUPizAg6_0CsSbuW2n2hvgwsXHfhaH9Ago0dz5r_uI6cUDsWjy1dzU6q-YOFBIy468xSuCRsfpWvdIOzWi3S02xXmnJnWnQ0uEzL/w640-h640/a2217093971_10.jpg" width="640" /></a></div><div><br /></div><a href="https://ra.co/reviews/35750">Aho Ssan zainspirowany
Deleuze’em, Guattarim i własną rodzinną historią rozwinął swoją muzykę w formę
kłączy</a> – <a href="https://ahossan.bandcamp.com/album/rhizomes">rozwijającą się
w każdą stronę</a>. <a href="https://otherpeople.bandcamp.com/album/weavings-2">Zaprosił
w dużej części tych samych gości, co Nicolas Jaar do tkania muzyki na Unsoundzie</a>.
Utkana jest muzyka Piotra Kurka na <i><a href="https://piotrkurek.bandcamp.com/album/smartwoods">Smartwoods</a></i>, też
unsoundowym zamówieniu, a <i><a href="https://piotrkurek.bandcamp.com/album/peach-blossom">Peach Blossom</a></i>
wydane na początku roku bliższe jest rzeźbie<a href="https://ra.co/reviews/35301">. Rian Treanor z Ocenem Jamesem szusują
między postclubem a Ugand</a>ą, w tych skrawkach, pokręconych <div>rytmach bliscy są
<a href="https://alehop.bandcamp.com/album/agua-dulce">Ale Hop i Laurze Robles</a>.
W tym drugim przypadku dochodzi jeszcze postkolonialna opowieść o czarnym ciele,
wykorzystywanym do pracy na plantacjach<a href="https://pointless-geometry.bandcamp.com/album/ski-kre">. Najradykalniej
do kwestii rytmu podszedł SKI</a> – jego muzyka jest odarta ze wszystkiego
innego. <a href="https://ra.co/reviews/35541">Faizal Mostrixx buduje własną wizję
panafrykańskiej muzyki rytualnej</a>. Wojtek Kucharczyk, jak to on, wydaje jak
szalony coraz bardziej szalone rzeczy. <a href="https://daily.bandcamp.com/lists/wojtek-kucharczyk-discography-list">Wspaniale
nam się rozmawiało w marcu</a>.<p></p><p class="MsoNormal"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><a href="https://mappa.bandcamp.com/album/ne-l-pj-a-vir-gra">Adela
Mede postanowiła przełożyć Europę Środkową na dźwięk</a>. Miesza na <i>Ne lepj
a Viragra </i>języki, pojawia się przetworzony akordeon. Zapętla dźwięki, żeby
podkreślić, że nasz region składa się jak Artur Rojek z samych powtórzeń. <a href="https://martynabasta.bandcamp.com/album/slowly-forgetting-barely-remembering">Towarzysząca
jej w dwóch fragmentach Martyna Basta kieruje swoją uwagę w stronę snów</a>. I
tu stawiam kropkę, jeśli chodzi o płyty, bo mógłbym tak jeszcze wymieniać i
wymieniać. To był świetny rok dla muzyki, choć wszystko wokół wydaje się walić.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><b>Co z tym pisaniem?<o:p></o:p></b></p>
<p class="MsoNormal">"If you see somebody repeatedly doing something, you
just assume that it is sustainable" – <span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"><a href="https://www.facebook.com/19czwartych/posts/pfbid036bkQknk7mDamW6V2TnYMm66C2Lj4Hik6UJR7hXZbtfhYgBm6fPWLH4tx4yJRFHipl"><span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">takie zdanie przeczytałem we wpisie
udostępnionym przez Asię Kanowską z 19/4</span></a></span>. Zarezenowało we
mnie, choć dotyczyło grania tras, a nie pisania o muzyce. Ciągnę ten pisarski
wózek już szesnaście lat i z każdym rokiem ten upór wydaje się coraz mniej
sensowny. 2023 był rokiem, kiedy pisałem dość intensywnie, sporo po angielsku, ciągle
po godzinach. I coraz częściej zastanawiałem się, na co mi to wszystko?<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Nie tylko ja widzę, że ten system jest nie do utrzymania. <a href="https://polifonia.blog.polityka.pl/2023/09/21/zeby-miec-krytyke-muzyczna-trzeba-o-nia-dbac/">Mądrze
o uwiądzie nieakademickiej krytyki muzycznej i muzycznego dziennikarstwa pisał
Bartek Chaciński</a>, <a href="https://www.facebook.com/bartek.chacinski/posts/pfbid02wKEY9S9RyHp4ohjgqPEoYm457dDLC3hDLsdwBxikJ3PGHH4Z2tojDzPitEfNuvWal">wywiązała
się nawet dość gorąca dyskusja</a>, tylko głosy ciągle te same. Jakby na
czytaniu o muzyce zależało tylko tym, którzy o niej piszą. Może po prostu tak
jest, może, jak napisali Bartek i Andrzej Cała, w Polsce mało komu zależy na
muzyce, dla mało kogo jest czymś więcej niż gadżetem i tapetą wypełniającą
codzienność, sączącą się do ucha w trakcie gonienia dedlajnów, kończenia
kolejnych zadań w mało zajmującej pracy. O ekonomicznej stronie pisania o
muzyce gorzko pisał w <a href="https://www.nowamuzyka.pl/2024/01/03/podsumowanie-roku-2023-lukasz-komla/">swoim
podsumowaniu roku Łukasz Komła</a>, ten temat poruszał również Filip Szałasek. Zmienia
się podejście samych osób piszących do swojej pracy, to dobrze.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Nie widzę młodych <i>writerów</i>, ale może po prostu nie
jestem w stanie ich dostrzec, może za bardzo zamknąłem się w bańce. Nie bardzo
wierzę w to, że nikt nie chce dyskutować o muzyce. I chyba dlatego cały czas
piszę. Muzyka to zbyt ważna sprawa, żeby o niej milczeć.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Wszystkie moje zeszłoroczne teksty znajdziecie <a href="https://linktr.ee/naobrzezach">tutaj</a>.<o:p></o:p></p></div></div></div>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-40062213943180553152024-01-08T23:13:00.001+01:002024-01-29T23:20:46.022+01:00Madhuvanti Pal i jej rudra veena<p></p><p></p><div><br /></div><div style="text-align: center;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEitUjS9WKP-391C210M3zD-WvoSz3RP8DLdOhVqu1faYx4x-ED3GX7xQrBx8cIj9l2wlbF15ZG2-wk1D87cy7xYyGuOTxjNEo2nOQj7CKvTuLHMGts1Tk5p3HqEUfQV1-sCndclFbqO9TPRX5W6crgdHVLmnKfCRzmqv1JGqdcKX76stlT7EJvhTA_lQN_K" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="" data-original-height="1000" data-original-width="1600" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEitUjS9WKP-391C210M3zD-WvoSz3RP8DLdOhVqu1faYx4x-ED3GX7xQrBx8cIj9l2wlbF15ZG2-wk1D87cy7xYyGuOTxjNEo2nOQj7CKvTuLHMGts1Tk5p3HqEUfQV1-sCndclFbqO9TPRX5W6crgdHVLmnKfCRzmqv1JGqdcKX76stlT7EJvhTA_lQN_K=w640-h400" width="640" /></a></div><b><br /></b><div style="text-align: left;"><b>Jeszcze w zeszłym roku porozmawiałem z Madhuvanti Pal, jedną z niewielu indyjskich muzyczek grających na <i>rudra veena</i>, instrumencie o kilkutysiącletniej historii. Madhuvanti opowiada mi, o tym, jak zmieniało się postrzeganie<i> </i>tego instrumentu, pozycji kobiet w klasycznej muzyce indyjskiej, o swoim uporze w dążeniu do celu i o tym, jak to się stało, że Sublime Frequencies wydali jej winyl. <a href="https://daily.bandcamp.com/features/madhuvanti-pal-is-defying-traditions-of-indian-classical-music" target="_blank">Do poczytania w Bandcamp Daily.</a></b></div></div>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-62665080600892351892023-11-28T10:38:00.003+01:002023-11-28T10:39:49.514+01:00Nie ma powrotów<p></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGt5JKQ4EjSE3Va-CYJzVtDGQ2NrhuMCPLe2pu26u9AfNcsemyJ3nzaUV9TyVzKtFieAFiojk0ukdXXRGzCJvqhMKKCn10sjMxwciybVWSlbIzy_j4OEOAih220vIKHGi_T0QiRaXKElqut2kVwcGjaVvZwL5ixb18atQD16WNUdJi_vNs_PDW8G2m9e9U/s2048/402377853_752293030042792_2391136688330254689_n.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1534" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGt5JKQ4EjSE3Va-CYJzVtDGQ2NrhuMCPLe2pu26u9AfNcsemyJ3nzaUV9TyVzKtFieAFiojk0ukdXXRGzCJvqhMKKCn10sjMxwciybVWSlbIzy_j4OEOAih220vIKHGi_T0QiRaXKElqut2kVwcGjaVvZwL5ixb18atQD16WNUdJi_vNs_PDW8G2m9e9U/w480-h640/402377853_752293030042792_2391136688330254689_n.jpg" width="480" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i>fot. Jacek Poremba</i></td></tr></tbody></table><b>W sierpniu w bardzo spokojnej części warszawskiego Mokotowa spotkałem się z Wacławem Zimplem w jego studiu. Ukrytym na poddaszu tużpowojennego bloku zatopionego w zieleni. Nic dziwnego, że tak dobrze mu się w nim pracuje. Rozmawialiśmy w zasadzie o całości jego muzycznej drogi, woltach stylistycznych, muzyce indyjskiej, odwrocie od freejazzu, elektronice. Bo też taka miała być ta rozmowa, której <a href="https://daily.bandcamp.com/lists/waclaw-zimpel-list" target="_blank">efektem jest przekrojowy tekst w Bandcamp Daily</a>. A że rozmawiało nam się dobrze, to publikuję tutaj jej całość. W końcu <a href="https://www.naobrzezach.pl/p/o-blogu.html" target="_blank">po to jest ten blog</a>.</b><p></p><p><b>Długo masz to studio?</b></p><p>Muszę się zastanowić… Jakoś od końca 2017 roku, czyli jakieś sześć lat.</p><p><b>Sąsiedzi nie skarżą się?</b></p><p>Jeden sąsiad narzekał, ale chyba w końcu się wyprowadził, bo przestał się skarżyć. Staram się pracować w godzinach dziennych i nie przeszkadzać sąsiadom. Jeśli pracuję w nocy, to tylko na słuchawkach.</p><p><b>Czyli zdarza ci się pracować nocami?</b></p><p>Coraz rzadziej. Zacząłem doceniać higienę pracy. Mam rodzinę, dziecko bardzo zmienia perspektywę. Trzeba jednak dotrzymywać deadline’ów i wtedy zdarza mi się siedzieć po nocach. Generalnie wolę przychodzić rano, trochę jak do biura.</p><p><b>Siedzimy otoczeni instrumentami, na przeciwko jest klarnet basowy…</b></p><p>Altowy, ale sporo ludzi je myli, bo wyglądają prawie tak samo. Jest trochę mniejszy i kwartę wyżej nastrojony.</p><p><b>Obok nas stoi tambura. Grasz na niej?</b></p><p>Bardzo rzadko. Słyszysz, jest nienastrojona. Gram na niej, jak chcę sobie odpocząć. To dronowy instrument, który towarzyszy zawsze innym instrumentom. Sporo mam różnych instrumentów w studiu, część jest w drugim pomieszczeniu - klarnety, saksofon, bębny, flety. A to jest trombita tybetańska.</p><p><b>Czy słychać je wszystkie na twojej ostatniej płycie z Shackletonem?</b></p><p>Nie, na niej gram przede wszystkim na klarnecie altowym przetwarzany elektronicznie przez system looperów i oprócz tego gram na instrumentach klawiszowych.</p><p><b>Zaczynałeś jednak od skrzypiec.</b></p><p>Pierwszym instrumentem było pianino, które po prostu stało w domu. Jednak pierwszą lekcję miałem na skrzypcach. </p><p><b>Dlaczego zamieniłeś je na klarnet?</b></p><p>Ciągnęło mnie brzmienie klarnetu, ze skrzypcami w ogóle nie czułem się związany. Dzięki skrzypcom nauczyłem się czytać nuty, wyćwiczyłem słuch muzyczny, ale to na pewno nie był mój wybrany instrument. Muzykę odkrywałem poprzez gitarę, harmonijkę ustną, klarnet właśnie.</p><p><b>Twoja droga jest dość kręta - zaczynałeś od klasyki, potem zainteresował cię blues, potem grałeś freejazz, teraz poruszasz się po muzyce elektronicznej… Z jednej strony, sam mówisz, że czujesz się teraz bardziej producentem, z drugiej, przy okazji <i>In the Cell of Dreams</i> pojawiasz się jako <i>avant-folk virtuoso</i>. Kim się najbardziej czujesz?</b></p><p>To w dużej mierze zależy od tego, w jakiej sytuacji się pojawiam. Na początku mojej współpracy z Samem Shackletonem, dopiero zaczynałem poznawać narzędzia studyjne. Wypracowaliśmy więc model współpracy, który polegał na tym, że grałem na różnych instrumentach akustycznych, które później elektronicznie przetwarzał Sam. </p><p>Obecnie, dużo rzeczy z zakresu przetwarzania elektronicznego przejąłem na siebie, ale ta dynamika, że to Sam ostatecznie miksuje materiał pozostała niezmieniona. To ja nadal wprowadzam element żywego grania i razem tworzymy łącznik między tą warstwą elektroniczną a ludzką, żywą.</p><p><b>Czy ta dynamika w innych twoich współpracach wygląda inaczej?</b></p><p>Chyba wszystko zależy od tego co jest najbardziej naturalne w danej sytuacji.</p><p>Jeśli chodzi o moją pracę solo, obecnie najważniejszą częścią mojej pracy jest przetwarzanie dźwięku akustycznego w warunkach studyjnych. Może nawet nagrywam je w różnych miejscach, ale później biorę je na warsztat w moim studiu. To mnie najbardziej interesuje i ten obszar mnie najbardziej pochłania. Kilka materiałów, nad którymi pracuję to stricte produkcyjne rzeczy. </p><p>Z Hansem Kullkiem stworzyliśmy materiał wspólnie, nagrywaliśmy go w ‘s-Hertongenbosch, w studiu Willem Twee. Hans zawiaduje całą tą bardzo skomplikowaną maszynerią, której uczyłem się podczas nagrywania <i>Massive Oscillations</i>. Utwór <i>Breath of Brahma</i> powstał w ten sposób, że Hans spatchował swoje instrumenty, nadał im koloryt i brzmienie, którym potem razem kręciliśmy i modyfikowaliśmy. Studio w rękach Hansa jest instrumentem, jest masa narzędzi, modulatorów, oscylatorów, magnetofonów szpulowych… Można grać na cztery ręce. Zmiksowałem ten materiał i nagrałem fortepian z użyciem mechanicznych młoteczków elektromagnetycznych. Wysłałem całość do Hansa, on jeszcze nad nim popracował, odesłał do mnie, więc praca produkcyjna też była wspólna. </p><p><b>Jak się różni praca z Shackletonem od pracy z Holdenem?</b></p><p>U Shackletona jest więcej zaplanowanej struktury. Sam jest bardziej klasycznym kompozytorem, ma niesamowite poczucie formy, jego kompozycje można porównać do symfonii. Zazwyczaj jest tak, że wysyłamy sobie pomysły, dyskutujemy, w którą stronę chcemy iść z materiałem. Przypomina to trochę układanie puzzli. Zupełnie inna dynamika, ale też ta muzyka ostatecznie jest transowa.</p><p>Z Jamesem ten proces jest dużo bardziej jamowy. Spotykamy się w studiu, ustawiamy brzmienie i razem szukamy tego, co nas inspiruje, razem komponujemy od postaw. Z Jamesem niczego nie zakładamy, ja coś poplumkam, on coś zagra i to potem rozwijamy. Po każdym dniu pracy, mamy gotowy utwór.</p><p><b>Czyli to jest trochę freejazzowa metoda pracy.</b></p><p>Bardzo freejazzowa, ale w swoim wyrazie inna. James używa przede wszystkim instrumentów elektronicznych, sekwencerów, syntezatorów, jest też programistą i dąży do jak największego zatarcia granicy między maszyną, człowiekiem a instrumentem. Czas, w którym działają się sekwencery Jamesa jest bardzo ludzki, to nie jest granie z metronomem, a doświadczenie bliższe gry z prawdziwym człowiekiem.</p><p>Tak, myślę, że można powiedzieć, że styl pracy Jamesa jest bardziej jazzowy i plemienny, a praca z Skackletonem jest bardziej wykoncypowana, natomiast obie te metody ostatecznie prowadzą do transowych form. </p><p><b>Myślałeś o jednorazowym powrocie do dzikiego, freejazzowego grania?</b></p><p>Nie. Nie myślę w ogóle o powrocie do czegokolwiek, co robiłem w przeszłości. Wychodzę z założenia, że sztuką, która przychodzi do ciebie w danej chwili, powinieneś podzielić się od razu, kiedy skończysz dzieło. Nie ma powrotu do żadnego momentu. Sztuka to rodzaj strumienia świadomości, pod który się podłączasz i po prostu go przekazujesz. Powrotu do freejazzu nie będzie, ale na pewno moja muzyka będzie się jeszcze zmieniać. Zmiana jest naturalna. Wszystko się ciągle zmienia.</p><p><b>W miarę stałą rzeczą w Twojej muzyce jest fascynacja muzyką indyjską.</b></p><p>Myślę, że muzyka indyjska będzie mi w taki czy inny sposób towarzyszyć do końca życia. Jestem nią zafascynowany również dlatego, że jest to najlepiej skodyfikowany system rytmiczny i chyba najstarszy. Rytm jest natomiast najważniejszym dla mnie aspektem muzyki. Poznając muzykę indyjską, jestem w stanie cały czas rozwijać poczucie i świadomość rytmu. Dowiaduję się, jak moje ciało odpowiada na te rytmiczne struktury.</p><p>Moja relacja z tą muzyką bardzo się zmienia. Pierwsza płyta Saagary była bardzo klasyczna. Pisząc utwory, starałem się być jak najbliżej formy karnatyckiej jak to możliwe dla gościa z Polski. Potrzebowałem tego, żeby zrozumieć język, w którym oni się poruszają. Druga płyta, produkowana przez mooryca ma bardzo klubowe brzmienie, jest tam sporo ambientu, sporo repetytywnych struktur na syntezatorach i instrumentach perkusyjnych. Trzeci materiał, nad którym pracuję w tej chwili – mam nawet otwartą sesję jednego utworu na komputerze – będzie najbardziej elektroniczny i najbardziej hinduski jednocześnie. Staram się pracować nad utrzymaniem tej intensywności i bogactwa instrumentów perkusyjnych. Chcę to jeszcze mocniej podkreślić. Na tej drugiej płycie instrumenty perkusyjne są traktowane dość oszczędnie. </p><p><b>Pamiętam ten kontrast z koncertami Saagary, macie przecież trzech perkusjonalistów w składzie, a na albumie ta warstwa jest, powiedziałbym, zmiękczona.</b></p><p>Na koncertach nie staraliśmy się odtwarzać tego, co zdarzyło się na płycie. Jesteśmy przede wszystkim koncertowym zespołem, a <i>2</i> była eksperymentem. Nagraliśmy materiał w Indiach, następnie dostał go mooryc i przemielił po swojemu. Spotkały się dwa różne podejścia w połowie drogi i faktycznie ten album brzmi zupełnie inaczej niż zespół na żywo. </p><p>Natomiast na trzecim albumie chcę, by całe bogactwo, intensywność i dynamika Indii była bardzo słyszalna. Dlatego jest na niej dużo takiego kontrolowanego chaosu.</p><p><b>Chyba już dość długo nad nim pracujesz…</b></p><p>Strasznie długo.</p><p><b>Pamiętam, że wspominałeś o nim jeszcze przy okazji <i>Massive Oscillations</i>.</b></p><p>Zacząłem pracować nad tym materiałem w 2018 roku i w międzyczasie zrobiłem bardzo dużo innych rzeczy. Z perspektywy widzę, że potrzebowałem tego czasu, żeby nauczyć się nowych narzędzi produkcyjnych. W niektórych utworach z pierwotnej wersji została tylko warstwa bębnów, a reszta jest zupełnie inna. Bo po prostu ja jestem zupełnie inny i przede wszystkim dużo lepiej umiem posługiwać się narzędziami studyjnymi. Lepiej słyszę muzykę niż wtedy.</p><p><b>Mówiłeś, że starasz się nie wracać do przeszłości, ale ciągle pracujesz nad materiałem sprzed pięciu lat.</b></p><p>Tak długo, jak nie podzielę się materiałem ze światem, tak długo to nie jest koniec procesu. Czasem potrafi on trwać dwa dni, czasem pięć lat. Jeszcze nigdy nie pracowałem nad żadnym materiałem tak długo, choć to tak naprawdę pojedyncze tygodnie pracy w skali roku. Zastanawiam się wtedy, co jeszcze mogę w nim zmienić, co mogę odjąć, co dołożyć.</p><p>Proces pracy nad tym materiałem jest bardzo dziwny i bardzo długi. Kiedy zacząłem pracować nad nim, miałem wizję, ale okazało się, że narzędzia, które miałem są za słabe, żebym mógł ją zrealizować. A bardzo zależało mi na tym, żeby samemu wyprodukować ten materiał. Spędziłem bardzo dużo czasu w Indiach i wiem, że trudno jest wejść w świat indyjskiego rytmu i tej formy muzyki, jeśli nie poświęcisz lat na zgłębienie teorii. Potrzeba bardzo dużo czasu, żeby ją zrozumieć. Ja ją rozumiem w stopniu, który umożliwia mi komunikację z muzykami karnatyckimi.</p><p><b>Muzycy z Europy raczej wybierają muzykę hindustańską, z północnych Indii, jeśli chcą zająć się muzyką subkontynentu. Ty skierowałeś się w innym kierunku, na południe, do muzyki karnatyckiej. Dlaczego?</b></p><p>Trochę przez przypadek. Zafascynowałem się muzyką indyjska poprzez muzykę z północy, słuchając takich muzyków jak Ali Akbar Khan, Ravi Shankar, Pandit Pranath. A zacząłem ją odkrywać poprzez Terry’ego Rileya i LaMonte Younga, którzy byli uczniami Pandita Pranatha. Jednak pierwszym muzykiem indyjskim, którego poznałem był Giridhar Udupa, z którym do dziś gram w Saagarze. Giridhar zaprosił mnie do Indii, do Bangalore, jednego z głównych centrów muzyki karnatyckiej obok Chennai. Zacząłem poznawać muzyków praktykujących tę tradycję, uczyłem się u flecisty Ravichandry Kulura, który zresztą zna bardzo dobrze tez tradycję hindustańską, bo grał przez lata z Ravim Shankarem. </p><p>Okazało się, że ten świat mnie pochłonął, gdy zacząłem go poznawać od podszewki. Ogromny wpływ na naszą piątkę miał zespół Shakti Johna McLaughlina, choć może tego nie słychać w naszej muzyce. Legenda Shatki, jak ten zespół powstał, była dla nas bardzo ważna. Muzyka karnatycka jest kolebką tego zespołu, bo i L. Shankar jest karnatyckim skrzypkiem, Vikku Vinayakram to wybitny karnatycki ghatamista, natomiast tablista Zakir Hussein potrafi wszystko zagrać i też mocno wszedł w muzykę karnatycką, choć oczywiście wywodzi się z tradycji hindustani.</p><p><b>Przełomem w twojej karierze było <i>Lines</i>, wtedy radykalnie odszedłeś od free jazzu, to twój pierwszy w całości solowy album i pierwszy zwrot w stronę elektroniki oraz wyraz fascynacji minimalizmem.</b></p><p>Kilka rzeczy wpłynęły na decyzje stojące za <i>Lines</i>. Jeśli chodzi stricte muzyczne powody, to po prostu byłem bardzo zmęczony językiem free jazzu. Poczułem, że free jest dla mnie tak samo ograniczajace, jak każdy inny gatunek. Czułem, że to, co grałem w tym idiomie, zaczęło być bardzo powtarzalne, przestałem czuć wolność wynikającą z nazwy gatunku. Zacząłem szukać nowych środków wyrazu. Punktem wyjścia z tego gatunku był minimalizm, który zresztą zaczął pojawiać się u mnie wcześniej, na albumie To Tu Orchestra. Dużo się na nim odwołuję do minimalizmu. W Herze wykorzystywaliśmy repetytywne struktury, ale one faktycznie były bardzo dzikie. </p><p>Terry Riley, LaMonte Young stali się moimi nauczycielami. Oczywiście nie dosłownie, bo nigdy ich nie spotkałem, ale ich muzyka była dla mnie drogowskazem do tego, żeby siebie zredefiniować. Chciałem zobaczyć, co mam do powiedzenia w dialogu z samym sobą. Okazało się, że to, co miałem wtedy do powiedzenia, było dużo bardziej subtelne, niż wszystko, co robiłem wcześniej. </p><p><b>Na minimalistycznych strukturach opiera się album LAM czy też twoja współpraca z Kubą Ziołkiem, czyli to nie był do końca dialog z samym sobą.</b></p><p>Faktycznie, zrozumiałem, że nie ma odwrotu i nie mogę wrócić do tego, co robiłem wcześniej. LAM nagrywaliśmy nawet rok przed <i>Lines</i>. Nagraliśmy go, a potem mooryc wziął nasze tracki na warsztat, co zainicjowało naszą współpracę na kolejne lata. Album LAM wyszedł w tym samym roku, co <i>Lines</i>, w 2016. To były moje pierwsze spotkania z Tonn Studio w Łodzi i z niesamowitymi ludźmi, Maćkiem Staniewskim i Krzyśkiem Tonnem oraz ich niezwykłą wiedzą na temat analogowych technik nagrywania. Mają mnóstwo analogowego sprzętu, jak organy Hammonda, w których się zakochałem. </p><p>Lata 2015-2018 to moment, w którym te minimalistyczne struktury były ważne dla wszystkich zaangażowanych w te albumy. No i trans, który w tych strukturach jest. To jest ten wspólny element, który przewija się przez całą moją muzykę.</p><p><b>Kolejny taki przełom w twojej karierze to rok 2020, kiedy wyszedł pierwszy album z Shackletonem, EP z Jamesem Holdenem i <i>Massive Oscillations</i> i <i>Ebbing the Tide</i>. Co cię zachęciło do sięgnięcia po muzykę elektroniczną?</b></p><p><i>Lines</i> ma bardzo elektroniczny charakter, natomiast wszystko jest zagrane ręcznie. Wszystkie kompozycje miałem w głowie i w studiu nagrywałem kolejne ścieżki. Później dwa utwory zmiksowal mooryc, dodając trochę delikatnej elektronicznej magii. Natomiast tym, co mnie zachęciło do pójścia w stronę muzyki faktycznie elektronicznej jest brzmienie. Po prostu zaczęło mnie nudzić brzmienie instrumentów akustycznych. A muzyka elektroniczna otworzyła przede mną zupełnie nowe terytoria. </p><p>Pokochałem pracę w studiu, to siedzenie przed monitorami, wytężanie i ćwiczenie słuchu. Teraz najbardziej interesuje mnie przestrzeń między akustyką a elektroniką. To, co można osiągnąć przetwarzając brzmienie akustyczne i w jaki sposób stworzyć hybrydę maszyny, człowieka i instrumentu.</p><p><b>Coś podobnego robisz na <i>Train Spotterze</i>, gdzie kompozycje zaczęły się od nagrań terenowych z Warszawy, które później mozolnie przetwarzałeś w studiu, jest na niej też klarnet.</b></p><p><i>Train Spotter</i> jest dobrym przykładem na to, jak teraz myślę o swoich solowych występach. To, co gram na żywo, bardzo mocno koresponduje z tym, jak ta płyta brzmi na żywo. Wiadomo, jest bardziej dziko na koncertach, nie jestem ograniczony do formatu płyty, ale brzmieniowo i pod kątem hybrydowosci, <i>Train Spotter</i> jest najbliżej tego, co mnie obecnie interesuje.</p><p><b>Niezwykle transowa jest nowy album z Shackletonem. Skąd pomysł, żeby do duetu doprosić wokalistę, Siddhartę Belmannu?</b></p><p>Sam napisał teksty. Chcieliśmy nadać im formę muzyczną, bo były dla nas inspirujące i piękne. Zostały przełtumaczone na język kannada, śpiewa je Siddharta Belmannu. Wysłaliśmy mu melodie, natomiast to w jaki sposób je zinterpretował przeszło nasze oczekiwanie. Zachwycił nas jego śpiew, jego frazowanie i to jak nasze melodie zabrzmiały w hinduskiej estetyce ornamentacji. Nawiasem mówiąc, Siddharta jest muzykiem hindustani, choć mieszka w Bangalore. To genialny wokalista, który występuje po całych Indiach. Myślę, że za chwilę będzie o nim głośno na cały świecie.</p><p><b>Jak na niego trafiliście?</b></p><p>Giridhar, mój przyjaciel z Saagary, który jest jednym z najwybitniejszych muzyków swojego pokolenia w Indiach, zna wszystkich i grał ze wszystkimi i to on polecił mi Siddharthę. Osobiście z Siddhartą jeszcze się nie spotkaliśmy, nasza praca na razie jest całkowicie zdalna. </p><p><b>A z Holdenem coś planujesz kolejne albumy?</b></p><p>Zeszłego lata nagraliśmy nowy materiał, na którym musimy jeszcze trochę popracować. Mamy sześć kompozycji, czyli materiał na album. James wydał teraz swoją solową płytę, jest z nią w trasie, więc na wspólny album musi trochę poczekać. </p><p><b>Jak łatwo ci się przeskakuje między współpracami?</b></p><p>Bardzo łatwo, co jest pokłosiem lat grania free jazzu. Grałem z wieloma ludźmi, w rozmaitych konfiguracjach. Często bywało tak, że nawet nie mieliśmy próby, tylko szliśmy na obiad, a potem od razu wchodziliśmy na scenę. Pierwsze dźwięki, które razem wydobywaliśmy były już na scenie. To już część mojej rutyny pracy, żeby odnajdywać się w każdej rzeczywistości muzycznej. Do tego studiowanie różnych rzeczy od klasyki oraz granie z różnymi muzykami jazzowymi, którzy wywodzili się z różnych tradycji. Tak mnie to ukształtowało, że elastyczność jest częścią mojej praktyki.</p><p>Teraz za to dużo lepiej wiem, jaką muzykę chcę grać i z jakimi muzykami chcę to robić. James i Sam to jedni z nich.</p><p><b>Czy teraz więcej planujesz?</b></p><p>Tak, bardziej planuję swoje aktywności. Życie jest dosyć krótkie i chcę po prostu robić takie rzeczy, które mają dla mnie w 100% znaczenie i są tym, co chcę powiedzieć. To założenie sprawia, że muszę się ograniczać. </p><p><b>Wcześniej zdarzało się, że robiłeś rzeczy, do których nie byłeś przekonany?</b></p><p>Nie ma takiego materiału, co do którego w momencie wydania nie byłem przekonany w 100%. Natomiast dzisiaj nie byłbym w stanie funkcjonować w takim chaosie jak kiedyś. Wtedy tego potrzebowałem, żeby angażować się w dużo różnych rzeczy, a dzisiaj czuję, że jestem innym człowiekiem, inne rzeczy mnie interesują.</p><p>To nawiązanie do tego, co mówiłem wcześniej, że nie ma powrotów. Podpisuję się jednak pod każdym projektem, choć z perspektywy czasu słyszę, że miks mógł być inny albo niektóre utwory mógłbym rozwinąć inaczej. Jednak było to najlepsze, co w tamtym momencie mogłem zrobić. To zapiski z etapów mojego życia.</p><div><br /></div>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-720407016395230212023-11-26T23:03:00.002+01:002023-11-26T23:03:22.207+01:00Życie po śmierci<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg7gMHb3q27x4Z1ONLqEhaKdBImZjUklzacy3zGTq7Jl_wLV-_zblTT_E23J6klTrgoS43m6Ps2C2vEqgap6XNbXZA2f3ecO-4CnbEpKIgqAH4wa5J0Unp3tHbK_9vM51Fg1pF-JonNXW6MrvrVtuUuLtzEajyywMGdaYuVdltIp51eeY011zOJqdRHVaa_/s4032/20231122_102129.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4032" data-original-width="3024" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg7gMHb3q27x4Z1ONLqEhaKdBImZjUklzacy3zGTq7Jl_wLV-_zblTT_E23J6klTrgoS43m6Ps2C2vEqgap6XNbXZA2f3ecO-4CnbEpKIgqAH4wa5J0Unp3tHbK_9vM51Fg1pF-JonNXW6MrvrVtuUuLtzEajyywMGdaYuVdltIp51eeY011zOJqdRHVaa_/w480-h640/20231122_102129.jpg" width="480" /></a></div><br /><b>W jeszcze najnowszej POLITYCE piszę o książce Piotra Jagielskiego <i>Grunge. Bękarty z Seattle</i>. Zaraz zniknie z kiosków, ale w<a href="https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/2235450,1,grunge-zycie-po-smierci-co-zostalo-po-tym-glosnym-nurcie-w-muzyce.read"> internecie cały czas do poczytania.</a></b><p></p>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-65589328826201866892023-11-09T13:12:00.000+01:002023-11-09T13:12:02.357+01:00Pali się gitara<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1whA7sUg7CUr7zPvvo63n6e8W9A-w0VyFGeDNCWs5cHq__L0QvmU1UAr8nkDMy9uMfv-Pbo-30YancCOZo9cP_LS2X0MsLIMGtSHXzgQSETLqdRfbOZK9WjV4TptNoSsBrJYEZdRUb1XDFcdQ3tG_OyOQ4YNl2hLAsZLa2bhrARnEww9BIKN2PpvYqvpF/s1200/a3107290409_10.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1whA7sUg7CUr7zPvvo63n6e8W9A-w0VyFGeDNCWs5cHq__L0QvmU1UAr8nkDMy9uMfv-Pbo-30YancCOZo9cP_LS2X0MsLIMGtSHXzgQSETLqdRfbOZK9WjV4TptNoSsBrJYEZdRUb1XDFcdQ3tG_OyOQ4YNl2hLAsZLa2bhrARnEww9BIKN2PpvYqvpF/w640-h640/a3107290409_10.jpg" width="640" /></a></div><b><p><b>Dopiero, kiedy wyszedł ten album – pierwszy po
dziesięcioletniej przewie – uświadomiłem sobie, jak bardzo przez ten czas
brakowało mi Marnie Stern i jak bardzo jej rozedrgana muzyka ma
wiele wspólnego ze mną.</b></p></b><p></p><p class="MsoNormal"><b><o:p></o:p></b></p>
<p class="MsoNormal">Marnie wróciła, jakby ta ostatnia dekada, którą spędziła grając
w zespole 8G akompaniującym <i>Late Night</i> Setha Meyersa i zajmując się
rodziną, nigdy się nie wydarzyła. <i><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">The Comeback Kid</span></i><span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;"> (ta fraza nieodwołalnie kojarzy mi się z Sharon Van Etten) to nawet
powrót głębiej w przeszłość, do <i>This Is It and I Am It and You Are It and So
Is That and He Is It and She Is It and It Is It and That Is That </i>czy nawet <i>The
Advance of the Broken Arm</i>, debiutu Marnie. </span>Nie ma jednak mowy o
nostalgicznym powrocie, już w pierwszych słowach <i>The Plain Speak</i> Stern
śpiewa <i>I can’t keep on moving backwards</i>. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Kiedyś pisałem, że Jack White stara się na swoich solowych
płytach zmieścić kilka albumów. Marnie w takich momentach mówi „potrzymaj mi
piwo” i w każdej ze swoich nowych 11 piosenek mieści pomysły, które innym
starczyłyby na cały album albo po prostu prowadzi kilka piosenek naraz. Do tego
szaleńczy shredding, double tapping, śmiganie po gryfie to dla niej drobnostka,
podobnie jak przechodzenie z postpunkowych, łamiących palce riffów po zagrywki,
których nie powstydziłby się Eddie Van Halen. A wszystko na przestrzeni dwóch
minut, czasem nawet mniej. To szaleństwo jest podporządkowane piosenkom, nie
jest popisywaniem się dla samego pokazywania możliwości technicznych – a tych może
jej pozazdrościć w zasadzie każdy gitarzysta dowolnej płci – tylko wynika z –
jasne, nieokiełznanej, może nawet chaotycznej, ale mającej sens – narracji. Nie
są wartością samą w sobie. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Z tymi kilkoma piosenkami naraz to nie żarty. Kilka kontrastujących
ze sobą partii gitary, wychodząca poza schemat perkusja (na której gra Jeremy
Gara z Arcade Fire), dość prosty, ale mocarny bas (jego obsługuje Syd Butler z
Les Savy Fav i kolega Marnie z 8G) i wysoki, świdrujący głos Marnie spełniający
rolę dodatkowego instrumentu. Czasem się wydaje, że każda partia idzie własną drogą,
jak w <i>Working Memory</i>. Czasem z jednego pomysłu pączkują kolejne, kontrastujące
z poprzednimi – to przypadek <i>Plain Speak</i>. Czasem to wszystko dzieje się
naraz, jak w <i>Earth Eater</i> czy <i>One and the Same</i>, który jest jeszcze
na dodatek wyciskaczem łez. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">28 minut. <span lang="EN-US" style="mso-ansi-language: EN-US;">Tyle
trwa <i>The Comeback Kid</i>. </span>Każda sekunda to istny wodotrysk, pędzenie
na złamanie karku, nieoglądanie się za siebie, tylko pęd. Pęd po nowe podniety,
po nowe wrażenie, nowe bodźce. I tu właśnie pojawia się ten osobisty wątek –
muzyka Marnie, szczególnie na najnowszym albumie, jest odbiciem tego, co dzieje
się w mojej głowie. Myśl goni myśl, nowe ważniejsze niż stare, nie ma co się
oglądać za siebie, wszystko dzieje się naraz. Wymyślanie nowych tekstów,
zamiast pisania tych, które wiszą od tygodni. Myślenie o kolejnym tekście w
trakcie pisania poprzedniego. Wszystko wszędzie naraz – to codzienność osób z
ADHD, a tak się składa, że jestem jedną z nich. Mogę więc napisać z całą
odpowiedzialnością, ze <i>The Comeback Kid</i> to ADHD przedstawione w muzyce. I
może dlatego tak do mnie przemawia, a to całe przebodźcowanie, które może być nie
do przebrnięcia, mnie koi. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Przede wszystkim, <i>The Comeback Kid</i> jest świetnie napisana,
najbardziej melodyjna z dotychczasowych płyt Marnie, ale i najdziksza,
najbardziej nieokiełznana. Jakby chciała odrobić te 10 lat spokoju. Nawet nie
wiedziałem, że tak bardzo za Marnie tęskniłem, jak brakowało mi tego jej
muzycznego wariactwa, tej pozytywności, tego szukania piękna w pokrętnych
strukturach. Chyba tylko Deerhoof jeszcze tak potrafi z gitarowych artystów.</p><p class="MsoNormal"><iframe seamless="" src="https://bandcamp.com/EmbeddedPlayer/album=661415382/size=large/bgcol=ffffff/linkcol=0687f5/tracklist=false/artwork=small/transparent=true/" style="border: 0; height: 120px; width: 100%;"><a href="https://marniestern.bandcamp.com/album/the-comeback-kid">The Comeback Kid by Marnie Stern</a></iframe></p>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-76260908404552779502023-11-02T11:20:00.003+01:002023-11-02T11:20:33.524+01:00Na obrzeżach x Radio Kapitał 1 XI 2023<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGXzPRW9ZKrudkjjfrXT_yvAJNz4DtSiaKWd1lOjiv6L4T9SYdH9Aml7tvJLfthABcdE2Yy9O9oEkIkFlZ7B7kk0sbAbNnwh9Ye9MS4g_-pzW4XECgHeL40e_sBTjGjykQUbnepMeiMBLo7c5gy36UKWHpP_Onhi04OAg6ZIQly9GO31yKOXjkwZU8PjDP/s886/ostatni-taniec-na-obrzezach-2023-11-01-record-promo.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="886" data-original-width="886" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGXzPRW9ZKrudkjjfrXT_yvAJNz4DtSiaKWd1lOjiv6L4T9SYdH9Aml7tvJLfthABcdE2Yy9O9oEkIkFlZ7B7kk0sbAbNnwh9Ye9MS4g_-pzW4XECgHeL40e_sBTjGjykQUbnepMeiMBLo7c5gy36UKWHpP_Onhi04OAg6ZIQly9GO31yKOXjkwZU8PjDP/w640-h640/ostatni-taniec-na-obrzezach-2023-11-01-record-promo.png" width="640" /></a></div><p>To nie była łatwa decyzja, ale nadszedł czas pożegnania. I tak, jak audycję zacząłem w 2019 roku od przeglądu ulubionych wydawnictw z tamtego roku, tak teraz kończę ją przeglądem najciekawszych albumów z 2023. Wyszło trochę sentymentalnie, trochę melancholijnie, bo taki mam nastrój. Ostatni raz pojeździmy palcem po mapie. Od Grecji, przez Polskę, Pakistan, Indie, Mali. Sardynię. I już, to naprawdę koniec.</p><p>1. Shackleton & Zimpel feat. Siddhartha Belmannu - <i>Relics of our past</i><br />2. Arooj Aftab, Vijay Iyer, Shaahzad Ismaily - <i>Haseen Thi</i><br />3. Maroulita de Kol - <i>To dendro</i><br />4. Raphael Rogiński - <i>Lyre</i><br />5. Daniela Pes - <i>A te Sola</i><br />6. Bombino - <i>Mes amis</i>
<iframe width="100%" height="120" src="https://player-widget.mixcloud.com/widget/iframe/?hide_cover=1&light=1&feed=%2Fradiokapital%2Fradio-kapita%C5%82-na-obrze%C5%BCach-ostatni-taniec-2023-11-01%2F" frameborder="0" ></iframe>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-850439997399888732023-10-25T09:56:00.005+02:002023-10-25T09:56:56.025+02:00"Chłopi" sieją ferment<p><br /></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEg3DQ1UUVvQd3OyAji0u6Fds3asHf7j80L9FeLoNqgjq_J9kaElCrHV6l4b8GETwIi-bJCGetmfEbuigABzk60UQGos0HirL8AmaEKrbRe-dAA0zXAXfLfZEfD27i1uPjHWLjiOqda7dZz16wR7r2gZCcrmaxjZYTY9bLfkBFNS-vbYLRgcDOVuIhB89Rvp" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="color: black;"><img alt="" data-original-height="637" data-original-width="1760" height="232" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEg3DQ1UUVvQd3OyAji0u6Fds3asHf7j80L9FeLoNqgjq_J9kaElCrHV6l4b8GETwIi-bJCGetmfEbuigABzk60UQGos0HirL8AmaEKrbRe-dAA0zXAXfLfZEfD27i1uPjHWLjiOqda7dZz16wR7r2gZCcrmaxjZYTY9bLfkBFNS-vbYLRgcDOVuIhB89Rvp=w640-h232" width="640" /></span></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i>Napięcie w Ambasadzie Muzyki Tradycyjnej, fot. Piotr Baczewski</i></td></tr></tbody></table><br /><div><b>Skomponowana przez L.U.C.-a ścieżka dźwiękowa do filmu „Chłopi” to ogólnosłowiański amalgamat, a nie muzyka wyrastająca z lokalnej, łowickiej tradycji. W odpowiedzi na nią fundacja Muzyka Zakorzeniona wydała płytę „Chłopi – Wesele Boryny”.</b><p></p></div><div>I właśnie o tym albumie, ale też ich drogach do muzyki tradycyjnej rozmawiam z członkami fundacji - Piotrem Baczewskim, Joanną Skowrońską i Karolem Majerowskim - w <a href="https://www.dwutygodnik.com/artykul/10967-chlopi-sieja-ferment.html">Dwutygodniku</a>.</div>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-43394487736746610452023-09-14T07:49:00.001+02:002023-09-14T07:49:00.135+02:00 Nazwij żałobę, pozwól jej zaśpiewać<p><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhGrn_9zcUMmanJbcq9B0dlHCrmw9lxhGmC4Kd9QoP3tiiyf57o3lqAI_mJP4Wf6GzCtc64Kfy3q9E-Mhq5EwAcPrllM7WQr9GgT1NjlZVZq5sig-75azaAH3RwA2N4j6KUvCGZolkFJI6LHfnsQ1z6w_eQEVoxYg09ageJwiwk7FoaNqrrPVeuimG_esjS" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhGrn_9zcUMmanJbcq9B0dlHCrmw9lxhGmC4Kd9QoP3tiiyf57o3lqAI_mJP4Wf6GzCtc64Kfy3q9E-Mhq5EwAcPrllM7WQr9GgT1NjlZVZq5sig-75azaAH3RwA2N4j6KUvCGZolkFJI6LHfnsQ1z6w_eQEVoxYg09ageJwiwk7FoaNqrrPVeuimG_esjS=w640-h640" width="640" /></a></b></div><b><br /></b><b>Julie Byrne nie wydaje często nowej muzyki. Jej długogrający debiut <i>Rooms with Walls and Windows</i> z 2014 roku to tak naprawdę kompilacja dwóch wcześniejszych EPek. Na nich ambientowe plamy syntezatorów oplatają folkowe partie gitary akustycznej i głęboki, kojący głos Julie. Wydany trzy lata później <i>Not Even Happiness</i> przyniósł amerykańskiej pieśniarce stosunkowy rozgłos. W zasadzie Julie kontynuuje na nim obrany kierunek, ale częściej syntezatory zastępuje sekcja smyczkowa. To muzyka delikatna, przejmująca, zanurzona w amerykańskiej folkowej tradycji z poetyckimi tekstami (co nie powinno dziwić, Julie potrafi recytować wiersze ulubionych poetów z pamięci). Na <i>The Greater Wings</i> kazała czekać sześć lat.</b><p></p><p>Pewnie byłoby krócej, gdyby nie osobista tragedia. Zwykle małomówna w sprawach osobistych, Julie mówi otwarcie mówi o nagłej śmierci współpracownika, przyjaciela i partnera Erica Littmanna. Poznali się na SXSW w 2014 roku, Littmann pracował przy produkcji sesji wideo Julie. “Pokochałam go od razu” mówiła w tym roku Guardianowi. To Littmann stał za za konsoletą podczas nagrywania <i>Not Even Happiness</i>, to z nim pisała piosenki, to on towarzyszył jej na koncertach. </p><p>Pierwsze piosenki powstały długo przed śmiercią Littmanna, jeszcze w 2018 roku. Potem pandemia, która złapała Julie w Kalifornii, to wtedy powstała większośc piosenek. Kiedy można już było podróżować, od razu poleciała do Littmanna, do Chicago, szlifować piosenki, które - w zmienionej formie - trafiły na <i>The Greater Wings</i>. Gdy zmarł, odłożyła je na półkę, nie mogła do nich wrócić, zbyt bolesne przywoływały wspomnienia. Dopiero (a może już?) pół roku po tragedii postanowiła dokończyć pracę nad piosenkami, z towarzyszeniem Aleksa Sommersa, producenta najbardziej znanego ze współpracy z muzykami islandzkimi - Sigur Rós, Pascal Pinon czy Sin Fang. Tę islandzką miękkość i baśniowość - pasującą do muzyki Byrne - Sommers wprowadził naturalnie, wzbogacił paletę brzmieniową. Pojawiające się wcześniej mrugnięcia w stronę Enyi i mistyczności jej muzyki najmocniej pojawiają się w <i>Hope’s Return.</i></p><p><i>The Greater Wings</i> jest zbiorem reminiscencji zwykłych “niezwykłych momentów”, jak śpiewa w utworze tytułowym. Od zawsze tak budowała teksty - poetyckie opisy w zasadzie banalnych wydarzeń, spaceru po lesie, życia w mieście, nocy w trasie. Jest w tych tekstach niezwykła uważność, dostrzeganie symboliki w każdym geście, każdym zdarzeniu. Czas, który Byrne spędziła z Littmannem to był święty czas, którego nie można zapomnieć. Można tylko do niego wracać.</p><p>W całości po śmierci Littmanna powstała tylko <i>Death Is a Diamond</i>, ale cień Erica pojawia się w każdej piosence, nie tylko dlatego, że zdążył zagrać na dziewięciu z nich. <i>You are the family I chose</i> - <i>Jesteś moją wybraną rodziną</i> śpiewa Julie łamiącym się głosem na tle delikatnych, przeplatających się arpeggiów syntezatorów i harfy. Czasem obecność Erica jest powidokiem ulotnej chwili, obrazem uchwyconym kątem oka, jak w <i>Conversation Is a Flowstate</i>. Czasem w centrum jest właśnie ten brak, jak w <i>Portrait of a Clear Day</i>. W zdecydowanie najbardziej filmowym <i>Lightning Comes up From the Ground</i> Littmann jest niczym siła przyrody, na tle narastających smyczków Byrne rozpamiętuje stratę, ale wydaje się z nią pogodzona. Bo przecież strata jest nieodłącznym towarzyszem życia - każdy początek ma w sobie jednocześnie koniec. W tym samym utworze padają najbardziej buntownicze słowa - <i>Death to the old ways</i> - ale zaraz dodaje, <i>czym byłabym bez nich</i>. </p><p>Krytycy porównują <i>The Greater Wings </i>do <i>Carrie & Lowell</i> Sufjana Stevensa czy <i>Skeleton Tree</i> Nicka Cave’a, jednak to splątanie nadziei, pogodzenia, smutku i żałoby najbliższe jest <i>Vulture Prince</i> Arooj Aftab. W <i>Summer Glass</i> śpiewa <i>I want to be whole to risk again</i>, i choć <i>Death Is a Diamond</i> jest wyciskającym łzy pożegnaniem z możliwe, że najważniejszą osobą w życiu Julie, to życie się nie kończy. Zamiast popaść w czarną rozpacz, Julie wybiera odważne skierowanie się w stronę życia i światła. </p><p><br /></p>
<iframe style="border: 0; width: 100%; height: 120px;" src="https://bandcamp.com/EmbeddedPlayer/album=3953038826/size=large/bgcol=ffffff/linkcol=0687f5/tracklist=false/artwork=small/transparent=true/" seamless><a href="https://juliembyrne.bandcamp.com/album/the-greater-wings">The Greater Wings by Julie Byrne</a></iframe>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-23912019382379954702023-09-13T11:58:00.004+02:002023-09-13T11:58:35.466+02:00W środku snów<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyx-CSHEunDapBU2nmKcyQGPgQG2d_PBMMtba10WO_4UDqNEgHViB7bqezChZNzdel0-xRtfFyBAxVtbywnPIPyGBJ7ZQfFUwN9qMxUWup3R78m0JFEEcrmTbJT_JL7khM25s3LUuaH5W12EJRydufnTN_KVnq2uB0yn7KX-F1lIp_WSRBSVmO07__Mrjr/s1200/zimpel%20shackleton%20belmannu.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyx-CSHEunDapBU2nmKcyQGPgQG2d_PBMMtba10WO_4UDqNEgHViB7bqezChZNzdel0-xRtfFyBAxVtbywnPIPyGBJ7ZQfFUwN9qMxUWup3R78m0JFEEcrmTbJT_JL7khM25s3LUuaH5W12EJRydufnTN_KVnq2uB0yn7KX-F1lIp_WSRBSVmO07__Mrjr/w640-h640/zimpel%20shackleton%20belmannu.jpg" width="640" /></a></div><b><p><b>Muzyka Wacława Zimpla na przestrzeni lat zmieniała się jak w kalejdoskopie, muzyk co i rusz wymyśla się na nowo. Jedno, co pozostaje niezmienne to jego fascynacja muzyką indyjską w wielu jej formach. Tą miłością zaraża teraz Sama Shackletona.</b></p></b><p></p><div><a href="https://www.polskieradio.pl/377/7414/Artykul/3240622,w-srodku-snow-shackleton-zimpel-i-siddhartha-belmannu-lacza-sily">W Radiowym Centrum Kultury Ludowej piszę, dlaczego powinniście posłuchać wspólnego albumu Wacława Zimpla, Sama Shackletona i Siddharthy Belmannu.</a></div>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-7253635944418283002023-09-07T11:00:00.003+02:002023-09-07T11:00:29.290+02:00Wieczna podróż<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX2FxZ6Wtu60MJvBGVHH1ogKJtejxZoqoZykGNreitx1JbMNpsw3YyDVlC2cyuVa1ENa3WxoYXuvFh-4ZjTE0Y9k-OlDLlG1AZ5e835YgYOFiGT2SWULeLjukEhyI-mTzt5u1RJbEjNrRk1QSx9Cwb76JvcaLbZ2OnAXGOtYU12lxc2iLbUaDW-PXClZIO/s1200/talan.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX2FxZ6Wtu60MJvBGVHH1ogKJtejxZoqoZykGNreitx1JbMNpsw3YyDVlC2cyuVa1ENa3WxoYXuvFh-4ZjTE0Y9k-OlDLlG1AZ5e835YgYOFiGT2SWULeLjukEhyI-mTzt5u1RJbEjNrRk1QSx9Cwb76JvcaLbZ2OnAXGOtYU12lxc2iLbUaDW-PXClZIO/w640-h640/talan.jpg" width="640" /></a></div><b><p><b>Jedna z teorii – ta najpopularniejsza – o pochodzeniu
Indoeuropejczyków wskazuje na step pontyjski jako to miejsce, w którym narodził
się przodek prawie wszystkich używanych w Europie języków. Raphael Rogiński nad Morzem Czarnym szuka korzeni swoich i uniwersalnych prawd.</b></p></b><p></p><p class="MsoNormal"><b><o:p></o:p></b></p>
<p class="MsoNormal">Raphael zjeździł kraje położne w regionie Morza Czarnego
wzdłuż i wszerz. Jego wybrzeże kolonizowali Grecy, po stepach jeździli Scytowie,
Sarmaci, Hunowie, Madziarzy. Dziś na jego brzegach i okolicach mieszkają Tatarzy
Krymscy, Ukraińcy, Turcy, Rumuni, Bułgarzy, Gruzini, Rosjanie, Abchazowie,
Ormianie. Mozaika narodów, wierzeń i kultur. Kiedyś, gdy je już ujarzmili
Grecy, nazwali je Gościnnym, ale od dwóch ostatnich lat znów stało się areną krwawej
wojny.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Nie dlatego jednak <i>Talàn</i> brzmi tak przejmująco.
Wydaje mi się, że to album, na którym Rogiński mówi wreszcie o sobie bez
żadnych protez – nie chowa się za Bachem, Purcellem, Coltrane’em, nie puszcza oka,
grając chasydzki surf rock. Nie sięga po niguny, muzykę Żydów Jemeńskich. A jednocześnie
to robi, tylko że niebezpośrednio, te wszystkie doświadczenia w nim siedzą. Tutaj
jest sam, tylko z gitarą. Bardziej odsłonić się nie da.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Centrum czarnomorskiego świata dla Raphaela jest Odessa.
Jest nim również dlatego, że to „brama do Azji”, a Rogiński coraz częściej patrzy
i tam, w stronę Kaukazu i dalej, ciągnie go i na step i w irańskie góry. Odessa
jest centrum, bo – <a href="https://polifonia.blog.polityka.pl/2023/09/07/wyprowadzaja-w-pole" target="_blank">jak wyznał Jankowi Błaszczakowi</a> – czuje się w tym
wielokulturowym i wieloetnicznym mieście, jak u siebie. Po prostu.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">W tej wędrówce wokół Morza Czarnego i w głąb siebie, Raphael
sięga też do dalekich geograficznie, ale bliskich sercu bluesa z Delty Missisipi
i hipisowskiego rocka. <a href="https://www.dwutygodnik.com/artykul/10877-przy-ognisku.html" target="_blank">Bartek Nowicki słyszy w <i>Electronie</i> niguny</a>, ja nie
mogę oprzeć się myśli, że Rogiński wplótł w niego króciutki cytat z <i>Paint
It, Black</i> Stonesów; może nawet zrobił w ramach żartu, zabawy ze słuchaczem,
<a href="https://polifonia.blog.polityka.pl/2023/09/07/wyprowadzaja-w-pole" target="_blank">o której wspomina Bartek Chaciński</a>. Blues, ale już ten sahelski, afrykański
pojawia się w <i>Lyrze</i>, która ma w sobie też coś kreteńskiego. Trudno
uchwycić konkretne odniesienia, wszystkie odniesienia i fascynacje zlewają się
w spójną opowieść.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">To opowieść o wiecznej tułaczce, o czuciu się u siebie
wszędzie i nigdzie, o niemożności znalezienia prawdziwego domu. To opowieść niezwykle
intymna, Raphael gra delikatnie, w skupieniu, tłumi struny, jakby chciał wydobyć
z nich szept. To opowieść pełna obrazów – perlącego się słonecznego światła nad
taflą morza, górskich lasów, falującego morza traw, nieuchwytnego horyzontu.
Opowieść o tęsknocie, utracie i bólu i o otrząsywaniu się z nich, życiu dalej; o
przymusie wędrowania – w tym przypomina mi trochę przeczytaną na początku roku,
nie wszędzie udaną powieść<a href="https://www.jailu.com/avant-que-le-monde-ne-se-ferme/9782290374764" target="_blank"> <i>Avant que le monde ne se ferme</i></a>, ale w sumie wzruszającą
historię chłopca, który przeżył Porajmos. Jest w tej muzyce zachwyt, wola życia
i zaduma nad jego kruchością. To wreszcie – jak Żywizna i jej <i>Kurpian Songs</i>
(do dzisiaj najwybitniejsza pozycja w dorobku Rogińskiego) – hołd złożony ziemi
i naturze.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Właśnie do Żywizny najbliżej jest <i>Talàn</i>. Podobnie
zakorzeniona w jednym (choć dużo szerszym) miejscu, zapraszająca „do ogniska”,
podobnie przesycona realizmem magicznym. <i>Talàn </i>oznacza „może”, miriady
możliwości, zawiera w sobie każdy dźwięk. W każdym dźwięku jest zaklęta
historia.<o:p></o:p></p><p class="MsoNormal"><iframe seamless="" src="https://bandcamp.com/EmbeddedPlayer/album=2422093612/size=large/bgcol=ffffff/linkcol=0687f5/tracklist=false/artwork=small/transparent=true/" style="border: 0; height: 120px; width: 100%;"><a href="https://instantclassic.bandcamp.com/album/tal-n">Talàn by Raphael Rogiński</a></iframe></p>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-25138650413935109472023-08-04T12:05:00.001+02:002023-08-04T12:05:09.096+02:00Oczy wiatru<p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEiQWvqyTHfjv6V0NzoI6JX2auI1TU88D3CpT3p_EuaqtvoHtwpKYDFryRe3bNW--tOMFF9Ew9Ny341F17z2zdiVNPXIdciXqvemGKLX21o82ADKZaXzbQ3BcChJrYN71frN5LtgIfnwmspmdzdUkEHAgOwnBI4vWYZETwZVx9tSkvkruZ__oT8AOQ86HD_2" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img alt="" data-original-height="1363" data-original-width="2048" height="426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEiQWvqyTHfjv6V0NzoI6JX2auI1TU88D3CpT3p_EuaqtvoHtwpKYDFryRe3bNW--tOMFF9Ew9Ny341F17z2zdiVNPXIdciXqvemGKLX21o82ADKZaXzbQ3BcChJrYN71frN5LtgIfnwmspmdzdUkEHAgOwnBI4vWYZETwZVx9tSkvkruZ__oT8AOQ86HD_2" width="640" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i>fot. Krzysztof Karpiński dla Up to Date Festival</i></td></tr></tbody></table><br /><b>Donia – artystka woli nie podawać swojego nazwiska – jest uosobieniem współczesnej Francji: pochodzi z wieloetnicznej rodziny (jej ojciec to Kambodżańczyk, a matka – Tunezyjka), dzieciństwo spędziła na Wybrzeżu Kości Słoniowej, młodość dzieliła pomiędzy metropolitarną Francję i Madagaskar. Z każdego z tych miejsc muzyczka czerpie inspirację do tworzenia.</b></p><p><a href="https://czaskultury.pl/artykul/oczy-wiatru/">W Czasie Kultury rozmawiam z Azu Tiwaline, która dopiero co zagrała na UTDF i za krótka chwile wyda swój drugi album. </a></p><p><br /></p>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-49143271486566023462023-07-18T00:29:00.014+02:002023-08-04T11:59:47.424+02:00Magik z Sudanu<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQFPAnbvfSmjNaUBA3ggCv4IFxayULXvYv-hcFvm5eX6dLMEXCjcbxG0E7kjDzyRxEGcNBguEAEHAp09th8og9CWTBNn36Wja8FMAL-13ngJORgBu_d1CwezUlWFs4lvDE-IBr1MSj-7loKwiWs6TPSib0evQZpS2Rj5acTR2vsQ0iyLk0xsBWL4qPdZC2/s1200/obraz_2023-08-01_003047207.png" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQFPAnbvfSmjNaUBA3ggCv4IFxayULXvYv-hcFvm5eX6dLMEXCjcbxG0E7kjDzyRxEGcNBguEAEHAp09th8og9CWTBNn36Wja8FMAL-13ngJORgBu_d1CwezUlWFs4lvDE-IBr1MSj-7loKwiWs6TPSib0evQZpS2Rj5acTR2vsQ0iyLk0xsBWL4qPdZC2/w640-h640/obraz_2023-08-01_003047207.png" width="640" /></a></div><b><p><b>Po zeszłorocznych nagraniach Noori & His Dorpa Band, Ostinato Records wracają do odległych regionów Sudanu. Znaleźli tam magika keyboardu, Jantrę, którego muzyka rozpala lokalne imprezy trwające całe noce.</b></p></b><p></p><div><a href="https://www.polskieradio.pl/377/7414/Artykul/3210330,kosmos-keybord-i-sudan-kim-jest-magik-jantra">W Radiowym Centrum Kultury Ludowej piszę o netypowym debiucie w Ostinato Records.</a></div>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-55363098963241326632023-07-11T21:20:00.001+02:002023-07-11T21:20:20.030+02:00Riddim w Libii<p><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhjl0pXSBOZSnbwRhktf4ZG5q8b4thCeIzDJJYWlunyEagtF3FfByXdrs9yQwhn-MYeHqTylhyFu1KL8nzxzDqHbaIdfqJJIZmrI4jSOVk7gPekwMK2FS2UlVAxk1zkUVNG-fSMQio28ZdnVFMQj6L7Jba2dpBVfJI8LVF4mnvF6ZR1YG2JkaqfZqzxd5Cx" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="" data-original-height="637" data-original-width="1760" height="232" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhjl0pXSBOZSnbwRhktf4ZG5q8b4thCeIzDJJYWlunyEagtF3FfByXdrs9yQwhn-MYeHqTylhyFu1KL8nzxzDqHbaIdfqJJIZmrI4jSOVk7gPekwMK2FS2UlVAxk1zkUVNG-fSMQio28ZdnVFMQj6L7Jba2dpBVfJI8LVF4mnvF6ZR1YG2JkaqfZqzxd5Cx=w640-h232" width="640" /></a></b></div><b><br /></b><b>Reggae dominuje do dziś w libijskim radiu i na YouTube. W przeciwieństwie do często zaangażowanego społecznie jamajskiego grania ta jego odmiana gatunku poszła w ślady lovers' rock, skupiając się przede wszystkim na miłości, złamanych sercach i arabskiej romantyczności.</b><p></p><p><a href="https://www.dwutygodnik.com/artykul/10793-riddim-w-libii.html" target="_blank">W Dwutygodniku piszę o libijskim reggae</a>, a moim przewodnikiem jest Ahmed Ben Ali, jeden z najkreatywniejszych lokalnych muzyków, <a href="https://habibifunkrecords.bandcamp.com/album/habibi-funk-022-subhana" target="_blank">którego nagrania niedawno wznowiła fantastyczna oficyna Habibi Funk</a>.</p>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-2441297276045300352023-07-02T18:04:00.002+02:002023-07-02T18:04:36.193+02:00Anatolijski groove z Małopolski<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjpboHvNdv5L8ILSHf36-YDYuuuWYc_BJ5eVt0i7qYR0eeVuHKAueTecqLV2JDqTl4TLDtSATXwD93yRh6suf_Xd3voH6zncpeErsucVopl04Wd4yisxudbnm7gHZv4dVLXbEZ94ju4ilNFCkz-Mpr583r9h1WdwrS3SCF9O4xiQagI8wt9ZbxVBNtIw4S/s1200/a0956358426_10.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjpboHvNdv5L8ILSHf36-YDYuuuWYc_BJ5eVt0i7qYR0eeVuHKAueTecqLV2JDqTl4TLDtSATXwD93yRh6suf_Xd3voH6zncpeErsucVopl04Wd4yisxudbnm7gHZv4dVLXbEZ94ju4ilNFCkz-Mpr583r9h1WdwrS3SCF9O4xiQagI8wt9ZbxVBNtIw4S/w640-h640/a0956358426_10.jpg" width="640" /></a></div><b>Aż chce się napisać "Polacy nie gęsi i swój turecki revivalowy zespół mają". I to jaki.</b><p></p><p>MLDVA pierwotnie byli duetem didżejskim Tomasza Jureckiego i Grzegorza Dąbka, którzy wyspecjalizowali się w graniu setów z muzyką grecką i turecką. Z tej fascynacji przyszła potrzeba założenia zespołu, już nie tylko selekcjonowania, ale też grania klasyków. Do Jureckiego i Dąbka dołączyli grający na Rhodesie Wojciech Długosz, perkusista Szymon Piotrowski oraz - a może przede wszystkim - dwóch Turków - gitarzystę/baglamistę Çınara Timura i wokalistę Ulaşa Çıbuka. Więcej o samej historii MLDVA pisałem w drugim (i ostatnim) numerze Nowej Magnetofonowej prawie dwa i pół roku temu. Już wtedy mieli nagrany materiał, jednak musiał odczekać cały ten czas, aż w końcu ukazał się w londyńskiej oficynie Shapes of Rhythm, która wyjątkowo upodobała sobie Polaków - wydali i dwie pierwsze płyty Gaijin Bues, i Sneaky Jesus. </p><p>MLDVA, podobnie jak Altın Gün postawili (przynajmniej na razie) na granie ludowych i rockowych klasyków. Podchodzą do nich jednak z zupełnie innej strony. Holendrzy - z krótką przerwą na <i><a href="https://www.polskieradio.pl/377/7414/Artykul/2689201,Turecka-postmoderna-z-Amsterdamu-Altın-Gün-Yol" target="_blank">Yol</a></i> i <i><a href="https://www.naobrzezach.pl/2021/08/altin-gun-alem.html" target="_blank">Alem</a> - </i>starają się dość wiernie trzymać psychfolkowej estety lat 60. i 70., dodając trochę więcej funkowego groove'u. Derya Yıldırım & Grup Şimşek z kolei grają bardzo rozwlekle, hipisowsko. MLDVA wchodzi bez trzymanki w rozbujany funk, mocny groove i pełne, okrągłe brzmienie prosto z boombapowego Nowego Jorku i gfunkowego Los Angeles. Co nie może dziwić, w końcu wychowali się na rapowych klasykach.</p><p>Mnóstwo jest w tej muzyce luzu, jeszcze więcej tańca, wychodzi to ich klubowe doświadczenie. Doskonale wiedzą, do czego nóżka sama chodzi. Do tego to potężne brzmienie, tłuściutkie, ociekające basem, ale perfekcyjnie selektywne, lekkostrawne. Chyba najlepiej słychać to w <i>Adımız Miskindir Bizim</i>. Bas, którego nie powstydziłby się Funkadelic George'a Clintona, lekko nerwowy, prowadzi cały utwór. Nad nim króluje Ulaş wchodzący w tradycyjnie brzmiące melizmaty oraz wykręcający wirtuozerską (ale nie przegadaną) solówkę Długosz. Inny zdecydowany faworyt to nagrany na setkę w krakowskim Chederze <i>Ölüm Allah'ın Emri</i> z repertuaru Barışa Manço. Jest w nim i space rock, i stoner, potężny bas, obezwładniające bębny, kwaśne syntezatory. I jak to wszystko wspaniale razem jedzie.</p><p>W instrumentalnym medleyu <i>Zülüf Dökülmüş Yüze / Kozan Dağı</i> najbrzdiej błyszczy Timur, który pokazuje pełnię możliwości mikrotonalnej gitary (i robi to dużo lepiej niż King Gizzard). Pięknie gra unisono z Długoszem i Çibukiem w <i>Sarı Çizmeli Mehmet Ağa</i>. Drugi instrumentalny utwór <i>Bir Adım Öte </i>to idealny plażowy letniaczek. Do słuchania na stambulskim wybrzeżu Morza Czarnego przy zachodzącym słońcu. W nim MLDVA pozwala sobie na najwięcej solówkowej swobody.</p><p>Swoboda w podejściu do wykonywania klasyków sprawia, że debiut krakowiaków jest tak dobry. Grają po swojemu, ale z szacunkiem. Nie unowocześniają klasyki na siłę, nie rekonstruują jej, po prostu bawią się tymi piosenkami. Nadają im nowych kolorów, patrzą na nie z innej perspektywy. Oryginalność podejścia nie jest wymuszona, przychodzi im naturalnie. I to po prostu słychać.</p>
<iframe seamless="" src="https://bandcamp.com/EmbeddedPlayer/album=801213041/size=large/bgcol=ffffff/linkcol=0687f5/tracklist=false/artwork=small/transparent=true/" style="border: 0; height: 120px; width: 100%;"><a href="https://mldva.bandcamp.com/album/mldva-nar-timur-2">MLDVA & Çınar Timur by MLDVA</a></iframe>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-30986841322525605042023-06-26T17:28:00.004+02:002023-06-26T17:28:29.502+02:00Dźwięki Beludżystanu<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiR7lgfejqwm_IKsY2ZSjDyr93L4bkAW2VjAbBAuranBwXlqZBtHwR2RNIat1d0EUAHjyWdaHpg1Jp77rBNwEGqpju_xHON1y7zk9Mhahjn_QhUel8o3Zy5TeGb9bT4vJqTbq6Is5wysWbYdchySatqbdboufpdUcoQVenBIuZme8NwmdvcAZn4ck9CNm17/s1200/a3197978800_10.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiR7lgfejqwm_IKsY2ZSjDyr93L4bkAW2VjAbBAuranBwXlqZBtHwR2RNIat1d0EUAHjyWdaHpg1Jp77rBNwEGqpju_xHON1y7zk9Mhahjn_QhUel8o3Zy5TeGb9bT4vJqTbq6Is5wysWbYdchySatqbdboufpdUcoQVenBIuZme8NwmdvcAZn4ck9CNm17/w640-h640/a3197978800_10.jpg" width="640" /></a></div><br /><p><b>Ciekawie plotą się losy instrumentów. Dziecięca zabawka z Japonii stała się ważnym instrumentem w muzyce Beludżystanu, regionu położonego po drugiej stronie Azji. Jego wirtuoz stał się światową sensacją</b></p><p>Benju - tak nazywa się ten instrument - to rodzaj klawiszowej cytry. Wywodzi się z taishōgoto, zabawkowego instrumenty wynalezionego na początku XX wieku. Stosunkowo prosta w obsłudze cytra dotarła najpierw do kontynentalnej Azji Wschodniej, stamtąd do Pendżabu, gdzie do dziś jest używana pod nazwą Bulbul tarang (co oznacza dosłownie fale słowików w nawiązaniu do wysokiego, przypominającego ptasi trel brzmienia). Z Pendżabu do Beludżystanu, pogranicza Pakistanu, Iranu i Afganistanu jest już stosunkowo niedaleko. I tak taishōgoto trafiła na wybrzeże Makranu nad Oceanem Indyjskim, gdzie urosła do metra długości, dostała dodatkowe struny i nową nazwę. </p><p>Spodobała się muzykom ludowym, zawsze otwartym na nowinki i jako benju zajęła ważne miejsce w lokalnej muzyce. Najnowszą sławę benju przyniósł Ustad Noor Bakshsh, muzyk znany w całym regionie. Ustad, czyli mistrz, nie ma większego wyróżnienia w południowoazjatyckiej kulturze muzycznej. Bakshsh poza Pakistanem zyskał rozpoznawalność dzięki mediom społecznościowym, gdzie pojawiały się fragmenty jego koncertów. Po ich zobaczeniu, do Pasni, miasteczka niepodal irańskiej granicy, wybrał się Daniyal Ahmed, pakistański muzykolog i tam właśnie, w rodzinnych stronach Bakshsha powstała Jungul.</p><p>Beludżystan jest regionem nie tylko pogranicza, ale skrzyżowania szlaków handlowych. W tamtejszej muzyce i kulturze współistnieją elementy arabskie, indyjskie, perskie, kurdyjskie, turkmeńskie, wschodnioafrykańskie. Położenie wybrzeża Makran między Zatoką Omańską, Morzem Arabskim a Indiami sprawia, że od tysięcy lat jest to węzeł, w którym spotykają się kultury z prawie całej Eurazji. I to słychać w muzyce Bakhsha. Gra melodie kurdyjskie, gra perskie, sięga po indyjskie ragi, rytmy przypominają tanzański taarab. Benju w jego rękach - zelektryfikowane przez samego muzyka, który znalazł odpowiednio mały wzmacniacz na targu w Karaczi - zmienia się w wirtuozowski instrument. czasem przywodzi na myśl mandolinę, czasem Bakshsh gra, jakby był Tuaregiem, jak w utworze tytułowym. Czasem gra, jakby śpiewał, jak w Manj. Wysokie dźwięki benju są słodkie niczym miód, słychać jego zabawkowe pochodzenie, ale jest tu i śpiew ptaków, i góry, i morze. Jest i zwykła radość z grania, radość dzielenia się pięknem.</p><p><iframe seamless="" src="https://bandcamp.com/EmbeddedPlayer/album=3175245492/size=large/bgcol=ffffff/linkcol=0687f5/tracklist=false/artwork=small/transparent=true/" style="border: 0; height: 120px; width: 100%;"><a href="https://honiunhoni.bandcamp.com/album/jingul">Jingul by Ustad Noor Bakhsh</a></iframe></p><p><i>Ustad Noor Bakhsh zagra 4 lipca w Pardon, To Tu. Będzie to pierwszy koncert artysty w Polsce. <a href="https://pardontotu.pl/event/ustad-noor-bakhsh-pakistan-pierwszy-i-jedyny-w-polsce-koncert/?event_date=2023-07-04" target="_blank">Bilety jeszcze są.</a></i></p>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-16563682528339333832023-06-11T19:23:00.006+02:002023-06-13T20:13:04.498+02:00Niebo ma wszędzie ten sam kolor<p><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhOJzYEb9jdziTLuOxfyslCNSD6K2l8RwUOvYnO9_-CKOKLXzgHxrIFZs7Unx_5fTh9H56F-zvvIw3t3DHO0YIbtXqMoH7WOOJbCH5s3o7Hd7GC91hPebgJAXTLaLzKzd41lRGRZgj-Ej_SWV16N_I6pBauzVVG4R8MxyxmFn2w4bTd5nFDbqLKIDZKXw" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhOJzYEb9jdziTLuOxfyslCNSD6K2l8RwUOvYnO9_-CKOKLXzgHxrIFZs7Unx_5fTh9H56F-zvvIw3t3DHO0YIbtXqMoH7WOOJbCH5s3o7Hd7GC91hPebgJAXTLaLzKzd41lRGRZgj-Ej_SWV16N_I6pBauzVVG4R8MxyxmFn2w4bTd5nFDbqLKIDZKXw=w640-h640" width="640" /></a></b></div><b><br /></b><b>Do wzruszającej muzyki</b><b> Kayhan Kalhor i Toumani Diabate</b><b> znaleźli poruszającą historię. Tytuł albumu oraz poszczególnych fragmentów pochodzą z wiersza Mehdiego Akhavana-Salesa, ukochanego dwudziestowiecznego poety Kalhora. To opowieść o wyborze i o podróży, o byciu w wiecznym ruchu. O migracji. 2016 rok to jeden ze szczytów europejskiego kryzysu migracyjnego. “The Sky Is The Same Colour Everywhere” jest głosem dla tych, którzy opuścili swój dom w poszukiwaniu lepszego życia, dla tych, którzy to życie stracili i dla tych, których marzenie się nie ziściło. To także głos przeciwko granicom. Bamako i Teheran dzielą tysiące kilometrów, ale niebo ma wszędzie taki sam kolor.</b><p></p><p><a href="https://www.polskieradio.pl/377/7414/Artykul/3184712,Niebo-ma-wszedzie-taki-sam-kolor-Kayhan-Kalhor-i-Toumani-Diabaté-z-nowa-plyta" target="_blank">O wyjątkowym spotkaniu wirtuozów dwóch moich ukochanych tradycji muzycznych - perskiej i mandinge - piszę w Radiowym Centrum Kultury Ludowej.</a></p>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-75854736222586340542023-05-19T11:44:00.001+02:002023-05-19T11:44:36.759+02:00Na obrzeżach x Radio Kapitał 17 V 2023<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5SnXg2Ouq1LvValQ53zVKD1FuKhKMaXc7VkBALOKc0OmgyXFCgqSHwTA2Bc2TlN53jCqH3E6eOu1wjiqxgImwwZVezG-iKqC7mA_skGvzXfPOlKltNT0gKesU6yGeZ_7JWDy-IDt3lAmAnNVX_NkrPZYfr3roNEgtyDccROQFzy_s4lDU311xEUWZuw/s886/82-na-obrzezach-2023-05-17-record-promo.png" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="886" data-original-width="886" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5SnXg2Ouq1LvValQ53zVKD1FuKhKMaXc7VkBALOKc0OmgyXFCgqSHwTA2Bc2TlN53jCqH3E6eOu1wjiqxgImwwZVezG-iKqC7mA_skGvzXfPOlKltNT0gKesU6yGeZ_7JWDy-IDt3lAmAnNVX_NkrPZYfr3roNEgtyDccROQFzy_s4lDU311xEUWZuw/w640-h640/82-na-obrzezach-2023-05-17-record-promo.png" width="640" /></a></div><br /><p>Spotkanie muzyki z Iranu i Mali, Indii i Niemiec, Indonezji i Gambii, Pakistanu i Stanów. W programie wyjątkowo piękne i wyjątkowo długie utwory, a i ja jestem wyjątkowo rozgadany.</p><p>1. Kayhan Kalhor & Toumani Diabate - <i>The Path of No Return</i><br />2. Arooj Aftab, Vijay Iyer, Shahzad Ismaily -<i> Eyes of the Endless</i><br />3. MD Pallavi & Andi Otto - <i>An Unwritten Word</i><br />4. Suarasama - <i>Untukmu Yang Berperang</i></p><p><iframe frameborder="0" height="120" src="https://www.mixcloud.com/widget/iframe/?hide_cover=1&light=1&feed=%2Fradiokapital%2Fradio-kapita%C5%82-na-obrze%C5%BCach-82-2023-05-17%2F" width="100%"></iframe></p>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-87351520170328104592023-05-18T00:16:00.003+02:002023-06-05T09:58:25.342+02:00Jak dym<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiR1hjysrEmLT4ZrfyHx3xmnCimFbvASAdTvdvCDZNAS3oEPN9RVB6BA45qoQ5Zujs67VZ2LGzXXr6dlxNNwVq8LqkB0Fg1crhCrycjOmcKw4Pz8hjlI5aaMvon_qvzP6dI1-mm99s4oRX01uWXAD4LxdbeFFx8se2qJCaGjfRomTOPo7GlnWFtFbq2NQ/s1200/love-in-exile-b-iext128395577.webp" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiR1hjysrEmLT4ZrfyHx3xmnCimFbvASAdTvdvCDZNAS3oEPN9RVB6BA45qoQ5Zujs67VZ2LGzXXr6dlxNNwVq8LqkB0Fg1crhCrycjOmcKw4Pz8hjlI5aaMvon_qvzP6dI1-mm99s4oRX01uWXAD4LxdbeFFx8se2qJCaGjfRomTOPo7GlnWFtFbq2NQ/w640-h640/love-in-exile-b-iext128395577.webp" width="640" /></a></div><b><p><b><br /></b></p>Za mniej niż tydzień miną dwa miesiące od premiery <i>Love in Exile</i>, a ja nie napisałem o niej ani słowa. Nie dlatego, że nie próbowałem, ani dlatego, że uważam, że nie warto o niej pisać, że mi się nie podoba (a wiadomo, że po pierwsze łatwiej z sensem pochwalić niż zganić). Nie, to album wybitny, często do niego wracam. Po prostu, nie wiem, jak go ugryźć, jak się z nim zmierzyć, by nie wyszło zbyt banalnie albo zbyt pretensjonalnie. I tak siedzę, piszę i wykreślam kolejne zdania. </b><p></p><p>Trudno zmierzyć się z <i>Love in Exile</i>, bo to muzyka paradoksów, złożona w swojej prostocie. Nie jest to jazz, jak by chcieli zachodni recenzenci. Nie jest to do końca ambient, za dużo się dzieje. Nie są to wreszcie ragi, bo dzieje się za mało, choć w kilku momentach słyszę podobieństwa do <a href="https://www.polskieradio.pl/377/7414/Artykul/2790702,Arushi-Jain-Under-the-Lilac-Sky" target="_blank"><i>Under the Lilac Sky</i> Arushi Jain</a>. To muzyka odległa od tego, co robi na co dzień Vijay Iyer, ale dość bliska Ismaily’emu i Aftab. </p><p>Dość naturalnym punktem odniesienia jest <i><a href="https://www.dwutygodnik.com/artykul/10258-wplyw-genzetow.html" target="_blank">Vulture Prince</a></i>. Obie płyty są podobni minimalistyczne, z wiodąca rolą głębokiego jak ocean głosu Arooj. Różnią się przede wszystkim tym, że<i> Love in Exile</i> to album tria. Jako trio Love in Exile Iyer, Ismaily i Aftab występowali jeszcze w nowojorskich klubach. Grali wtedy między innymi utwory, które później trafiły na Vulture Prince w zupełnie innych aranżacjach. Żaden z nich nie trafił na ten album, sześć kompozycji wywiedli ze wspólnej improwizacji. W przeciwieństwie do jazzu nie ma tu miejsca na pełne dźwiękowych fajerwerków solowe popisy. </p><p>Sami muzycy w wywiadach naprowadzają na trop ćwiczeń ze słuchania. Słuchali siebie nawzajem, to muzyka powstała z interakcji. Może dlatego głos Aftab pojawia się nieregularnie, trzeba na niego czekać, jak w <i>To Remain/To Return</i>, kiedy pojawia się dopiero po trzech minutach. Nigdy nie dominuje, jakby sama słuchała powolnych zamyślonych fraz Iyera przemieszczającego się między fortepianem Steinwaya a organami Rhodesa. Fraz, które powstają w niemal ciągłym dialogu z oszczędnym basem Ismaily’ego, który gra tak, jakby wahał się, czy iść w lekki groove, czy drony. Kiedy wybiera te drugie, ciągnie całość w stronę Indii, przecież tam bez dronu nie da się grać muzyki klasycznej.</p><p>I wreszcie Arooj. Gdy już się pojawi, jej głos jeszcze bardziej piorunujące wrażenie niż na <i>Vulture Prince</i>. Choć śpiewa bardzo podobnie, ślizgając się glissandami po sylabach urdu. Robi to jednak bardziej zdecydowanie, z większą pewnością, ale nadal zwiewnie. Teksty to raczej powtarzane pojedyncze frazy czy słowa. Abstrakcja, nie narracja. Aftab chciała się pobawić sylabami urdu, mówi, że żaden język nie ma ich tak pięknych. Kiedy tak śpiewa, wierzę jej. Abstrakcja nie wyklucza emocji, a one aż bulgoczą pod powierzchnią. Może dlatego, że czytam teraz o tym książkę, w samym tytule <i>Love in Exile</i> słyszę Podział Indii (ciekawe, że w polskiej Wikipedii nie znajdzie się artykułu o tym wydarzeniu). Echa tego krwawego, ostatniego tchnienia brytyjskiej władzy w Indiach są słyszalne do dziś, możliwe, że słychać je i tu. Aftab i Ismaily mają pochodzenie pakistańskie, możliwe, że ich rodziny, jak miliony innych zostały rozdzielone granicą.</p><p>Nie ma na <i>Love in Exile</i> ani jednego zbędnego dźwięku. Umiejętnie grają ciszą, czasem i przestrzenią. Rozciągają ten czas, aż wydaje się, że wcale nie płynie. Jednocześnie jest to muzyka zwiewna, rozmywająca się niczym senne marzenie, zostawiające niejasne wrażenie po przebudzeniu. Rozwiewająca się niczym dym w słońcu.</p><p>W jednym z wywiadów, udzielonych jeszcze przy okazji <i>Vulture Prince</i> Arooj opowiadała o porzuceniu ego. O tym samym mówił mi Ali Riaz Baqar, kiedy rozmawialiśmy w sierpniu zeszłego roku. Tylko porzucając ego można tworzyć prawdziwą sztukę. I właśnie tak tutaj jest.</p><p><iframe allow="autoplay; clipboard-write; encrypted-media; fullscreen; picture-in-picture" allowfullscreen="" frameborder="0" height="152" loading="lazy" src="https://open.spotify.com/embed/album/0nP1MzWoPnLfLglLS0v4CQ?utm_source=generator" style="border-radius: 12px;" width="100%"></iframe></p>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-2889194997736622982023-05-15T21:52:00.001+02:002023-05-15T21:52:34.828+02:00Historia pewnej znajomości<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilS5ePXowSXtICdsiKCsnaiMp5rgNyH4ejVI-n7cJQgfPWT1I2OPnrZ3phXwiFv0HsJW0TVmpHwEfm_i8x7DmIoH-oz9blcC8pUBiS_Qug_UIGcJSZVgIj9h5LlCpOs7SzE_Uequrqupjg-zl1zwrTJFgOm2gRhifBCWyOr1bq9TIe_9QAXaGoggrVPg/s4032/20230510_100234.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4032" data-original-width="3024" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilS5ePXowSXtICdsiKCsnaiMp5rgNyH4ejVI-n7cJQgfPWT1I2OPnrZ3phXwiFv0HsJW0TVmpHwEfm_i8x7DmIoH-oz9blcC8pUBiS_Qug_UIGcJSZVgIj9h5LlCpOs7SzE_Uequrqupjg-zl1zwrTJFgOm2gRhifBCWyOr1bq9TIe_9QAXaGoggrVPg/w480-h640/20230510_100234.jpg" width="480" /></a></div><br /><p><b>Kiedyś, dawno temu, Gazeta Magnetofonowa miała dział "Historia pewnej znajomości", w którym pisaliśmy o różnych współpracach między polskimi i zagranicznymi muzy(cz)kami. Dołożyłem do niego kilka cegiełek. A teraz pod tym samym tytułem wyszedł mój tekst o tym, jak Jaubi i EABS spotkali się, pograli w Pakistanie i Polsce i nagrali wspaniały album I<i>n search of a better tomorrow</i>. Ale też o tym, ile pracy Astigmatic Records stało za tym, żeby zainteresowały się tą muzyką Guardiany i Piczforki tego świata. Przepytuję Marka Pędziwiatra, Alego Baqara, Sebastiana Jóźwiaka i Marcina Piechowaka. A wszystko na 9 minut czytania. Do poczytania jeszcze dzisiaj w papierowej POLITYCE i <a href="https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/2211538,1,swiatowy-fenomen-a-u-nas-znany-slabo-polski-zespol-jazzowy-z-pakistanskim-triem.read">cały czas w internecie</a>.</b></p><p><br /></p>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8419317435803051575.post-33751173648381215282023-04-24T14:13:00.004+02:002023-04-25T12:05:34.009+02:00Więcej odwagi<p style="margin-bottom: 0cm;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEho8wYdplolgD2mZtLYyYRRmYOtLyBnr7yprVIvYk2YFazzoQNhTumVIT51r43ZO3qEFzC2bzRqhcHjGdiItOg3A7YWkP8WoLDoNSlOw2tHBd8G0jf9UQszl2tPvST4aNlJou68s4592ZpJfAVE7yGcMqsKTZcCw1Wgr7a405lPYLKIhL4PS1GV1hUagQ/s4032/20230422_212958.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4032" data-original-width="3024" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEho8wYdplolgD2mZtLYyYRRmYOtLyBnr7yprVIvYk2YFazzoQNhTumVIT51r43ZO3qEFzC2bzRqhcHjGdiItOg3A7YWkP8WoLDoNSlOw2tHBd8G0jf9UQszl2tPvST4aNlJou68s4592ZpJfAVE7yGcMqsKTZcCw1Wgr7a405lPYLKIhL4PS1GV1hUagQ/w480-h640/20230422_212958.jpg" width="480" /></a></div><br /><b><br /></b><p></p><p style="margin-bottom: 0cm;"><b>Wróciłem z Next Fest, chyba nie tylko
duchowego następcy Spring Breaka. Na poprzednie wcielenie
poznańskiego showcase'u nie trafiłem, więc porównywać ich nie
będę. Trochę przemyśleń mam, trochę ponarzekam – ale mam
nadzieję, że nie przesadnie.</b></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;">Do rozkopanego Poznania dotelepałem
się w czwartkowy wieczór na tyle późno, że na żadne koncerty
nie dotarłem. A, jak widzę po relacjach, był to najmocniejszy
repertuarowo dzień festiwalu. No cóż, obiecuję poprawić się w
przyszłym roku.</p>
<p style="margin-bottom: 0cm;">Jako się rzekło, Poznań cały w
remoncie, zasieki poustawiane chyba na każdej ulicy w centrum,
tramwaje omijają je szerokim łukiem. W zasadzie można poruszać
się tylko pieszo, uważając na płoty, dziury i nierówności.
Stuknęło mi 42 tysiące kroków w dwa dni. Czasem robionych
niepotrzebnie, bo w piątek wyszedłem z koncertu Kamila Husseina
(nie jakiegoś specjalnie wybitnego czy zajmującego, zresztą do tej
kwestii zaraz wrócę) w Tamie, by potem czekać pół godziny w
kolejce do Blue Note, gdzie zdążyłem obejrzeć pięć minut
Jazxing. Może to i lepiej, że tylko to tyle, bo ich propozycja
zupełnie do mnie nie trafiła. Dużo lepiej wypadły następnego
dnia Jeże Orueńskie poruszające się w podobnych, lekko jazzowych,
lekko tanecznych, wodotryskowych klimatach.</p>
<p style="margin-bottom: 0cm;">Nie widziałem tak dużo koncertów,
jak bym chciał. Trochę dziwnie organizatorzy skonstruowali czasówkę
scen. Jest ich chyba z 15, ale na każdej maksymalnie cztery
koncerty. Trudno zobaczyć więcej niż kilka występów jednego
dnia, tym bardziej, że ruszają dość późno i kończą dość
wcześnie. Chociażby w sobotę koncerty mogłyby się zaczynać
wczesnym popołudniem i kończyć po 22, ale rozumiem, że trzeba
było godnie pożegnać KAMP!</p>
<p style="margin-bottom: 0cm;">W lineupie brakowało mi odwagi,
większość artystów – jak wnioskuję z festiwalowej playlisty –
gra korpoalternatywę z majorsów albo rozpaczliwie próbuje wpisać
się w algorytmy serwisów streamingowych. Może jestem zbyt surowy,
może po prostu szukają jeszcze swojej drogi – to przecież w
znakomitej większości debiutanci – ale wtedy przydaliby się na
festiwalu muzycy, którzy pokazują, że da się iść własną
ścieżką. Że nie trzeba być zapasową Hanią Rani, Gabrielem
Fleszarem 2.0, kolejną Brodką/Nosowską/Kortezem w spódnicy, nową
sanah. Brakowało mi przedstawicieli małych labeli, nie było nikogo
z Thin Man Records, a przecież Robert wyłapuje najlepsze rzeczy,
które dzieją się piosenkach. Dziwił brak choć jednego
okołoeabsowego zespołu, a przecież prosiło się o Zimę Stulecia.
Brakowało sięgnięcia po enjoy life, po artystów, którzy jakoś
bawią się piosenkowa formą. A może po prostu w większości
podejmowałem złe wybory.</p>
<p style="margin-bottom: 0cm;">Świadomie unikałem koncertów
najbardziej znanych artystów, w końcu nie po to jeździ się na
showcase'y, żeby zobaczyć, co nowego przygotowała Nosowska.
Zachwycili za to Hinode Tapes swoją wizją muzyki wschodu słońca,
ale przecież znałem ich wcześniej. Podobnie Nene Heroine,
żartobliwie ochrzczeni „trójmiejską Niechęcią”. Oba te
trójmiejskie składy zagrał w Dublinerze, miejscu, w którym za
wiele nie widać, ale na szczęście słuchać było całkiem dobrze.
W tym samym pubie, hm, miło i zwiewnie zagrała Ola Myszor.
Prawdziwym zaskoczeniem była Feral Atom, opis mnie zainteresował na
tyle, żeby pójść do Dragona i zostałem cały koncert. Było
zwiewnie, onirycznie, trochę westernowo, z odrobiną psychodelii i
mnóstwem pogłosu. Co prawda, w jedynym kawałku z polskim tekstem
za bardzo słychać było wieczny powrót lat 80. i trochę mnie
zmęczyło, ale to był wyjątek. Poza tym solidny <i>halfway-core</i>,
zresztą jest z tego samego miasta, co nieodżałowany festiwal.
Nastawiałem się na koncert Małgoli, No, ale mam takie same
przemyślenia, co Jacek Świąder – <a href="https://ktosruszalmojeplyty.com/milczace-trojmiasto-i-scena-piosenkowa-next-fest-21-4-23/" target="_blank">za dużo w tym olewki i chaosu</a>.</p>
<p style="margin-bottom: 0cm;">Prawie
w tym samym momencie, kiedy kolejne Fryderyki zgarniał ZPiT Śląsk,
za niewielką baterią samplerów, efektów i padów stanął Naphta. Docisnął
jeszcze więcej basu, jeszcze mocniej splótł muzykę ludową z
klubową. Nikogo nie udawał, choć taka muzyka idealnie wpasowuje
się w światowe trendy. Trochę mi głupio że na festiwalu, na
którym powinny liczyć się przede wszystkim odkrycia, najbardziej
podobał mi się występ artysty, którego dobrze znam. </p><p style="margin-bottom: 0cm;">O, właśnie - brak większej liczby przedstawicieli sceny folkowej, czy muzyków odwołujących się do tradycji był największą bolączką Next Fest. Mam świadomość, że można to napisać o prawie każdym innym festiwalu, w przeciwieństwie do innych krajów, ten rozziew jest w Polsce coraz większy. Idziemy pod prąd trendom i w tym wypadku jest to droga w złą stronę. To jednak zagadnienie na więcej niż jeden tekst.</p>
<p style="margin-bottom: 0cm;">Mimo
tego narzekania, to nie był stracony czas. Może Next Fest
potrzebuje trochę czasu, żeby wykrystalizować swoje pomysły, to w
końcu pierwsza edycja (nawet jeśli to nie do końca prawda). Może
taki bezpieczny rozbieg był im potrzebny. A za rok oby pokazali, że
polska młoda muzyka ma wiele do zaoferowania. Bo przecież ma. </p>Michał Wieczorekhttp://www.blogger.com/profile/05437716255571207793noreply@blogger.com0