poniedziałek, 28 maja 2012

Uskudar 27 V 2012

1. Vuk - The Plains
2. the Mountain Goats - Estate Sale Sign
3. the Mountain Goats - Liza Forever Minelli
4. Kaseciarz - Warsaw, Indiana
5. Niyaz - Arzusun
6. Niyaz - Sosin
7. Le Super Borgou De Parakou - Bori Yo Se Mon Baani
8.  Le Super Borgou De Parakou  - Gandigui (Bariba Soul)
9. Alaev Family & Tamir Muskat - Greek Salad (Horos)
10. Alaev Family & Tamir Muskat - Boe Boe
11. Baba Zula - Radio Pirata (Cosmic Metal Mother Mix)
12. Baba Zula - Temptation (Terranova Dub Mix)

wtorek, 22 maja 2012

Grass is always greener on the other side of the fence


AU played in Warsaw over a month ago. This is the interview I did with Luke Wyland just after the show. Yes, they played on his birthday.

Was recording “Both Lights” hard? You spent on making it almost a year.

It was very hard. At the end of our touring in 2009, I had so many ideas for new songs, how should they sound and so on. I started to find a place to record them, and then Irecorded, produced and engineered “Both Lights” on my own. I made a space to record at a small kinda garage. I spent there 10 months everyday recording and making music. The songs came very slowly. I knew what I wanted them to sound like in my head. I knew it very well, bu I couldn’t make them sound like that on tape. It  took a bit to rehash, rework the and distill the right sound. It was the slowest recording process ever.

What’s your creative method?

Lots of my songs start as improvisations. I just play my instrument and see where it gets me to. I loop some sequences or try to play it with Dana. It springs from there, it’s like a small seed. Then I work on  that, just putting layers upon layers on this main track. I usually go very big at first, having way too much tracks. Over time I carve it out. It’s almost like sculpting something. I have this big pieve of stone and slowly I carve it out until they get shape I wanted.

On “Both Lights” plays Colin Stetson, who is now extremely busy. Was it hard to book him?

I played with him in a avant-garde salsa band. I met Colin in 2003, we played together and stayed in touch ever since. Hs first record was put out by my old record label, so we had also this connection. I ust wrot him up, said that I have these parts and want him to play them,so he found in his calendar free days, recorded his parts and that’s it. I’m very honored to have him on my record.

Why did you part ways with your old label?

It’s kind of a long story. I was working with A0goo from 2005, he’s a good friend of mine, I’ll love him till death. In 2010 he started to question what he was doing, he didn’t want to run label at all. He has three kids now, wife, normal life, so he didn’t want to risk it. It was the moment that we mutually agreed to call it quits. I miss him

You’re a two piece band, but on the last tour you played as a three piece.

Yes, our last tour in the States was with this vocalist Holland Andrews, she should be here next time. She’s now having a tour with her own band, called Like a Villain. Actually, in Portland, our home town, we play as a five piece, with small horn section as well. When we come to Europe it’s easier to travel as a small group.

Why is Dana your constant musical partner?

I’ve known Dana fot twelve years now, we met in Boston. I was attending the art school there, I’m making music ever since. He wasn’t in my band originally, there was couple of other people. After I made “Verbs” in 2008, they couldn’t tour as much as I wanted them to, they had jobs, kids and so on. Dana just wants to tour all the time. I reformed the group and rewrote the songs, so that they could fit the two piece.

Do you like to tour more America or Europe?

Europe (laughter). I think it’s common answer, but we’re treated here better. Maybe our music connects with people here better. The US is hard, the venues you’re playing in just want to make mony, so they’re bars in general, we have to drive long ways, it’s a big country. Thera are great places but you have to drive to them through smaller cities, in which people don’t tend to go to concerts, so there probably won’t be many people. Also I think, that the grass is always greener on the other side of the fence. For us touring in Europe, staying in new countries, getting to know new other cultures is just more exciting.

What are your influences?

I grew up playing classical piano, I love Bach, in high school I turned to jazz, more free flowing improvisational music, then very experimental noise stuff. Now I tend to listen John Cage, Steve Reich and other contemporary composers. I still love jazz and music from all over the world. I love MJ and Paul Simon, very creative musicians, who hace reached millions. I’m pretty eclectic, Dana on the other hand was a metalhead. He’s drumming is very energetic, aggressive, physical, so we push each other to the next level, especially on this new record.

What’s your birthday wish?

I won’t tell, it’s my wish (laughter)

Trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie płotu



AU zagrali w Warszawie już ponad miesiąc temu, ale nie mogłem jakoś zebrać się za spisanie tego wywiadu, który przeprowadziłem z Luke'iem Wylandem po tamtym występie. W końcu trochę zapomniany ląduje na blogu. Ostatnie pytanie nie jest przypadkowe, naprawdę zagrali w dniu urodzin Wylanda.


Spędziłeś prawie cały rok nagrywając „Both Lights”.

To było ciężkie doświadczenie. Pod koniec 2009 roku, gdy kończyliśmy trasę koncertową, miałem bardzo dużo pomysłów na nowe piosenki, jak powinny brzmieć i tak dalej. Musiałem znaleźć miejsce do nagrania ich, wykorzystałem przestrzeń garażu kolegi. Spędziłem w nim 10 miesięcy, dzień w dzień tworząc muzykę. Piosenki powstawały bardzo powoli. Wiedziałem, co chciałem uzyskać, wszystko miałem w głowie, ale nie mogłem uzyskać odpowiedniego brzmienia na taśmie. Trochę czasu zajęło mi przerobienie nagrań i wydestylowanie właściwego soundu. Nigdy wczesniej nagranie płyty nie zajęło mi tyle czasu.

Jak tworzysz piosenki?

Wiele z nich powstaje z improwizacji, gram na instrumencie i sprawdzam, dokąd tym razem mnie zabierze. Zapętlam sekwencje lub próbuję grać je z Daną. Piosenki zaczynają się wtedy, są jak małe ziarenko. Potem nakładam kolejne warstwy na tę główną scieżkę. Początkowo jest ich mnóstwo, o wiele za dużo. Praca nad piosenką polega przede wszystkim na wyrzucaniu niepotrzebnych ścieżek. Przypomina to trochę rzeźbiarstwo. Mam wielki kawałek kamienia i powoli go szlifuję aż nabierze właściwego kształtu.

Na „Both Lights” gra Colin Stetson, wiecznie zajęty muzyk. Trudno było namówić?

Z Colinem grałem dawno temu w nowojorskim zespole tworzącym „awangardową salsę”. Spotkaliśmy się w 2003 roku i od tamtej pory utrzymujemy ze sobą kontakt. Zresztą jego pierwsza płyta wyszła w mojej poprzedniej wytwórni, więc to nas też w pewien sposób łączyło. Po prostu napisałem do niego, że mam takie a takie partie saksofonu i chciałbym, by je nagrał. Zgodził się bez problemu, znalazł wolny dzień w kalendarzu i już. Jestem bardzo zaszczycony, że to zrobił.

Dlaczego odszedłeś z poprzedniej wytwórni?

To dość długa historia. Z Aagoo współpracowałem od 2005 roku, jej szef jest moim bardzo dobrym przyjacielem. Dwa lata temu zaczął się zastanawiać, czy prowadzenie wytwórnia ma jeszcze dla niego sens. Wiesz, dopadło go dorosłe życie, ma żonę i trójkę dzieci, więc nie chciał ryzykować. Obopólnie zgodziliśmy się, że nasze drogi na tej płaszczyźnie się rozejdą, ale bardzo mi go brakuje.

AU jest obecnie duetem, ale w ostatnią trasę po Stanach pojechaliście w trójkę.

Tak, grała z nami niesamowita wokalistka, Holland Andrews, która powinna być tu następnym razem. Teraz niestety gra koncerty ze swoim zespołem, Like a Villain. Właściwie w Portland gramy w piątkę, razem z małą sekcją dętą. Gdy jeździmy w trasę po Europie, łatwiej jest podróżować małą grupą.

Dlaczego Dana (Valatka, perkusista Jackie-O-Motherfucker) został Twoim jedyny stałym współpracownikiem?

Znamy się już dwanaście lat, poznaliśmy się w Bostonie, gdzie chodziłem do szkoły artystycznej, właśnie wtedy zacząłem tworzyć muzykę. Dana nie grał od początku w AU. Po nagraniu „Verbs” w 2008, ludzie, z którymi wtedy grałem nie mogli grać koncertów tak często, jak tego chciałem, wiesz, mieli prawdziwą pracę i tak dalej. Dana z kolei mógłby nie wracać z trasy do domu. Zreformowałem zespół i dostosowałem piosenki tak, by można było je zagrać w duecie.

Wolisz grać koncerty w Europie czy USA?

W Europie (śmiech). Wydaje mi się, że to dość często odpowiedź, ale jesteśmy tu lepiej traktowani. Może nasza muzyka lepiej działa na Europejczyków. W Stanach jest ciężko, miejsca, w których odbywają się koncerty, chcą przede wszystkim zarobić, więc w większości to zwykłe bary. Poza tym to ogromny kraj i choć są w nim świetne miejsca do grania, to po drodze trzeba zagrać w mniejszych miastach, gdzie ludzie raczej nie chodzą często na koncerty. Poza tym, wiadomo, trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie płotu. Dla nas perspektywa trasy po Europie, poznawania nowych krajów i kultur jest po prostu bardzo fascynująca.

Jaka muzyka wpływa na twoje piosenki?

Dorastałem grając muzykę klasyczną na fortepianie, przez co uwielbiam Bacha. W liceum przerzuciłem się na jazz, improwizacje, potem miałem fazę na bardzo eksperymentalny noise. Teraz często słucham Johna Cage’a, Steve’a Reicha i innych współczesnych kompozytorów. Nadal jednak kocham jazz i muzykę z całego świata. Mam ogromny szacunek do Michaela Jacksona i Puala Simona, którzy będąc niezwykle kreatywnymi muzykami, odnieśli sukces i dotarli do milionów ludzi. Wydaje mi się, że mój gust jest dość eklektyczny. Dana był metalowcem, dzięki czemu jego gra na perkusji jest bardzo żywa, agresywna, fizyczna. Łącząc te elementy i konfrontując je, przenosimy się na kolejny poziom, szczególnie na nowej płycie.

Jakie jest twoje urodzinowe życzenie?

Nie powiem Ci, w końcu jest moje (śmiech).

poniedziałek, 21 maja 2012

Poza czasem

mat. prasowe

Czy muzyka folkowa jest poza czasem?

W pewnym sensie tak, ale jednocześnie ciągle się zmienia. To jest to, co w niej kocham. Nie chcę jej konserwować, bo takie muzealnictwo zabija muzykę. To żywa muzyka grana przez prawdziwych ludzi. Nie może być „czysta”, nie ma jednego sposobu, by ją grać. Mody się zmieniają, instrumenty się zmieniają. Muzycy grają dziś na keyboardach Casio, a dwieście lat temu korzystali z najprostszych fletów pasterskich. To nadal jest muzyka ludowa, ale zupełnie inna. Ludzie ciągle wykonują te stare melodie, więc można o niej powiedzieć, że jest poza czasem, ale nie da się zdefiniować jej jednego brzmienia.

Porozmawiałem z Jeremym Barnesem z A Hawk and a Hacksaw po koncercie na OFF Clubie.

czwartek, 17 maja 2012

Ashia Grzesik - Bison Rouge



Wiolonczela, Alicja w krainie czarów, Moulin Rouge i druga wojna światowa.

Jak to często bywa w moim przypadku, z muzyką Ashi Grzesik (zanim zechcecie ją zabić za ponadprzeciętny ładunek pretensjonalności, uprzedzam, że jest Amerykanką) zetknąłem się dzięki koncertowi. Grała w Śnie Pszczoły przed krakowiakami z Vladimirski. Miała tylko wiolonczelę. Ubrana była w czerwoną wieczorową suknię, rękawiczki do łokci (które na pewno mają swoją specjalną nazwę), fikuśny kapelusz. I wszystko jasne. Amerykanka przetwarzała kabaretowe wzorce, łączyła je z folkiem i loopami. Wszytko razem brzmiało całkiem interesująco.

"Bison Rouge" to jej najnowsza EPka. Najnowsza nie znaczy nowa, bo ma już dwa lata. Kabaretowość i knajpianość muzyki podkreśla rozszerzone o akordeon instrumentarium (gdzieniegdzie pojawiają się też nieśmiałe trąbki i perkusja). "Broken Crowns" ucieka w stronę wiedeńskich sal koncertowych z ostatnich lat Franciszka Józefa, "Ode to Bison" zgodnie z tytułem to amerykańska preria."Country Will Do Her Well" z kolei jest trochę baśniowe. W tej mieszance Joanna Newsom może być dobrą wskazówką i odniesieniem, ale Ashia ma od niej głębszy głos, co tylko działa na jej korzyść.

Nie pisałbym o tej przyjemnej płytce, gdyby nie jedna piosenka. "Prosto do nieba" jest przebłyskiem geniuszu. W prostych słowach, łamanym polskim Ashia opowiada historię swojej babci. Życie jej nie było drastycznie różne od rówieśników, najpierw wojna, potem ciężkie lata stalinizmu, każdy ma taką osobę w rodzinie. Nic niezwykłego, ale w prostocie tkwi siła tego utworu. To też jedyny moment, gdy naprawdę słychać zaangażowanie w wokalu Ashi. Fakt, balansuje na granicy zbytniej egzaltacji i teatralności, ale po pierwsze taka jest konwencja, którą obrała, a po drugie, Bogu dzięki, daleko jej do Piotra Roguckiego.

Ashia niedawno rozpoczęła kampanię na kickstarterze, która ma pomóc jej wydać długograja. Jeśli chcecie więcej takich piosenek, jak "Prosto do nieba", która brzmi tak:




wejdźcie tu.

PS. I następnym razem idźcie na jej koncert, bo nie chcę znów być jedną z trzech osób na sali.

Uskudar 13 V 2012

Ostatnia audycja upłynęła pod znakiem wywiadu z A Hawk and a Hacksaw, dlatego dziwnym nie jest, że zdominowali playlistę.

1. A Hawk and a Hacksaw - Laughter in theDark
2. A Hawk and a Hacksaw - Lassu
3. A Hawk and a Hacksaw - Lajtha Lassu
4. A Hawk and a Hacksaw - No Rest for the Wicked
5. John Jacob Niles - Sing We the Virgin Mary
6. Universalia in Re - Pois que dos reys nostro Sennor
7. Ashia Grzesik - Prosto do nieba
8. Josephine Foster & Victor Herrero Band - Puerto de Santa Maria
9. A Hawk and a Hacksaw - In the River

wtorek, 8 maja 2012

Lee Fields & the Expressions - Faithful Man


Dla Lee Fieldsa w życiu liczą się dwie rzeczy. Kobiety i soul. O tych pierwszych śpiewa w rytm drugiego od 1969 roku.

Gdy zaczynał, był w awangardzie i choć pozostał w cieniu tworzył podwaliny pod funk. Dziś sam jest klasykiem, co podkreśla dostojna muzyka na „Faithful Man”. The Expressions tworzą muzycy odpowiedzialni za nowojorskie odrodzenie klasycznych soulowych brzmień. Thomas Brenneck założył Dunham Records, oddział Daptone Records, Leon Michels Truth and Soul, wydawcę albumow Fieldsa. Charakterystyczne gitary to dzieło tego pierwszego, Thomas przez jakiś czas współpracował z Amy Winehouse, stylowe dęciaki - Michelsa, znanego saksofonisty. Pod ich skrzydłami nagrywali chociażby Sharon Jones czy rewelacja ubiegłego roku sześćdziesięciojednoletni debiutant Charles Bradley.

Lee jest w podobnym wieku, ale na szczęście nie los nie doświadczył go tak mocno, jak Charlesa, więc na kolejnych płytach skupia się na swojej prawdziwej miłości. Raz jest skruszonym kochankiem, innym buńczucznie oświadcza, że kozakiem będzie zawsze, nieważne, czy zabierzecie mu zespół, muzykę i co tam jeszcze chcecie, jeszcze innym razem podrywa dziewczyny, a przecież chwilę wcześniej zapewniał o swojej niezłomnej wierności i nie chciał kolejnych kochanek. Pożycza od Jaggera piosenkę o trudach życia w drodze i przerabia ją na soulowy standard. W każdym utworze czuje się swobodnie, słychać jego bogate doświadczenie. Fields nie ma może wielkiego głosu, ale ekspresji i zaangażowania można mu pozazdrościć.

Z zaangażowaniem idą świetne piosenki, klasyczne (słowo dnia), wzruszające, energetyczne i stylowe. „You’re the Kind Girl” słonecznie buja, „Faithful Man” i Still Hangin’ On” kipią żarem. I nawet jeśli momentami zbyt przypominają Otisa Reddinga, to trzeba pamiętać jedno, Lee Fields ma soul we krwi, a jego nie da się tak łatwo pozbyć. 

niedziela, 6 maja 2012

Choban Elektrik - Choban Elektrik


Bałkany na kwasie.

Muzyka bałkańska większości ludzi kojarzy się z charakterystycznym, brawurowym brzmieniem dęciaków. Jedni je kochają, inni wręcz przeciwnie. I właśnie dla wrogów Guczy jest ta płyta.

Choć na debiucie nowojorskiego zespołu prawie wszystkie melodie są tradycyjne (wyjątkiem jest "Steve's Gajda", utwór albańskiego muzyka na stałe mieszkającego w NYC), to nie uświadczycie tam ani grama instrumentów dętych. Jordan Shapiro, Dave Johnsen i Phil Kester są prawie klasycznym power trio: gitara/klawisze, bas i bębny. Instrumenty kojarzone z Bałkanami pojawiają się sporadycznie, jak akordeon w "Ibraim Odza/Pusteno". Większość utworów opiera się na zelektryfikowanym brzmieniu organów Hammonda i  Fendera Rhodes, co w połączeniu z jazzującą sekcją rytmiczną daje dość zaskakujący efekt."Moj Xhemile" i "Çobankat" z wokalnym udziałem Evy Saliny Prinack przywodzą na myśl palenie haszyszu nad Bosforem podczas zachodu słońca (kiedyś to wypróbuję). Czasem jest bardziej garażowo, jak w mocno surf rockowym "Beratche from Prespa", kiedy indziej bardziej funkowo, jak w otwierającym album "Valle E Shqipërisë Së Mesme".  

Wszystko razem, czyli bałkańska treść w zachodniej formie brzmi fantastycznie, z jednej strony wielkomiejsko, z drugiej egzotycznie. Zawsze niezwykle interesująco.