środa, 30 czerwca 2010

Offowe dni w Powiększeniu

O tym, że Powiększenie jest najlepszym repertuarowo klubem w Warszawie, wiadomo nie od dziś. W poniedziałek i we wtorek mieliśmy tam małą powtórkę z zeszłorocznego Off Festivalu.

Wooden Shjips, czyli powtórka z rozrywki


Generalniebylo tak samo, jak w zeszłym roku. Kleiście, monotonnie, przesterowanie i bardzo fajnie, choć przewidywalnie (set prawie taki sam, jeśli nie identyczny). I trochę za głośno, ale to już moje zboczenie. W każdym razie, warto było iść na ten koncert, bo dobrego rocka psychodelicznego nigdy za wiele. A także podstarzałych hipisów, bo tak właśnie wyglądali Kalifornijczycy.

Lucky Dragons, czyli mistyczne przeżycie


Na ich offowym koncercie nie byłem, od dzisiaj wiem, że powinienem był tego żałować. Bo koncerty Lucy Dragons to nie są zwykłe koncerty, to bardziej rytuał, w którym współuczestniczy publiczność. Do tej pory myślałem, że obmacywanie spoconych Izraelczyków/grubego Kanadyjczyka jest szczytem interakcji na koncertach. Lucky Dragons poszli duuuuzo dalej. Oddają część instrumentów publiczności i razem tworzą muzykę. Nie trzymającą się żadnych ram, rozimprowizowaną, nieprzewidywalną. I pierwotnie piękną. Mimo że wszystkie instrumenty są podłączone do mini miksera i że wszystkim sterują Luke i Sarah (no, prawie wszytkim), to muzyka, którą generowaliśmy była niesamowicie plemienna i rytualna. W pewnym sensie psychodeliczna, ale bardziej mantrowa i transowa. To było bardziej jak jakiś zapomniany rytuał, drzemiący w każdym z nas.No i to nie były zwykłe instrumenty, bo czy zwykłymi instrumentami można nazwać płyty CD, którymi manipulowało się światło projektora, co z kolei przekładało się na dźwięk, podobnie jak w thereminie, albo kable, które wydawały dźwięk w interakcji ze sobą, ale dopiero, gdy osoby je trzymające złapały się za ręce? Z pewnością nie. Jeden z pięciu najlepszych koncertów/występów, w których było mi dane uczestniczyć. Bez przesady.

środa, 16 czerwca 2010

Krótkopis #3 - rokendrole

Głośno, szybko i do przodu. 

Capital - "Capital" EP

Po prawdzie to bardziej demo niż normalna EPka, ale nagrane w profesjonalnym studiu. W 3 kawałkach Capital wraca do lat 90. Jest trochę grunge'owego brudu, jest trochę post-hardcore'owej agresji i nerwu, jest indie niezależność i gitarowość, jest rock'n'rollowy sznyt i groove. Jest dobrze, ot tak, po prostu. Razem z debiutem Kim Nowak to najlepsza po prostu rockowa pozycja w Polandii AD 2010. Ale to może się zmienić, bo na jesieni druga płyta Black Tapes! Polecam.

Boogie Nights - "Sixpack of Hand Grenades" EP

Cały czas zostajemy w okołohardcore'owych klimatach. Zamiast jednak sterczeć w latach 90., przenosimy się z powrotem do XXI wieku. Do teksańskiego nerwu dodajemy teksańskich maczo menów. Jakkolwiek to by się nie wydawało karkołomne, Boogie Nights dodają do swojego hardkoru iście southern rockowe zagrywki, czasem nawet przechodzące w pudel metal, jak solówka w kawałku tytułowym. W "Hunters" typowe rokendrolowe granie przeplata się ze screamo. W "Hulk Smash" jest podobnie, ale tym razem brzmi to dość słabo. W "Blame It On Boogie Man" (tytuł kojarzy mi się z jednym odcinków atomówek), słychać też stoner rocka w tym mniej wieśniackim wydaniu. Potem znów wracamy do łączenia rokendrola z hardcore'em. Efekt jest dość intrygujący, ale jeszcze trochę trzeba nad nim popracować. Raczej polecam.


The Dead Weather - "Sea of Cowards"

Jack White 2:1 Josh Homme. Bardzo polecam.


Eddy Current Suppresion Ring - "Rush to Relax"

Ech, ci Australijczycy, może i przegrywają z Niemcami 4:0 na mundialu, ale przynajmniej na niego pojechali. Przegrywanie z Niemcami to jedyne, co mają wspólnego z nami, smutasami, u Kangurów musi być wieczna impreza, a Edusie to wyluzowane chłopaki. Najpierw robią prawdziwie punkowy 'rush' na złamanie karku, a potem relaks. I to taki prawdziwy, z morzem w tle. Polecam.


Male Bonding - "Nothing Hurts"

Cytat z RYMowej recenzji: 
British answer to last year's Canadian Japandroids (who were excellent)? It doesn't seem like a good idea to me.
Dla mnie też nie. Poza tym to kolejny dowód, że po tamtej stronie Wielkiej Kałuży jest fajnie. Nie polecam.



Masshysteri - s/t

O tych Szwedach już tu pisałem. Nic się nie zmieniło. Nadal jest prościutko, szybciutko, króciutko, nadal jest dwóch chłopaków i dwie dziewczyny. I nadal jest cholernie, cholernie melodyjnie. O tym, że jest energetycznie, to nie ma nawet co pisać, to zbyt oczywiste (zbytnią oczywistość zobaczyłem w poprzedniej polityce, a może w tej? nieważne, to sformułowanie wpadło mi w oczy podczas czytania tekstu o hipsterach. Tych naszych, warszawskich. Polecam). Płytę Masshysteri też polecam. Nawet bardzo polecam.

wtorek, 15 czerwca 2010

Muzyka niezależna. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie.

Organizatorzy Audiorivera zrobili debatę na Chłodnej o muzyce niezależnej, co jest częścią większego projektu Rynek Niezależny. Zabawne trochę, bo jak myślę 'muzyka niezależna', to nie przychodzi mi do głowy elektronika. Zresztą, co przychodzi ludziom do głowy na dźwięk słów 'muzyka niezależna' było jednym z tematów dyskusji. Bawiąc się dalej w dygresję, dodam, że pisząc 'muzyka niezależna' już dwa razy napisałem muzyka alternatywna, co chyba jest właściwszym określeniem, bo muzyka 'niezależna' jest niezależna od czego? Nie do końca wiadomo. Tak, o tym też było.

Najważniejsze pytanie (jak i nazwa) tej debaty brzmiało 'Muzyka niezależna, czyli jaka?'. Żeby odpowiedzieć na to pytanie sięgnięto po pomoc internautów i zadano im to pytanie (oczywiście w podstępnej formie ankiety). Posiłkując się jej wynikami, doszedłem do wniosku, że każda. Internauci mieli określić, jakiej muzyki słuchają, a potem, jaką muzykę uważają za niezależną. Okazało się, że dokładnie tej, której słuchają. Wszyscy jesteśmy niezależni. A skoro tak jest, to chyba można ogłosić koniec społeczeństwa jako sieci zależności. 

Poza tym okazało się, że metale słuchają tylko metalu, a ziomki tylko hiphopu. Były też narzekania na polski rynek muzyczny oraz na poziom muzycznej edukacji społeczeństwa. Było zdjęcie odium z popu. bo wyszła pogarda polskich słuchaczy do tej estetyki. Zabawne, bo w gronie ankietowanych wcale nie dominowali słuchacze poważki. 

Zastanawia mnie trochę celowość takiej debaty. Czy może raczej takiej debaty, w takim miejscu, w takim gronie. W publiczności siedzieli przede wszystkim ludzie związani z muzyką, na kanapach tym bardziej. Oni wszyscy wiedzą o tej mierności rynku, braku edukacji. To dla nich czyste truizmy. Debata była nagrywana. Kto ją obejrzy? Osoby zainteresowane tematyką, prawdopodobnie też już to wszystko wiedzą. Porcysie i skrinejdżersi dawno temu przecież zaczęli zajmować się 'popem' i pokazali niezalom, ze może być fajny. 

Czy taką debatę obejrzy statystyczny Kowalski? Nie, bo muzyka go nie interesuje, jest tylko dźwiękiem tła. Po prostu my, Polacy, nie jesteśmy dostatecznie bogaci, żeby przestać martwić się tym, czy jest co zjeść na kolację, a zacząć zastanawiać się nad poziomem kultury w Polsce w ogóle, nie tylko muzyki. Jasne, to się zmienia, ale kultura to ciągle 'zabawka' raczkującej klasy średniej i bogaczy. Przeciętny Polak ma inne, ważniejsze zmartwienia. Za 10-15 lat, kiedy już będziemy bogatsi i zaczniemy doganiać Niemców na przykład, będzie tak naprawdę czas na debaty o kulturze, bo ludzi zacznie to obchodzić. Taką przynajmniej mam nadzieję. Teraz możemy przygotować grunt pod takie ogólnonarodowe debaty. W tych naszych małych środowiskach, w których prawie wszyscy się znają. 

A co z muzyką niezależną? Jeszcze jej nie znaleziono.

sobota, 12 czerwca 2010

Best video ever

Jest początek roku 2002. Mam 13 lat i MTV2 (tak, to były piękne czasy. I nawet muzyka tam leciała). A skoro mam MTV2, to oglądam je prawie cały czas. Lata 2001 i 2002 to największy rozkwit new rock revolution. Pamiętam, że wtedy nie znosiłem tych wszystkich Strokesów, YYYs, lubiłem za to The Vines i Datsuns. I oczywiście pop-punk. I tu przechodzimy do rzeczy. Feeder, mimo kilku niezłych albumów, będzie dla mnie zawsze zespołem jednej piosenki. Od premiery tego singla minęło już prawie dziewięć lat, a nadal jest to jedna z moich ulubionych piosenek ever. Niestety, często o niej zapominam. Przypominam sobie o niej raz na jakiś czas, dzisiaj na przykład przypomniał mi o niej RYM, podając datę nowego wydawnictwa Brytyjczyków. 

No i oczywiście teledysk, dziś już klasyczny, powstały nawet klipy nim inspirowane. Pomysł na niego jest niezwykle prosty. Robimy konkurs, każdy z uczestników ma robić coś podczas piosenki, a potem pan reżyser poskłada te amatorskie ujęcia we wspaniałą całość. Highlighty: bobas z bębnami, dzieciak z gitarą, dwie koleżanki, dziewczyna w czarnej bluzce i spódniczce, gość z parasolem. Najlepszy teledysk ever. Nie ma innej możliwości.

wtorek, 8 czerwca 2010

Kim jest Kim Nowak?

Nie za wiele o nim (o niej?) wiadomo, ukrywa się przed wścibskimi spojrzeniami, nie za wiele o sobie mówi. Kim właściwie jest Kim Nowak?

Z pewnością nie ma za wiele wspólnego ze swoją imienniczką, Kim Novak, aktorką najbardziej znaną z filmów mistrza grozy, Alfreda Hitchcocka. Nasz Kim Nowak lubi oglądać filmy starego mistrza, ale to facet z krwi i kości. Lubi przykozaczyć, pokazać jaki z niego gość, "tak, jak golem ma charakter", czasem nawet pogrozi bronią, taki z niego twardziel i nie zmienią tego nawet dzwony, które lubi nosić.

Kiedyś pewnie nosił długie włosy i skórę, z tamtych czasów została mu miłość do Black Sabbath i Led Zeppelin. Hendrixa i jego gitarowe wywijasy po prostu ubóstwia. Z młodszych, z młodszych to ostatnio najlepiej mu wchodzi to, co wyszło spod palców dwóch Amerykanów: Josha Homme'ego i Jacka White'a, ze wskazaniem na tego drugiego i jego nowy zespół. Choć Queens of the Stone Age też często słucha. No i żeby nie było, że nie jest patriotą i słucha tylko zgniłego Zachodu - bardzo ceni sobie Breakout.

Ile ma lat? Pierwszą miłość dawno już przeżył, drugą i trzecią też, teraz przestrzega przed nią młodszych kolegów, bo wie, że nie ma z nią żartów, "bo to jest King Kong". Chodzi do pracy, pewnie w jakiejś korporacji, ale ma kłopoty ze snem. Lubi posłuchać Sonic Youth i dobrego rapu, co wskazuje na to, że wychował się w starych, dobrych latach 90. Pewnie więc ma około trzydziestki. A, byłym zapomniał, lubi od czasu do czasu poeksperymentować z używkami. Najchętniej zarzuca kwas i wtedy doświadcza iście hipisowskich wizji. Nie do końca ufa ludziom, bo zdradził go dobry przyjaciel.

Mimo tego, że niektórzy mu zarzucają, że w sumie to nie ma własnej osobowości i łyka wszystko, co jest z lat 60. i to kopiuje w swoim stylu, to fajny chłopak z tego Kima Nowaka.

wtorek, 1 czerwca 2010

lala is dead

Zabawne, jeszcze dzisiaj rozmawiałem o lali jako świetnym serwisie, na którym warto się wzorować, bo wrzucać widgety na różne strony, a tu się okazało, że została zamknięta. Przynajmniej wiem, co może być jej polskim odpowiednikiem, bo byłem na spotkaniu informacyjnym o nowym serwisie w polskim internecie, ale nie jestem pewien, czy mogę już o nim pisać. Poczekam do poniedziałku tak na wszelki wypadek.